Reklama

Niestety, to nie pierwszy taki rok, ale tego lata ceny i koszty kredytu dały nam wyjątkowo mocno po kieszeni. Jak w ogóle myśleć o wakacjach, kiedy ceny powariowały?! Nie byliśmy z dziećmi na żadnym wyjeździe od paru lat, ostatnio przed pandemią w jakimś podrzędnym domku na Mazurach przez tydzień. To takie żałosne, wiem. Dobija mnie to, bo czuję się jak najgorsza matka.

Reklama

Staramy się oszczędzać, na czym się da. Moje dzieci mocno to przeżywają, zwłaszcza że ich koledzy pojechali do Grecji albo do Egiptu... No ale co zrobić, nie zarabiamy milionów...

Coraz więcej mam jednak takich znajomych, u których sytuacja też nie wygląda różowo i też nigdzie nie jadą, najwyżej tylko na weekend. To mi trochę pomaga, myślę sobie, że ogólnie w kraju jest ciężko i nie jesteśmy z mężem tacy najgorsi.

Staram się, jak mogę. Próbuję organizować dzieciom czas inaczej. Codziennie wychodzą na plac zabaw, to mamy za darmo. Chodzimy na lody albo jeździmy pod miasto do lasu, nad rzekę. Na nic innego nas nie stać.

Żal mi dzieci, ale za coś musimy żyć, a do tego zbliża się szkoła i będziemy mieć masę wydatków: wyprawki, buty, książki... Aż boję się myśleć. Nie sposób odłożyć 3 tysiące na jakieś w miarę porządne wakacje nad morzem, kiedy to więcej niż cała moja pensja. Z pensji męża spłacamy kredyt. Prawie nic nam nie zostaje. Szkoda tylko, że dzieci na tym cierpią. Zastanawiam się, czy kiedyś nas zrozumieją i wybaczą...

Agnieszka

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama