
Lynsey Bell to 33-latka, która przeszła już szczęśliwie przez 3 porody. Niestety już w czasie ostatniego porodu, miała komplikacje i lekarze odradzali jej ponowne zajście w ciążę. Stwierdzono bowiem u niej groźne schorzenie, czyli stan przedrzucawkowy, który jest niezwykle niebezpieczny dla ciężarnej i jej dziecka. Objawia się on nadciśnieniem tętniczym, oraz białkomoczem. Obecnie uznaje się taki stan za wiodącą przyczynę śmiertelności matek.
"Nikt nie brał mojego strachu na poważnie"
Gdy Lynsey dowiedziała się, że jest w ciąży, była przerażona. Ciąża początkowo rozwijała się prawidłowo, wszystkie badania krwi, moczu oraz ciśnienia, były w normie. Dopiero około 28.tygodnia wyniki zaczęły się pogarszać, rosły i malały na zmianę. Okazało się też wtedy, że dziecko jest zbyt małe jak na swój wiek.
Przeczytaj: Komu grozi rzucawka ciążowa?
- Położna kazała mi jednak nie panikować, odesłała mnie do domu i kazała poczekać do 32. tygodnia ciąży.- tłumaczy Lynsey. - Próbowałam być spokojna, ale czytałam, że zbyt małe dziecko może być sygnałem zbliżającego się stanu przedrzucawkowego. Nikt jednak nie brał mojego strachu na poważnie" - wspomina Lynsey.
"Mówiłam mężowi, że synek przesyła nam buziaki"
- W 32. tyg. moje wyniki ciśnienia krwi były coraz gorsze, a dziecko nadal nie rosło. Kupiłam więc sobie do domu urządzenie do pomiaru krwi, bym była spokojniejsza. W 33. tyg moje wyniki skoczyły nagle do góry, więc natychmiast pojechałam do szpitala. Błagałam o pomoc i o to, by wyjęli już ze mnie dziecko. Położna kazała mi jechać do domu i leżeć z nogami do góry. Po kilku dniach na badaniu USG dziecko jeszcze brykało w brzuszku mamusi. Mówiłam do męża, że przesyła nam buziaki. - mówi ze łzami w oczach pogrążona w smutku kobieta.
Dostałam kolejne leki do regulowania ciśnienia krwi i następnego dnia zaczęłam bardzo źle się czuć. Miałam silne bóle brzucha, więc mąż natychmiast zawiózł mnie do szpitala. Położna od razu wiedziała co się dzieje, gdy robiła badanie moczu. Gdy podpięła mnie pod KTG, była cisza. Serce dziecka już nie biło...
Nie zdążyłam go opłakać, gdy poczułam straszny ból podbrzusza. Lekarz powiedział, że muszę urodzić syna, ale ja chciałam cesarkę. Jak mogłam urodzić martwe dziecko? Po chwili dostałam strasznego krwotoku i zapadłam w śpiączkę.
Gdy obudziłam się 2 dni później, poprosiłam męża, by przyniósł mi syna. Otrzymał imię Rory. Chciałam go poznać, chciałam zrobić mu zdjęcie na pamiątkę, chciałam go zabrać do domu...

15 dni razem
Był zimny i twardy. Przebrałam go, zmieniłam mu pieluszkę i długo trzymałam w ramionach. Gdy mogłam już opuścić szpital, zabrałam syna do domu, choćby na jedną noc. Wykąpałam go, razem z mężem czytaliśmy mu bajki. Pokazaliśmy mu jego pokoik, łóżeczko i szafę pełną ubrań.
Rory towarzyszył rodzicom przez 15 dni po śmierci, a w domu spędził z nimi 1 dzień. Po tym czasie, rodzice byli gotowi, by pochować go na pobliskim cmentarzu.
- Mogę mieć pretensję do lekarzy, bo gdyby wywołali wcześniej poród, mój syn mógłby żyć. Czy to wróci mu życie? Niestety nie... - dodaje Lynsey. - Uwielbiam mówić o Rorym, choć ludzie boją się pytać. To co przeżyłam było straszne, ale jestem szczęściarą, bo wybudziłam się ze śpiączki, mam trójkę wspaniałych dzieci i mogłam poznać mojego syna. Nigdy o nim nie zapomnę...
W tej historii są dwie sprawy, które zadziwiają. Postawa lekarzy, którzy nie pozostawili kobiety w szpitalu, tak jak to jest zazwyczaj praktykowane przy stanie przedrzucawkowym, a także zachowanie mamy, której przez 15 dni przynoszono z kostnicy zmarłego synka. Pozostaje pytanie o to, jak jego wizyta w domu wpłynęła na pozostałe dzieci, oraz jak jego ciało zniosło pobyt w ciepłym domu przez dobę?
Co Wy sądzicie na ten temat? Podzielcie się spostrzeżeniami!
Tak, mój syn zginął bo nie miał zapiętych pasów!
Masz nadciśnienie w ciąży, sprawdź czego nie możesz jeść!

Decyzję o dziecku odkładaliśmy z roku na rok. Zawsze było jakieś „ale”. Brak stałej pracy, wynajmowane mieszkanie, brak ślubu. Zawsze znajdowały się rzeczy, które oddalały nas od bycia rodzicami. W końcu dojrzeliśmy do tego, by mieć dziecko. Są dwie kreseczki Dość szybko się udało. Zaledwie po 3 miesiącach starań ujrzeliśmy na teście upragnione dwie kreseczki . Na początku szok i niedowierzanie, z czasem miejsca ustąpiły ogromnej radości. Gdy lekarz potwierdził ciążę, radości nie było końca. Na pierwszym USG nie było widać serduszka małej. Przez trzy tygodnie nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W głębi serca byłam przekonana, że moja córeczka żyje. Mimo to strach dawał o sobie znać. Po kilku tygodniach, na kolejnym badaniu, serduszko maleństwa było widać jak na dłoni. Poczułam się jak prawdziwa mama. Położna krzyczała na mnie Kolejne miesiące minęły dość szybko. Kompletowanie wyprawki, urządzanie pokoiku dla dziecka i kolejne wizyty u lekarza, by zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Do porodu byłam nastawiona pozytywnie . Mówiłam sobie: „Nie ja pierwsza i nie ostatnia. Dam radę”. Później się dopiero okazało, że nie było to takie łatwe, jak mi się wydawało. Pierwsze lekkie skurcze, odejście wód płodowych. Po tym zaczął się mój koszmar . Ból trudny do opisania słowami. Brak jakiejkolwiek pomocy ze strony położnej, która zamiast pomagać, krzyczała na mnie. Pragnęłam tylko tego, żeby mój ból wreszcie się skończył. Po 2 godzinach i kilku parciach na świat przyszła moja córeczka. Śliczna i malutka. Poczułam ulgę i ogromną radość. Najpiękniejszy i najgorszy dzień w życiu Ten dzień był najgorszy, bo przeżyłam ból, o jakim do tej pory nie miałam pojęcia, a najpiękniejszy, bo dostałam wymarzoną nagrodę – moją córeczkę. Dzisiaj, patrząc na to...

Mam na imię Asia, mam 28 lat, mieszkam w Sieradzu. Moja opowieść zaczyna się w listopadzie w dniu, w którym zrobiłam test ciążowy. Miałam mieć miesiączkę, ale nie pojawiła się. Jechałam do apteki po lekarstwa dla mojej mamy (chorowała na raka), więc przy okazji kupiłam test ciążowy. W pracy go zrobiłam – wyszły dwie kreski. Z radością zadzwoniłam do mojego męża. Była taki szczęśliwy. Wieczorem po pracy poszłam do mojej mamy. Była zmęczona, ale pomyślałam, że taka wiadomość nie może czekać. „Mamusiu, zostaniesz babcią!” – powiedziałam. Tak bardzo się cieszyła ze mną. Przez chwilę pomyślałam: „Czy dożyjesz mojego rozwiązania?”. Strach ma wielkie oczy Mijały dni i tygodnie. W styczniu była ładna pogoda, więc poszłam na spacer. Gdy wróciłam, zaczął mnie boleć brzuch, więc wzięłam no-spę. W nocy obudził mnie bardzo silny ból . Mąż zawiózł mnie do szpitala. Bałam się, że tracę dziecko. Na szczęście okazało się, że jego serduszko bije, a moje dolegliwości spowodowane są niedoborem magnezu. Podłączono mi kroplówkę. Po trzech dniach mogłam wrócić do domu. Mamusiu, co się z tobą dzieje? Miałam sporo energii, w czasie ciąży jeździłam z mamą do Łodzi na chemioterapię. Wszystko tak dobrze się układało. Niestety 1 lipca podczas odwiedzin u mamy, usłyszałam: „Asia, krew mi leci”. Byłam przerażona. Krwotok był ogromny. Ale nie zemdlałam, tylko zaczęłam działać. Położyłam mamę na podłodze, następnie zadzwoniłam po karetkę, po brata mamy, który mieszkał niedaleko, oraz do męża. Gdy czekałam na pomoc, myślałam, że to moje ostatnie chwile z mamą, ale nie chciałam przy niej płakać. Gdy przyszedł wuj, zastąpił mnie i uciskał mamie ranę, ja tymczasem pobiegłam, by poczekać na karetkę i wskazać im drogę. Ekipa ratunkowa zabrała mamę do szpitala, z mężem pojechaliśmy za...

Moja pierwsza ciąża przebiegała nadzwyczaj spokojnie: czułam się świetnie i miałam mnóstwo energii. Uznaliśmy z mężem, że skoro nie przeszkodziła mi w nauce, warto zdecydować się na drugą ciążę jeszcze podczas studiów. Gdy zobaczyłam dwie upragnione kreski, nie posiadałam się ze szczęścia. I choć to był dopiero początek, już szukałam wózka, łóżeczka i innych akcesoriów... Początek ciążowych dolegliwości Niestety, mój wesoły nastrój nie trwał długo, bo pojawiły się różne dolegliwości: mdłości, omdlenia, zawroty głowy, a także brak ochoty na cokolwiek. Podczas zajęć na uczelni wyglądałam jak wrak człowieka. Powtarzałam sobie: „Byle do 12. tygodnia, a potem już będzie lepiej”. Owszem poczułam się wtedy lepiej, jednak – jak się później okazało – to był dopiero początek niespodzianek! I to nieprzyjemnych. Przeczytaj, jaka jest idealna różnica wieku między dziećmi W drugiej ciąży - gorsze samopoczucie Podczas pierwszej ciąży biegałam, skakałam, uprawiałam sport i robiłam wiele innych rzeczy. Podczas drugiej ledwo mogłam wstać, bo bardzo bolały mnie mięśnie i kręgosłup. Powiedziałam sobie jednak, że nie poddam się i że nie wezmę urlopu dziekańskiego. Byłam bardzo zawzięta i zdeterminowana. Chciałam wszystkim pokazać, że w ciąży można normalnie funkcjonować, a więc również studiować. Zrób test, czy jesteś gotowa na drugie dziecko Czy zdążę przed porodem? Mijały kolejne miesiące, a ja robiłam się coraz grubsza i coraz bardziej markotna. Starałam się być na wszystkich zajęciach i zdawać egzaminy w terminie, jednak pod koniec było już naprawdę ciężko. Przypuszczalny termin porodu ustalono na 13 czerwca. Pomyślałam sobie, że nie mogę urodzić w tym czasie, bo 26 czerwca mam ostatnie egzaminy. „O nie! Nie po to tyle...