Pozwala swojemu synowi przeklinać. „Dzięki temu jest lepszym dzieckiem” – przekonuje
Uczymy swoje dzieci, że warto być miłym i uprzejmym. Chcemy, żeby były grzeczne, ułożone i nie używały „brzydkich słów”. Tymczasem dziennikarka brytyjskiego portalu Huffington Post i mama siedmiolatka przekonuje – pozwólmy naszym dzieciom przeklinać!
Zdaniem dziennikarki Jenn Cox, nasze pokolenie używa przekleństw, znacznie częściej i swobodniej niż pokolenie naszych rodziców: „Dzieci to słyszą i są bardzo ciekawe, co oznaczają”. Razem z mężem doszli do wniosku, że nie będą niczego ukrywać przed synem. „Jeśli nasze dziecko chce przekląć dla zabawy, a robi to tylko w naszym towarzystwie, to co w tym złego?” – napisała w artykule brytyjskiego portalu Huffington Post.
Naturalny etap rozwoju każdego dziecka?
Zamiast karcić syna, tłumaczyła mu, co oznaczają konkretne przekleństwa i jak używać ich w konkretnych kontekście. Podkreślała, że wypowiadanie pewnych słów nie jest odpowiednie w sytuacjach towarzyskich. Dodała, że dorośli czasami używają mocnego języka w gronie zaufanych przyjaciół lub na osobności.
„Szczerze mówiąc, zabawnie było usłyszeć, jak nasze dziecko mówi, co jego rodzice tak naprawdę myślą w swoich głowach, bez cenzury. Raz zapytał nas, gdy staliśmy wszyscy w korku w naszym samochodzie: »Czy mogę powiedzieć złe słowo. Ten facet to pieprzony idiota«. Gdy uderzył się w palec u nogi, zapytał ponownie: »Czy mogę powiedzieć to słowo? Cholera, to boli!«” – opowiada Jenn Cox, dodając, że dzieci lubią przeklinać, przekraczać granice i testować swoje granice. Jak mówi, to naturalny etap rozwoju każdego pięciolatka. Jej zdaniem dzieci testują nasze granice, żeby zobaczyć, jak zareagujemy, gdy uczą się i ćwiczą własną niezależność. W tym czasie poznają też różne zasady i ich konsekwencje.
„Wszystko zależy od kontekstu”
Czy istnieją dla niej jakieś przekleństwa, którego zabroniłaby wypowiadać swojemu dziecku? Nie. Wszystko jednak zależy od kontekstu. „Kiedy jeździmy po okolicy i w drogę wjeżdża nam jakiś szalony kierowca, wszyscy przeklinamy. Nie widzę w tym nic złego. Nie chciałabym jednak, że moje dziecko wypowiadało się tak przy swoim trenerze, albo mówiło tak do dziadka” – tłumaczy dziennikarka.
Woli, żeby jej syn przeklinał w zaciszu własnego domu, a nie eksperymentował z wulgarnym językiem wśród przyjaciół na podwórku. Ufa, że w ten sposób nie będzie się buntował. Przekonuje, że jak dotąd siedmiolatek, nie przeklął „tam, gdzie nie powinien”. Jenn Cox mówi, że zna on wagę słów i jest świadomy własnych zachowań. „Dzięki temu jest lepszym dzieckiem” – dodaje.
Myślicie, że ma rację?
Zobacz też: