Reklama

Josy Peukert jest mamą czwórki dzieci. Jej najmłodszy syn, Bodhi, przyszedł na świat w niezwykłych okolicznościach – wśród szumu fal na jednej z plaż w Nikaragui, wprost w objęcia mamy.

Reklama

Free birth, czyli poród w zgodzie z naturą

Wspomnienie pierwszego porodu jest dla Josy niezwykle przykre – rodziła w szpitalu, a samo doświadczenie opisuje jako „traumatyczne”. W dwóch kolejnych ciążach zdecydowała się na poród domowy. Przy czwartym dziecku zrezygnowała z jakiejkolwiek ingerencji medycznej – nie chodziła na wizyty kontrolne, nie robiła USG, nie znała nawet terminu porodu.

Zaufała swojemu ciału – po trzech porodach wiedziała, czego może się spodziewać, więc po prostu obserwowała reakcje organizmu. Gdy pojawiły się pierwsze skurcze, wiedziała, że lada moment zacznie rodzić – jej ostatni poród trwał zaledwie dwie godziny.

Dzieci zostały pod opieką niani, a Josy pojechała z partnerem na plażę. „Fale miały ten sam rytm, co skurcze. Ten łagodny prąd sprawiał, że czułam się wspaniale” – mówiła świeżo upieczona mama cytowana przez „Daily Mail”. Nagranie z porodu w oceanie robi furorę w mediach społecznościowych:

Josy i jej partner chcieli, by ich doświadczenie było jak najbardziej naturalne. Idea może i piękna, ale mieli dużo szczęścia – poród przebiegł bez komplikacji, a mały Bodhi urodził się całkowicie zdrowy i prawidłowo się rozwija. Rezygnacja z wizyt u lekarza, badań czy asysty jakiejkolwiek wykwalifikowanej osoby to jednak ogromne ryzyko – zarówno dla mamy, jak i dla płodu – i nie można o tym zapominać!

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama