Młoda mama podejrzewała, że ma raka szyjki macicy. Lekarka wyśmiała ją i zignorowała jej objawy
Jody Oxley podejrzewała, że może chorować na raka szyjki macicy. Gdy zgłosiła się do lekarki i opowiedziała o swoich objawach – oraz podejrzeniach – została… wyśmiana. „Byłam wściekła, zwracała się do mnie jak do dziecka” – opisuje kobieta.
Jody Oxley z Doncaster w Anglii uskarżała się na nieregularne miesiączki, nietypowe krwawienia między krwawieniami miesięcznymi, obfite upławy. Podczas wizyty w państwowej placówce usłyszała, że jest „za młoda”, by lekarz zlecił cytologię finansowaną przez Narodową Służbę Zdrowia (NHS).
Miała objawy raka. Lekarka ją zignorowała
Jody zauważyła pierwsze niepokojące objawy już w sierpniu 2016 roku. Zbagatelizowała je – założyła, że pojawiające się nieregularne krwawienia wywołane są implantem antykoncepcyjnym, a jej ciało potrzebuje po prostu więcej czasu, by się do niego „dostosować”. Uznała, że w jej rodzinie nie ma historii nowotworów, a nieregularne miesiączki są powszechne wśród jej krewnych. Rok wcześniej urodziła córkę – tłumaczyła sobie, że w jej przypadku regeneracja trwa dłużej niż u innych kobiet.
Objawy zaczęły się jednak nasilać. Jody zaczęła czytać o raku szyjki macicy i nabrała podejrzeń, że być może rzeczywiście ma nowotwór. Wtedy też, za radą mamy, udała się na wizytę do internistki.
Podczas wizyty opowiedziała o swoich objawach i podejrzeniach. Lekarka ją zignorowała.
„Wyśmiała mnie, kiedy to zasugerowałam. Byłam wściekła, zwracała się do mnie jak do dziecka. Zleciła mi badanie w kierunku infekcji przenoszonych drogą płciową” – opisuje młoda mama. Badanie wykluczyło chorobę weneryczną.
Badanie cytologiczne potwierdziło obawy Jody
Jody udało się pożyczyć pieniądze i umówić na wizytę prywatnie. I tu nie obyło się bez złośliwości – z uwagi na jej młody wiek lekarze nie widzieli konieczności wykonywania cytologii. „Ginekolog przewrócił oczami, gdy powiedziałam, że przyszłam na wymaz. Po zbadaniu mnie powiedział, że sprawa jest poważna” – wspomina Jody. Badanie potwierdziło najgorsze. Diagnoza: rak szyjki macicy. „Pielęgniarka zaczęła płakać, ja płakałam. Do gabinetu przyszedł mój partner Andy, on też zaczął płakać”.
Diagnoza pozwoliła wdrożyć leczenie. Konieczna była transfuzja krwi, a następnie 6-tygodniowy cykl chemioterapii i radioterapii. Choć guz się zmniejszył – z prawie 6 cm do 2 cm – Jody musiała przejść zabieg histerektomii (chirurgicznego usunięcia macicy).
„W styczniu 2018 roku przeszłam operację – usunięto szyjkę macicy, macicę, jajniki i okoliczne węzły chłonne. Usunięto też guza, ale lekarz zaznaczył, że komórki rakowe wciąż mogą być obecne. Wiedziałam, że każde badanie może przynieść złe wieści” – opisywała Jody na łamach „The Sun” w 2019 roku.
Po czterech latach rak wrócił
Wiosną tego roku poinformowała na swoim profilu na Facebooku, że po czterech latach doszło do nawrotu choroby. „Lekarze dają mi 6-12 miesięcy życia, moje opcje są ograniczone i wszystkie kończą się tak samo. Nie zamierzam jednak zaakceptować, że to mój koniec!” – napisała.
Angielka się nie poddaje: pod koniec czerwca przeszła operację usunięcia guza, obecnie przebywa w szpitalu. W ciągu kilku tygodni powinna zostać wypisana do domu – do dzieci i partnera. Swoją walkę z chorobą – i systemem – na bieżąco opisuje w mediach społecznościowych.
Jody dzieli się swoją historią, by uświadomić kobietom, zwłaszcza młodym, że mają prawo domagać się od lekarzy szacunku i fachowej opieki. Nie powinny pozwalać, by lekarze bagatelizowali ich objawy. Ich własna determinacja może uratować im życie.
Źródło: thesun.co.uk
Piszemy też o: