8-letni Luke Ramone Harper z Irlandii zmarł na skutek zatrucia helem z balonu. Chłopiec dostał go na urodziny. Balon był w domu jeszcze przez tydzień, uszło z niego jednak trochę powietrza, więc chłopiec chciał go dopompować. Gdy próbował to zrobić – doszło do tragedii. 8-latek zatruł się gazem. Jego matka jest przekonana, że Luke nie próbował wdychać helu, by zmienić głos, ponieważ nigdy wcześniej nie widział, żeby robił tak ktoś inny.
Mama chłopca, Hilary McSweeney, zeznała, że tego popołudnia jej syn grał i oglądał filmy na YouTube. Nie zareagował, gdy poprosiła, by zszedł na kolację. Wzbudziło to w niej niepokój. Gdy poszła do jego pokoju, odkryła, że leży twarzą do ziemi i nie reaguje, a przy nim znajduje się balon. Ciało chłopca było bezwładne. Prawdopodobnie po dostaniu się helu do organizmu bardzo szybko stracił przytomność.
Mama 8-latka wyniosła go na zewnątrz, aby zaczerpnął świeżego powietrza. Dochodzenie wykazało, że ona i ojciec Luke’a, Martin Harper, uciskali synowi klatkę piersiową, gdy czekali na przybycie służb ratunkowych.
Chłopca przewieziono do szpitala, jednak nie był on w stanie oddychać samodzielnie. Lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Sekcja zwłok wykazała, że Luke zmarł z powodu niedotlenienia mózgu.
Tego wypadku nie dało się przewidzieć. Rodzice chłopca chcą jednak ostrzec wszystkich innych rodziców, by pozbyli się oni wszelkich rzeczy, które zawierają w sobie hel. Taka zabawa może być dla dzieci śmiertelnie niebezpieczna.
Hel jest gazem, który przenika do krwi, wypiera tlen i prowadzi do niedotlenienia, śmierci mózgu lub uszkodzenia płuc. Objawy zatrucia helem nie są jednoznaczne, mogą świadczyć również o innych dolegliwościach, jeśli jednak podejrzewasz, że u dziecka doszło do zatrucia, zwróć uwagę na następujące symptomy:
Źródło: irishmirror.ie, o2.pl
Piszemy też o:
Moda na kupowanie malutkim dzieciom pojazdów, które są wzorowane na tych przeznaczonych dla dorosłych, staje się coraz bardziej widoczna. Taka zabawa jednak może skończyć się ogromną tragedią. Przykładem na to jest między innymi historia 4-latka z Wielkiej Brytanii. Niebezpieczna zabawa Jacob Gamlin-Turner to 4-letni chłopczyk, któremu ojciec i dziadek pozwolili na jazdę na minimotorze na specjalnym sportowym placu zabaw w Blackwood. Chłopczyk już wcześniej jeździł na podobnych pojazdach, jednak minimotor przewyższył jego umiejętności. Z relacji dziadka wynika, że maluch podczas jazdy napotkał na drodze jakąś przeszkodę. Cała sytuacja skończyła się tragicznie. Chłopiec stracił kontrolę nad pojazdem. Dorośli próbowali go dogonić i zatrzymać – niestety, nie udało się. Nie pomogło nawet to, że 4-latek był ubrany w odpowiedni strój: specjalny kombinezon, rękawice ochronne i kask. Minimotor wraz z chłopczykiem roztrzaskał się o metalowe ogrodzenie. Maluch stracił przytomność, a później przestał oddychać. Trafił do szpitala. Dziecko miało poważne obrażenia: uraz głowy, złamany kręgosłup, krwotok wewnętrzny. Mimo wysiłków lekarzy Jacob zmarł na drugi dzień. Śledztwo w sprawie śmierci chłopca Choć do wypadku doszło 4 maja ubiegłego roku, cała sprawa została ponownie nagłośniona ze względu na zakończenie śledztwa. Całe zdarzenie zostało uznane za nieszczęśliwy wypadek, a dziadkowi i tacie chłopca nie grozi żadna kara. Sąd wziął pod uwagę fakt, że tata chłopca wybrał miejsce, które uznał za bezpieczne, by jego syn mógł spróbować po raz pierwszy jazdy na minimotorze. Dodatkowo mężczyzna dokładnie sprawdził pojazd, na który wsiadł jego syn i stwierdził, że wszystko działa prawidłowo (potwierdziły to później również oględziny sprzętu). Ta historia powinna być jednak przestrogą dla innych...
Do wypadku doszło na osiedlu Nadodrzańskim w Sulechowie w woj. lubuskim około godziny 14:00. Jak dowiedział się „Fakt” od świadka wypadku, dziecko na miejscu było reanimowane. Wezwano także helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Zielonej Góry. Dziecko trafiło do szpitala Dziecko zostało poważnie ranne i trafiło do szpitala. „Bardzo źle to wyglądało. To wielkie szczęście, że ten maluszek przeżył upadek z takiej wysokości” – powiedział „Faktowi” mieszkaniec osiedla. Stan dziecka w momencie przyjęcia do szpitala był bardzo poważny. Obecnie trwają prace policji, które pozwolą wyjaśnić okoliczności i szczegóły zdarzenia. Obecnie nie wiadomo jeszcze, pod czyją opieką pozostawało dziecko i jak doszło do tego, że wypadło z okna. Źródło: fakt.pl, newslubuski.pl Piszemy też o: To już piąte dziecko w oknie życia w Sosnowcu Tragedia w lesie: pies zagryzł niemowlę Wzruszające pożegnanie rodziców z córeczką
Tragedia wydarzyła się we wschodniej Anglii, w hrabstwie Lincolnshire. Do zaatakowanej przez psa 3-miesięcznej dziewczynki wezwano ratowników medycznych. Mimo ich wysiłków dziecko zmarło. Ratownicy natychmiast powiadomili o tragedii policję, która niezwłocznie przybyła na miejsce zdarzenia. Śledztwo w toku Do zdarzenia doszło w lesie na Ostler’s Plantation w okolicy Woodall Spa. Właściciele psa, którego rasa nie została podana do wiadomości publicznej, zostali aresztowani. To 40-letnia kobieta i 54-letni mężczyzna, którzy nie byli rodzicami dziecka. Wstępnie zostali oskarżeni o brak kontroli nad zwierzęciem, którego są posiadaczami. „To wyjątkowo smutna sytuacja i wiemy, że wpłynie ona na lokalną społeczność, a nawet każdego innego, kto o niej usłyszy” – przekazał nadinspektor Andy Cox z policji w Lincolnshire. Policja zapewniła, że dołoży wszelkich starań, aby wyjaśnić okoliczności tragedii i z góry dziękuje za wsparcie. Jak wynika z badań polskich naukowców, najczęstszymi sprawcami pogryzień są samce – kąsają ludzi ponad trzy razy częściej niż suczki. Źródło: dailymail.co.uk, Pokąsania ludzi przez psy. Monitoring pokąsań na podstawie raportów Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Pruszkowie. Analiza przypadków. Dr Inż. Agnieszka Boruta, dr Inż. Katarzyna Fiszdon Piszemy też o: 18-miesięczny chłopiec zginął w bombardowaniu Niezwykłe narodziny: noworodek w worku owodniowym Policja eskortowała 7-miesiecznego chłopca
