„Synowa wychowuje mojego wnuka na życiową lebiegę. Wszystkiego mu zabrania. Babcia pozwoliła mu się wyszaleć”
„Synowa wiecznie czegoś zabraniała Maćkowi. Zabawa w piaskownicy? Nie, bo zarazki. Kontakty z innymi dziećmi z osiedla? Nie, bo na pewno są chore i go zarażą. Huśtawki? Rowerek? Nie, bo synek się przewróci, przeziębi, zwichnie nogę… Serce mi pękało, gdy na to patrzyłam”.
Byłam zdziwiona, gdy syn oświadczył, że zamierza ożenić się z Julitą. Wydawało mi się, że ta kobieta w ogóle do niego nie pasuje. Jacek zawsze uwielbiał aktywnie spędzać czas, bo od małego wpajaliśmy mu z mężem, że ruch na świeżym powietrzu to zdrowie. W wolnych chwilach jeździł więc na rowerze, grał w tenisa, biegał, jeździł na rolkach. W zimie szusował na nartach, w lecie pływał w morzu.
Tymczasem Julita zachowywała się tak, jakby każde wyjście na dwór kończyło się ciężką chorobą. Czasem miałam wrażenie, że gdyby tylko mogła, to całymi dniami siedziałaby w domu.
Pamiętam, jak syn po oświadczynach przyprowadził ją do nas w gości. Pogoda była piękna, więc podałam obiad na tarasie. Dopóki świeciło słońce, wszystko było w porządku. Ale gdy tylko niebo trochę się zachmurzyło i zerwał się lekki wiaterek, Julita okryła się pledem, a w końcu uciekła do środka.
– Co jej się stało? – szepnęłam do Jacka.
– Julitka boi się, że ją przewieje i znowu się przeziębi – odparł.
– Żartujesz? Przecież to lekki zefirek, a nie huragan – zdziwiłam się.
– Oj, mamo, przestań. Ona jest bardzo delikatna, często się przeziębia. Musi na siebie uważać – bronił jej.
Już miałam zapytać, czy na pewno chce się ożenić z taką mimozą, ale ugryzłam się w język. Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę się wtrącać w jego życie, narzucać swojej woli. Poza tym byłam przekonana, że wcześniej czy później zarazi Julitę miłością do sportu.
Niestety, mijały lata i nic się nie zmieniało
On nadal jeździł na rowerze po lesie, grał w tenisa, w lecie pływał w morzu, w zimie szusował na nartach, a ona w obawie przed przewianiem, kleszczami, poparzeniami słonecznymi, odmrożeniami i innymi wielkimi, jej zdaniem, niebezpieczeństwami, siedziała w domu lub w hotelu. Śmieszyła mnie...