4-letni Nikodem z Trzemeszna pod Gnieznem już w niedzielę rano dostał wysokiej gorączki i drgawek, a na jego brzuszku pojawiła się dziwna czerwona plama. Z minuty na minutę robił się coraz słabszy, nie miał nawet siły ustać na nogach. Jeszcze tego samego popołudnia trafił do szpitala, gdzie lekarka rozpoznała u chłopca… grypę żołądkową! Z taką diagnozą i zwykłymi lekami na gorączkę czterolatek został odesłany do domu.
Kiedy wieczorem chłopiec mimo podania leków ciągle miał wysoką gorączkę, a na jego ciele pojawiły się kolejne plamki, rodzice wrócili z nim na ostry dyżur, gdzie – jak podaje Radio Merkury – nadal dyżurowała ta sama lekarka. Za drugim razem jednak nie było już mowy o żadnej grypie żołądkowej. Po przewiezieniu do szpitala w Gnieźnie, chłopiec stracił przytomność. Mimo prób reanimacji, chłopiec nie odzyskał przytomności i zmarł ok. 1 w nocy. Dopiero gdy już było za późno lekarze rozpoznali, że miał groźną odmianę sepsy, postępującą piorunująco, najprawdopodobniej wywołanej przez meningokoki.
Lekarze bronią lekarki – prokuratura wyjaśnia sprawę
Dyrekcja szpitala, w którym zmarł chłopczyk, broni lekarki, która dopiero za drugim razem potraktowała poważnie chorego czterolatka. Jak tłumaczyła w Radiu Merkury dr Ewa Jachimczyk ze szpitala w Gnieźnie, sepsa jest w początkowym okresie łudząco podobna do zwykłej wirusówki: zaczyna się po prostu gorączką, osłabieniem…
Podobnie mówił w "Głosie Wielkopolskim" dyrektor szpitala, Krzysztof Bestwina, który tłumaczył, że akurat ta odmiana sepsy, posocznica plamista, jest nie tylko trudna do rozpoznania, ale też wyjątkowo trudna do leczenia. Według lekarza, lekarka z pogotowia badała plamę na brzuszku dziecka i nie stwierdziła sepsy – a zresztą, nawet jeśli lekarce z pogotowia w Trzemesznie udałoby się prawidłowo zdiagnozować chłopca, to i tak prawdopodobnie na ratunek byłoby za późno.
Ze zdaniem lekarzy nie zgadza się mama Nikodema, która opowiedziała „Głosowi Wielkopolskiemu” o skandalicznym zlekceważeniu przez lekarkę wszystkich niepokojących sygnałów. Według jej relacji, lekarka nie tylko zlekceważyła osłabienie chłopca, lecz także zlekceważyła plamę na jego ciele: stwierdziła, że najpewniej jak to dziecko: gdzieś się uderzył albo zadrapał. Według matki chłopczyka, gdyby nie rażące niedopełnienie obowiązków przez lekarkę, chłopczyk miałby przynajmniej jakiekolwiek szanse na przeżycie.
Rodzice złożyli zawiadomienie do prokuratury, która wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci przez lekarkę.