Reklama

Gdy Marina Jaworska była w 17. tygodniu ciąży, usłyszała od ginekologa, że urodzi dziewczynkę. Lekarz nie powiedział jednak wszystkiego – zataił przed pacjentką, że płód nie ma czaszki. Podczas badania oznaczył nawet wymiar dwuciemieniowy główki. Całą sprawę przedstawiła w reportażu TVN „Miała mieć na imię...” Marta Warchoł.

Reklama

Lekarz zataił, że płód nie ma czaszki

Pod koniec lipca, w czasie kolejnego badania, inny ginekolog stwierdził, że nie widzi główki. Ciężarna dopiero wtedy, w 30. tygodniu ciąży, dowiedziała się, że płód ma akranię. Tę wadę płodu można rozpoznać podczas badania USG między 10. a 14. tygodniem ciąży.

„Zapytała mnie: naprawdę nikt pani nie powiedział?” – wspomina reakcję lekarki pani Marina. „Nie chcę przez 1,5 miesiąca być żywą trumną” – powiedziała ciężarna, kiedy wiedziała już, że płód, który nosi w brzuchu, nie ma głowy.

Dziennikarka skontaktowała się z pierwszym ginekologiem pani Mariny, ten jednak „rozłożył tylko ręce i powiedział, że takie rzeczy się zdarzają”.

Lekarze odmówili kobiecie aborcji

Pani Marina przez cały okres ciąży przywiązywała się do dziecka. Gdy poznała prawdę – nie chciała donosić ciąży, dodatkowo jej samopoczucie się pogarszało. W 31. tygodniu lekarz psychiatra stwierdził, że kontynuowanie ciąży może zagrażać życiu pacjentki. Kobieta miała myśli samobójcze, była na skraju załamania. Lekarze z warszawskiego szpitala odmówili jednak aborcji, powołując się na obowiązujące po wyroku Trybunału Konstytucyjnego prawo, z którego zniknął zapis dopuszczający aborcję z powodu wady letalnej płodu.

Dyrektor szpitala prof. Łukasz Wicherek nie zgodził się z decyzją innych lekarzy i zdecydował o jak najszybszym przerwaniu ciąży, mając na uwadze dobro pacjentki. W 33. tygodniu ciąży został wywołany poród, dziecko urodziło się martwe.

Źródło: tvn24.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama