
Kilka dni temu na jednym z forów pojawiło się pytanie: "Jakie to uczucie, kiedy po porodzie kładą dziecko na piersi?". Ciężarna, która je zadała, przyznała, że nie wie, czego się spodziewać i nie umie sobie wyobrazić tego uczucia. Pod pytaniem pojawiło się kilkadziesiąt odpowiedzi. Okazuje się, że na to pytanie nie można odpowiedzieć jednoznacznie – ile mam, tyle reakcji i uczuć...
Co czują mamy po porodzie?
Dla wielu mam pierwsze chwile po porodzie są niezwykłe i magiczne. Przeczytajcie, co napisały o pierwszych minutach z noworodkiem:
To jest taki moment zero. Jesteś tylko ty i dziecko. Bez znaczenia jest personel dookoła ciebie, krew, ból, hałas, zamieszanie, światło. Jesteś ty i dziecko, przez tych kilkanaście sekund świat staje w miejscu, wszystko wokół się zawiesza. Parę rzeczy w życiu przeszłam i przeżyłam, ale właśnie tych kilka chwil, kilkanaście sekund, to były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Nigdy więcej nie czułam, jakby nic się nie liczyło. A właśnie w tamtym momencie nic nie było istotne. Tylko ja i maluch.
Miałam mega ciężki poród, syna dostałam dosłownie na 5 minut, bo musieli mnie zabierać na salę operacyjną (krwotok, zapaść) i wiem, że gdyby nie te 5 minut, to bym im zeszła podczas operacji. Dzięki tym 5 minutom znalazłam w sobie tyle siły, coś niesamowitego. Zazdroszczę tym, które mogły swoje dzieciaczki potrzymać 2 godziny.
Ja miałam cesarkę, po kilku godzinach bólu i jak ją wyjęli, to się popłakałam jak jakaś wariatka, aż mi pielęgniarka łzy ocierała. To była chyba taka ulga, że już jest z nami cała i zdrowa i że będzie już z górki. Za to, jak przynieśli mi ją rano, to się przestraszyłam, jak ja sobie poradzę i czy to nie był błąd, bo chyba nie ogarnę wszystkiego.
Zobacz także: Kiedy i jak rodzi się miłość do dziecka?
Dla innych mam widok i dotyk nowo narodzonego nie mają w sobie nic magicznego. Towarzyszy im uczucie ulgi, że to już koniec bólu. Przeczytajcie ich komentarze:
Jakie to uczucie? Ulgi, przede wszystkim ulgi, że ten koszmarny ból się skończył. Kładą Ci takie małe, ciepłe, różowe na piersi, a Ty nie dowierzasz, że to Twoje. Później się przeglądasz, stwierdzasz, że jest śliczne i idealne, przytulasz. A miłość? Przychodzi z czasem.
Też nie poczułam żadnej magii. Jedynie ulgę, że w końcu ten koszmar porodowy się skończył. Do tego miałam ciążę leżącą zagrożoną, więc ta ulga była podwójna. Mały nie płakał, też był wykończony tym porodem.
Ja czułam jedynie wielką ulgę, przede wszystkim fizyczną, małą nie byłam zupełnie zainteresowana, spojrzałam na nią, kazali mi ją przytulić, zrobiłam to raczej mechanicznie. Więź zaczęła się pojawiać po kilku tygodniach. Nie miałam depresji poporodowej, bardzo dobrze i z chęcią zajmowałam się dzieckiem, ale chyba potrzebowałam czasu, żeby rozbudzić w sobie głębokie matczyne uczucia. Teraz po kilku miesiącach mamy fajną, ciepłą relację, o ile można taką mieć z półrocznym niemowlakiem.
Wszystkie te komentarze potwierdzają jedno – każda kobieta jest inna i zupełnie inaczej reaguje na przyjście maluszka na świat. Jeśli spodziewasz się dziecka i boisz się, że nie poczujesz tej "magii"... To nic złego jej nie czuć. Są kobiety, które w ogóle nie chcą, aby ktoś kładł na ich brzuchach czy piersiach dziecko, a sam poród jest dla nich obrzydliwy i nie chcą go pamiętać.
Nie ma nic złego w tym, że każda kobieta inaczej znosi poród czy ciążę. Jak napisała jedna z mam, czasem "miłość przychodzi z czasem". Jeśli nie czujesz tego od razu, nie oznacza to, że jesteś gorszą matką.
Czytaj także: "Ciemna strona macierzyństwa". To zdjęcie mówi więcej niż słowa!
Źródło: Wszystkie wypowiedzi pochodzą od anonimowych użytkowniczek forum kafeteria.pl

Pierwszy test ciążowy . Serce zaczyna bić szybciej, wpatruje się w okienko testu i... jest! Najpierw jedna czerwona kreska, a obok niej druga, delikatnie różowa. Skaczę z radości. Biegnę do męża, ale ten nie widzi drugiej kreski. Drugi test ciążowy , cztery dni później. Znowu jedna kreska, czerwona. Ale ja czuję, że to niemożliwe. Przecież wiem, czuję, że jestem w ciąży. Jem łyżeczką musztardę! Trzeci test ciążowy. Jest druga kreska - tym razem czerwona. Cieszymy się razem z mężem. Idziemy do lekarza, on potwierdza ciążę. Nie potrafię opisać naszej radości - tak długo się staraliśmy o dziecko! Musimy przygotować naszą córeczkę - dwulatkę - na nadejście siostrzyczki lub braciszka, ale mamy czas, prawie 9 miesięcy. Kim jesteś maleństwo? Musztardę jem z każdym posiłkiem. Z Olą w ciąży - starszą córeczką - też tak miałam. Mija tydzień euforii, a ja czuję, że powinnam iść do lekarza . Miałam rację, muszę leżeć, muszę uważać na dzidziusia, muszę odpoczywać. Jak to odpoczywać, gdy energii mam tyle, co po kilku kawach. Kolejna wizyta u ginekologa . Jest dobrze, już się unormowało, nie ma zagrożenia. Uff, kamień z serca. W nagrodę słyszę serduszko mojego dzidziusia. Puk, puk, puk... Mijają dni, tygodnie, rośniemy - ja i dziecko. Całą rodzinę rozpiera energia, powoli szykujemy się do tego najważniejszego dnia. Czuję ruchy i kopniaki dziecka , ale nie tylko ja. "Kim jesteś? Alicją, a może Witkiem?" - lekarz odpowie mi na to pytanie. Kolejna wizyta u lekarza i rzeczywiście słyszę: "O jaki duży chłopak! Syn!". Ola będzie miała braciszka. Cieszę się bardzo, choć tak samo cieszyłabym się, gdyby usłyszała, że będzie dziewczynka. Byle dziecko było zdrowe . Mężuś na pewno się ucieszy; będzie miał synka, syneczka, synusia... A był przekonany, że to będzie dziewczynka. Ta...

Poród nie zawsze przebiega zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Mamy w głowie jakiś plan, jakieś wyobrażenia i oczekiwania (zwłaszcza, gdy nie rodzimy po raz pierwszy), a potem okazuje się, że nigdy tak naprawdę nie można przygotować się na coś tak nieobliczalnego, jak przyjście dziecka na świat. Pod opowieścią tej mamy, mogłoby się pewnie podpisać wiele kobiet, które także zostały postawione w obliczu przerażającej sytuacji. Posłuchajcie... "Nie miałam planu jak mam rodzić, nie zamawiałam douli , nie chciałam rodzić w wodzie, nie myślałam o żadnych innowacjach. To był mój drugi poród więc wiedziałam jak będzie wszystko przebiegać. Chciałam tylko by poród trwał krótko, a dziecko całe i zdrowe pojawiło się na świecie. Wody odeszły mi o 2.nad ranem. Zabraliśmy z mężem najpotrzebniejsze rzeczy, zapewniliśmy opiekę starszemu dziecku i pojechaliśmy do szpitala. Po kilku godzinach już wiedziałam, że coś jest nie tak. Nic nie szło tak jak powinno. Skurcze były bardziej bolesne jak poprzednio, mocniejsze, a mniej efektywne. Położna cały czas przychodziła, sprawdzała rozwarcie i była bardzo zawiedziona brakiem postępu. "Cały czas zastanawiałam się co jest nie tak..." Czy to ja jestem starsza i inaczej odczuwam ból i zmęczenie, czy to może moje ciało nie przygotowało się na poród? Mój mąż starał się mnie pocieszać i rozweselać, ale i po nim było widać niepewność. Potem nawet on przestał żartować. Kiedy położna weszła i zapytała, czy czuję że chcę przeć, okazało się, że nie. Skurcze były coraz lżejsze, mniej bolesne.Tak jakbym nie miała rodzić. Podano oksytocynę . Dziecko pojawiło się w kanale rodnym, ale to nie główka była pierwsza... Potem długo się zastanawiałam jak do tego doszło, że dziecko ułożone było pośladkowo, a nikt o tym nie wiedział. Na USG w 36.tyg ciąży mój synek był ułożony...

Byłam ostatnio u mojej fryzjerki i rozmowa zeszła na dzieci. A jak na dzieci, to oczywiście też na poród. A jak na poród – to na cesarskie cięcie , bo jak się okazało, moja fryzjerka właśnie w ten sposób urodziła swoje dziecko. Wskazaniem do cesarki był jej strach przed porodem naturalnym – strach, z którym nie umiała sobie poradzić (więcej o tokofobii, czyli strachu przed porodem przeczytasz na stronie Fundakcji Rodzić po Ludzku, czyli tutaj ). Siedziałam na tym fotelu i przez 15 minut słuchałam, jak się usprawiedliwia przede mną – albo przed samą sobą: że wie, że cesarka to gorzej dla dziecka, ale że nie miała innego wyjścia; że zdaje sobie sprawę z dobrodziejstw porodu naturalnego; że to naprawdę nie była cesarka na życzenie; że naprawdę nie jest egoistką... Jakbym słyszała samą siebie kilka lat temu. Po pierwszym porodzie, który zakończył się nieoczekiwanym cesarskim cięciem, przez kolejne kilka lat – a właściwie do następnego porodu (naturalnego) – miałam poczucie winy za moją cesarkę. Chociaż nie miałam żadnego wpływu na decyzję lekarzy (wskazaniem było ułożenie twarzyczkowe mojej córki), to i tak się czułam jak matka gorszego sortu. Za każdym razem, gdy ktoś mnie pytał o mój poród, to zanim coś powiedziałam, układałam sobie w głowie odpowiedź – tak, żeby te dwa słowa: "cesarskie cięcie" powiedzieć lekko i mimochodem. Bo miałam nadzieję, że wtedy nikt ich nie usłyszy i że nie będzie drążył, i że nie będę musiała opowiadać,czemu jednak nie rodziłam naturalnie i czy to bardzo dziwne uczucie: dostać znieczulenie w kręgosłup, a jeszcze dziwniejsze – mieć parawanik na brzuchu i widzieć, jak za tym parawanikiem lekarze wyjmują ci dziecko z brzucha. Otóż moi drodzy, tak, to są bardzo dziwne uczucia. Ale jeszcze dziwniejsze jest to...