
17 tysięcy 8-letnich dzieci z różnych stron świata odpowiedziało na pytania dotyczące rodziny, szkoły i przyjaciół (źródło: blogs.wsj.com/indiarealtime).
Z ankiety wynika, że polskie dzieci są ponadprzeciętnie szczęśliwe, choć nie jest to, niestety, zasługa codziennych zabaw z najbliższymi...
Jak ustalono:
- 78 proc. małych Polaków ma wystarczająco dużo przyjaciół. Dla porównania: odpowiedzi "tak" na to pytanie udzieliło tylko 36 proc. małych Nepalczyków i 53 proc. Etiopczyków.
- 57 proc. lubi chodzić do szkoły. Zadowolonych uczniów jest u nas więcej niż w Niemczech (tam lubi chodzić do szkoły 36 proc. 8-latków) i mniej niż w Algierii (tam kocha szkołę aż 86 proc. dzieci).
- 55 proc. czuje się bezpiecznie w swoim otoczeniu. (Nepal - 40 proc., Niemcy - 47 proc., ale Norwegia - 71 proc.)
- 73 proc. dogaduje się z nauczycielami (Nepal - 43 proc., Kolumbia aż 78 proc. )
- 43 proc. bawi się codziennie z rodziną. (Malta - 68 proc., Korea Południowa - 25 proc.
Jaki z tego wniosek?
Jest dobrze, ale jeśli chcemy, by nasze dzieci były jeszcze szczęśliwsze, bawmy się z nimi jak najczęściej!
Polecamy także: Garść pomysłów na proste zabawy dla całej rodziny

Stephens Helen - Jak schować Lwa w szkole Drugi tom serii tłumaczonej na 18 języków, obsypanej międzynarodowymi prestiżowymi nagrodami Ciepła, zabawna historia o kolejnej przygodzie zupełnie wyjątkowej pary przyjaciół. Lwom nie wolno chodzić do szkoły. Ale Lew Malwinki nie chce się z nią rozstawać. Wciąż wkrada się za nią do szkoły, a nawet dołącza jako pasażer na gapę do szkolnej wycieczki do muzeum. I tu zaczynają się niespodziewane przygody… David Melling - Miś Tuliś idzie do przedszkola Drugi tom kultowej serii o lubiącym się przytulać misiu, którego kochają dzieci w 30 krajach. Dzięki tej uroczej, ciepłej, zabawnej historii o Misiu Tulisiu każde dziecko przekona się – jak Miś Tuliś – jak fajnie jest w przedszkolu. To wielki dzień dla Misia Tulisia – jego pierwszy dzień w przedszkolu. A w przedszkolu jest mnóstwo do robienia. I mnóstwo… do przytulenia!

Duża rodzina to naprawdę spore koszta – same codzienne zakupy jedzenia to wydatek kilkudziesięciu złotych. W tej sytuacji liczy się możliwość zaoszczędzenia nawet kilku złotych. Znacznie więcej niż tylko muzea i kolej Karta Dużej Rodziny jest wydawana od 2014 roku. Od dwóch lat partnerem Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w tej inicjatywie jest Związek Rodzin Polskich „Trzy Plus” , zrzeszający rodziny z trójką i więcej dzieci. To udany duet – ministerstwo podpowiada, w jakich miejscach chciałoby uzyskać najwięcej ulg, a rolą związku jest znalezienie odpowiednich do tego partnerów. Na początku Karta Dużej Rodziny kojarzyła się niemal wyłącznie ze zniżkami w transporcie kolejowym czy w muzeach. Dziś w programie KDR są ośrodki sportowe, hotele, biura turystyczne, sieci handlowe rozmaitych branż. Do tej pory podpisano już 5 tys. 403 umów o współpracy. Gdzie duże rodziny chciałyby mieć największe ulgi? Przede wszystkim chodzi o zakup artykułów spożywczych , odzieżowych, obuwniczych i higienicznych – wylicza Wincenty Pipka ze Związku Dużych Rodzin. Od 7 do 10 proc. oszczędności Największe rabaty oferują szkoły językowe oraz obiekty sportowe. 50 proc. zniżki mają parki rozrywki, a w wielu miejscach Polski dla dużych rodzin komunikacja jest bezpłatna, albo z bardzo dużymi ulgami. Branża turystyczna oferuje takim rodzinom nawet 40-50 proc. rabaty. Możliwość dużo tańszych wakacji to bardzo pożądana rzecz w dużych rodzinach. Z reguły jednak zniżki zamykają się w przedziale 7-10 proc . - Dla rodzin wielodzietnych każda kwota, czy będzie to 50 złotych, czy 500 złotych jest ważna – podkreśliła prezes związku Joanna Krupska. Moda na kartę Okazuje się, że Karta Dużych Rodzin ma coraz silniejszą pozycję. - Pojawiła się nawet moda na bycie partnerem karty. Duże firmy...

Jeszcze we wrześniu 7-letnia Samiloby Ajeki nie chciała chodzić do szkoły , bo wytykano ją tam palcami. Teraz jest już całkiem inaczej. W ciągu zaledwie kilku miesięcy dziewczynka zgromadziła mnóstwo ciekawych doświadczeń. Bawiła się z dziećmi z różnych stron świata. Występowała na scenie i przed kamerami. Prowadziła warsztaty dla przedszkolaków. Wygłaszała wykład w wielkiej auli szkoły wyższej. Poznała ludzi, których na ogół widuje się tylko w telewizji. Robiła też wiele innych rzeczy, najważniejsze jest jednak to, że nabrała pewności siebie , stała się bardziej otwarta i uśmiechnięta. Wie już także jak reagować, gdy ktoś się śmieje z jej koloru skóry albo na jej widok woła "O, Murzyn idzie". A wszystko dzięki temu, że nie pozwoliła się źle traktować i że ma mamę, która woli działać, niż siedzieć i płakać. Samiloby z Surinamu Samiloby urodziła się w Surinamie (Ameryka Południowa), skąd pochodzi jej tata. Jej imię znaczy "Wszystko to, co kocham". Od kilku lat mieszka z mamą w Polsce. Na początku wszystko układało się świetnie, ale gdy poszła do pierwszej klasy , dzieci, którym nie zrobiła nic złego, wytykały ją palcami , śmiały się z niej i robiły głupie uwagi. Sami przeżywała to tak bardzo, że nie chciała chodzić do szkoły. – Mamo, tam nikt nie wygląda tak jak ja – mówiła. Bardzo chciała poznać dzieci , które są do niej podobne. Mama Samiloby, Katarzyna Wujczyk , postanowiła poszukać ich za pośrednictwem Facebooka. Jej apel w tej sprawie udostępniono ponad 1800 razy. Dostała setki listów. Pisali do niej przede wszystkim rodzice dzieci, które z różnych powodów są odrzucane przez rówieśników . Polecamy także: Prawdziwe historie - Z dzieckiem w Hong Kongu Spotkania "Kolorowych dzieci" Już w październiku mama Samiloby...