Kiedy Tatiana Okupnik zaszła w pierwszą ciążę, postanowiła zawiesić karierę. Nie planowała, że przerwa potrwa tak długo. W międzyczasie artystka urodziła też synka. Wokalistka od 2020 roku publikuje nagrania na Instagramie i YouTube, na których kobiety opowiadają o porodzie, komplikacjach poporodowych, depresji i macierzyństwie. Sama nigdy nie ukrywała, że macierzyństwo było dla niej dużym wyzwaniem.

Reklama

„Razem z mężem wiedzieliśmy, że chcemy mieć dwa paszczaki”

W 2016 roku Tatiana Okupnik urodziła córkę, Matyldę. Niespełna dwa lata później na świat przyszedł Tymoteusz. W intymnym wywiadzie dla Onetu artystka wyznaje, że w pierwszej ciąży cierpiała na depresję.

„Gdy w 2016 r. szukałam w Internecie czegoś o depresji w ciąży, ani na polskich, ani na amerykańskich stronach nie mogłam nic znaleźć. Czułam się bardzo smutna, samotna i zagubiona. A moi bliscy nie byli w stanie zrozumieć, co się ze mną dzieje. Przecież zawsze byłam pozytywną osobą, która nawet w najtrudniejszych chwilach umiała znaleźć coś dobrego. Czekało mnie macierzyństwo, które konotowane jest ze szczęściem, a mnie rozłożyło na łopatki. Dopiero w dziewiątym miesiącu, dzięki terapii, rozjaśniło mi się w głowie. Później przyszedł czas na poród. Rodziłam Matyśkę przez 34 godziny”.

Po porodzie wokalistka mierzyła się z poważnymi komplikacjami poporodowymi. Doszło u niej do pęknięcia krocza (o problemach opowiadała na Instagramie). Z powodu problemów z nietrzymaniem moczu i defekacją konieczna była interwencja chirurgiczna. Tatiana Okupnik łamie tabu i opowiada o sprawach, o których zwykle się milczy: by dodać otuchy kobietom, które również przez to przechodzą i czują, że nikt ich nie rozumie.

W trakcie drugiej ciąży czuła się znacznie lepiej, jednak i tym razem los jej nie oszczędzał – w 5. miesiącu ciąży samoistnie pękła jej kość krzyżowa. Po narodzinach Tymoteusza artystkę dopadła depresja poporodowa.

Zobacz także

„Po raz pierwszy w życiu czułam, że nie daję sobie z czymś rady”

„Zdawałam sobie sprawę, że nie zawsze będzie różowo, ale przytłoczył mnie ogrom ciemnych emocji. Po raz pierwszy w życiu czułam, że nie daję sobie z czymś rady. Poza tym obwiniałam się za to, że tęsknię za tą niezależną Tatianą sprzed lat. Wiedziałam, że powinnam cieszyć się nowym życiem, a nie opłakiwać stare. A ja czułam, że bezpowrotnie coś straciłam. Miałam chwile, gdy chciałam rzucić wszystko i gdzieś uciec. Potem robiłam sobie z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia” – wyznała.

Na szczęście, artystce udało się zmienić swój sposób myślenia dzięki terapii. Zapytana teraz, co jej zdaniem znaczy być dobrą mamą, odpowiedziała, że… łaskawą. „[...] zdjęłam ten mocno zasznurowany gorset, który nosiłam przez lata i wrzuciłam na luz. Czasem sobie z czymś nie radzę, ale wiem, że mam do tego prawo. Pamiętam, jak biegałam z wywieszonym jęzorem za dziećmi, spełniałam każdą ich zachciankę, a gdy w końcu usiadłam, żeby coś zejść, a któreś z nich mnie zawołało, to momentalnie wstawałam i pędziłam do nich. Teraz już tak nie robię. Gdy jem, a Matyśka lub Tymek chcą, żeby im coś podać, mówię, że najpierw skończę posiłek, a potem im pomogę”.

Źródło: onet.pl

Piszemy także o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama