
5-miesięczny Tymon jest bezbronny w obliczu nowotworu złośliwego oka. Potrzebuje pomocy, niestety ona kosztuje i to nie mało. Rodzice chłopca rozpoczęli walkę o jego zdrowie. Celem jest zebranie niebagatelnej kwoty 1 400 000 złotych. Dołącz do walki o zdrowie Tymka.
Tymon urodził się 02.10.2015 roku. Był dzieckiem wyczekiwanym (przyszedł na świat po 3 latach starań rodziców). Początkowo nic nie wskazywało, że jego zdrowiu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo.
"(...)Pamiętam chwilę, kiedy położna położyła moje nagie dziecko na moim ciele – będę ten moment pamiętała do końca życia! Cudowne i wzruszające przeżycie. Poczułam ciepło, delikatność i ogromną ufność ze strony tego malca, który od razu wiedział, kim jestem i swoimi malutkimi rączkami, stopniowo, wdrapał się aż do mojej szyi. Jak tylko zaczynał płakać, wystarczyło włożyć mu palec do rączki i natychmiast się uspokajał. Bardzo szybko też zaczął się uśmiechać, nasz uśmiech został jednak zastąpiony strachem..." – wspomina mama Tymka.
Wszystko zaczęło się od zdjęć
"Wszystko zaczęło się w weekend, a dokładnie w sobotę 5 marca. Właśnie wybieraliśmy się na spacer, kiedy przypomniało mi się, że muszę podzielić się z moim mężem Krzyśkiem, pewnym spostrzeżeniem na temat naszego synka Tymka. Zauważyłam podczas przebierania małego, że jedna źrenica dziwnie odbija światło. Powiedziałam o tym Krzyśkowi, w przekonaniu, że skomentuje to jako nic specjalnego, tymczasem stało się inaczej. Mój mąż również zauważył to już jakiś czas temu!
Na wstępie postanowiłam natychmiast w poniedziałek udać się na cito do okulisty dziecięcego. Cały czas miałam w pamięci zdjęcia, na których to przecież Tymcio miał czerwone źrenice. A to przecież było dobrym objawem, świadczącym o tym, że oczka są zdrowe. Mąż jednak postanowił zrobić jeszcze dla świętego spokoju zdjęcie telefonem. I wtedy okazało się, że jesteśmy w błędzie. Źrenica w prawym oczku nie była czerwona, nie była też czarna jak w oku lewym, tylko okazała się być jasnym, bladym punktem"
Zdrowie Tymka za 1 400 000 złotych
Od tej pory chłopiec przeszedł szereg badań. Ostatecznie badania potwierdziły najgorsze obawy rodziców – lekarze znaleźli w oku chłopca guz wielkości 7 mm. Diagnoza - nowotwór złośliwy oka - brzmiała jak wyrok. Od tej pory rodzice chłopca rozpoczęli walkę o zdrowie dziecka. Wysłali dokumentację medyczną do dr. Abramsona z Nowego Jorku.
"Skuteczność stosowanej od 10 lat metody w Nowym Jorku, oraz doświadczenie zespołu dr. Abramsona, jest wystarczającym argumentem na wybranie jego Kliniki. Rozmawialiśmy także z rodzicami innych dzieci, którzy są po, lub w trakcie leczenia – twierdzą, że dodatkowym plusem, jest talent dr. Abramsona i jego laser, rozbijający zwapnienia powstałe na siatkówce po guzie. Dzięki temu dziecko nie dość, że ma zapewnione skuteczne w 98% leczenie nowotworu złośliwego i nie traci oka, to jeszcze może zachować większość wzroku. I co ważne, u dzieci leczonych przez dr. Abramsona ryzyko wznowienia nowotworu wynosi zaledwie 10% i jest o wiele niższe niż w Europie. Dopełniliśmy wszelkich formalności – zgłosiliśmy zbiórkę publiczną, mamy konto w bezprowizyjnej Fundacji – nastawiamy się, że leczenie jak w przypadku innych maluszków z podobną wielkością guza to minimum 1 400 000 złotych.
Zrobimy wszystko, żeby nasz skarb, o którego staraliśmy się tak długo, otrzymał najskuteczniejsze leczenie na świecie, w najlepszej Klinice na całej kuli ziemskiej!" – mówi tata Tymka.
Jak pomóc Tymkowi przez Facebooka?
Rodzice Tymka postanowili wykorzystać potencjał, jaki mają portale społecznościowe. Zamieścili na profilu "Puk Puk Tymonku. Kto tam? - Siatkówczak." na Fb film o chorobie Tymka. Wystarczy wykonać 3 zadania, by pomóc chłopcu:
- Powiedz PUK PUK Tymonkowi i wpłać 10 zł http://bit.ly/1U8inRm
- Nominuj w komentarzu pod filmikiem 3 kolejne osoby do zabawy,
- Udostępnij filmik u siebie na profilu.
Pomoc dla Tymka
- Darowizną
- Nakrętkami
- Grosikami
- Fundacja Rycerze i Księżniczki
ul. Zagójska 2/4 /85
04-101 Warszawa
PKO Bank Polski SA
90 1020 1042 0000 8902 0324 4142
tytułując przelew "DAROWIZNA DLA TYMONA"
Do wpłat zagranicznych z tytułem
"DAROWIZNA DLA TYMONA PALCZARSKIEGO"
Swift: BPKOPLPW 90 1020 1042 0000 8902 0324 4142
IBAN: PL90102010420000890203244142
Tytułem: "DAROWIZNA DLA TYMONA"
Konto walutowe USD:
IBAN:PL98 1020 1042 0000 8502 0342 2383 - Przekaż 1% podatku Tymonkowii
W formularzu PIT wpisz KRS 0000249753
Cel szczegółowy 1% wpisz TYMON PALCZARSKI
Zobacz też: Potwór dopadł moje dzieci, więc walczę! Nie spędzę życia na żałobie - prawdziwe historie

Mała Marcelinka ma dopiero 11 miesięcy i sama w walce z rakiem nie ma żadnych szans. Potrzebuje pomocy ludzi dobrej woli, aby ocalić chore oczko i życie. Wszystko zaczęło się w urodziny taty Marceliny… Tata dziewczynki na stronie facebookowej Oko Marceliny opisuje: 7 października to dzień moich urodzin. Marcelina miała 8 miesięcy. Rodzina, która się zjechała, nie mogła się na nią napatrzeć. Żona mojego brata patrzyła tak uważnie, że zobaczyła "coś dziwnego w oku Marceliny". Jakiś błysk. Jestem jej bardzo wdzięczny za tę spostrzegawczość. Od razu pojechaliśmy z tym do lekarza pierwszego kontaktu, ale... nie mógł nic zauważyć. Stwierdził, że być może to oko jeszcze nie do końca się ukształtowało, w końcu to małe dziecko. Niepokój zniknął, ale zdecydowaliśmy się zwracać na to oko uwagę". Kolejne dwie wizyty, tym razem już u okulistów, nie pozostawiły żadnych wątpliwości. Dziewczynka ma raka, siatkówczaka. Obejrzyj film w apelem rodziców Marceliny: (function(d, s, id) { var js, fjs = d.getElementsByTagName(s)[0]; if (d.getElementById(id)) return; js = d.createElement(s); js.id = id; js.src = "//connect.facebook.net/pl_PL/sdk.js#xfbml=1&version=v2.3"; fjs.parentNode.insertBefore(js, fjs);}(document, 'script', 'facebook-jssdk')); Ania i Radek walczą o życie córki Marceliny Ania i Radek walczą o życie córki Marceliny. Wesprzyjmy ich.Brak kosztownego leczenia może skończyć się usunięciem oka a nawet śmiercią.Ile dla Ciebie jest wart twój wzrok i życie? Podziel się z nimi. Wspomóż.● Wpłać chociaż drobną sumę. Naprawdę, nie liczy się kwota, ale czas – każdy dzień zwłoki to powiększający się rak i większa utrata wzroku. Jeśli będziemy zwlekać za długo, grozi mi utrata oczka, ślepota, a nawet.... śmierć. Nie chcę nawet o tym myśleć. ● Udostępnij nasz apel jak największej ilości ludzi o dobrym...

Ta historia poruszyła całą Polskę: trudno przejść obojętnie na widok uśmiechniętej dziewczynki, ze skórą w ranach i pęcherzach, której małe rączki nie mają palców. Na eksperymentalne leczenie , którego podjęli się lekarze w USA, zebrano 1,5 mln USD. Dziś Zuzia Macheta jest już po przeszczepie szpiku i ma nowe palce. Jak do tego doszło - opowiada Sylwia Macheta , mama dziewczynki. Na zdjęciach Zuzia jest zawsze radosna. Nawet gra w piłkę! A przecież EB (Epidermolysis Bullosa) to straszne cierpienie dla dziecka: rany nie goją się, wszystko boli, nie można jeść... Zuzia zawsze taka była: radosna, szczęśliwa. W okresie niemowlęctwa uśmiech nie schodził z jej buzi. Uczyliśmy ją cieszyć się z drobnych rzeczy . Świętowaliśmy każdy jej mały sukces: ułożenie klocków, pierwszy krok, pierwszy namalowany obrazek. Staraliśmy się odwracać jej uwagę od bólu , zawsze we wszystkim szukaliśmy pozytywnej strony. I Zuzia robi to samo! Zobacz także: Medyczny cud Jak Zuzia podchodzi do swojej choroby? Wygląd bardzo ją różni od rówieśników… Zuzia od zawsze wiedziała, że jest bardzo chora . Nigdy przed nią tego nie ukrywaliśmy. Od maleńkości tłumaczyliśmy jej, że ma ranki i pęcherze. Naszym celem było wpojenie jej, że musi bardziej uważać na siebie, ale zawsze traktowaliśmy ją jak zdrowe dziecko. Staraliśmy się jej nie ograniczać, pokazywaliśmy jej świat, zabieraliśmy w miarę możliwości na wycieczki. Widziała morze, góry, skakała na trampolinie , jeździła na hulajnodze, chodziła kilka godzin w tygodniu do przedszkola, szkoły. Niestety im była starsza, tym było trudniej. Zaczęła zauważać, że jest inna, że wielu czynności nie może wykonać. Zaczęła zadawać pytania, dlaczego urodziła się chora . Wtedy zaczęliśmy kilkuletnią pracę z psychologiem. Pomogło to Zuzi odnaleźć się w swojej inności, a nas nauczyło z nią...

To była "książkowa" ciąża, bez powikłań. Wszystko było przyszykowane. Synek miał przyjść na świat zdrowy. Świat zmienił się jednak w jednej chwili. – Krwotok , byłam sama w domu. Ledwo wykręciłam numer 112 . Odklejone łożysko. Piotruś był niedotleniony, wykrwawiony, reanimowano go przez 45 minut. Kilkanaście dni był zaintubowany – mówi Olga, mama chłopca. To moje ukochane dziecko W efekcie niedotlenienia Piotruś ma mózgowe porażenie dziecięce i padaczkę. – Od tego momentu skończyło się życie, jakie znałam, a zaczęło inne: mamy ciężko niepełnosprawnego chłopca . Opiece nad Piotrusiem jest teraz podporządkowane moje życie. Nie traktuję tego jako poświęcenie. To moje ukochane dziecko – opowiada Olga. Piotruś jest rehabilitowany od 3. miesiąca życia . – Wszystko, co innym dzieciom przychodzi normalnie, nam udaje się osiągnąć tylko przez ciężką, bolesną, intensywną rehabilitację. Najgorsza jest jednak padaczka . Każdy atak to ogromne obciążenie dla mózgu – pisze Olga. Poprawa po terapii komórkami macierzystymi Chłopiec jest stale rehabilitowany , dostaje też leki na padaczkę, jest stale pod opieką lekarza. Mama próbuje zrobić wszystko, by poprawić stan synka . Od 2 lat chłopiec jest leczony komórkami macierzystymi . Pierwsze podania miał w Lublinie, pod nadzorem neurolog dr Magdaleny Chrościńskiej-Krawczyk – pierwsza seria w Dziecięcym Szpitalu Klinicznego w Lublinie, druga w prywatnym szpitalu. Stan chłopca poprawia się, mama zauważa zmiany. – Gdy zaczynaliśmy terapię komórkową , Piotruś przyjmował 4 leki na padaczkę. Do dziś wycofaliśmy jedno lekarstwo oraz jesteśmy w trakcje odstawiania drugiego. Bardzo zmniejszyły się ruchy mimowolne, synek jest też dużo spokojniejszy. Lepiej się koncentruje, polepszyła mu się koordynacja wzrokowo-ruchowa, zaczął przesypiać całe noce,...