
Walkę o życie małego Chaliego Garda śledzi cały świat. 10-miesięczny chłopiec z Wielkiej Brytanii cierpi na rzadką odmianę choroby mitochondrialnej – ma uszkodzony mózg i prawie nie ma mięśni, nie może płakać, przełykać, nie może się poruszać, nie widzi i nie słyszy. Jego rodzice walczą o możliwość wyjazdu do Stanów Zjednoczonych i przeprowadzenie eksperymentalnej terapii, która uratowała już życie sześciorga dzieci – informuje Daily Mail.
Walka o życie chorego chłopca
Brytyjscy lekarze zażądali od rodziców zgody na odłączenie chłopca od aparatury. Rodzice nie wyrazili na to zgody, w związku z czym sprawa trafiła do sądu. Sąd przychylił się do wniosku lekarzy i wydał decyzję, na mocy której w piątek, 30 czerwca, chłopiec miał zostać odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Mimo tej decyzji szpital, w którym przebywa chłopiec, wstrzymał procedurę, a kolejne osoby – w tym papież Franciszek i prezydent USA Donald Trump – włączają się w walkę o życie Charliego. Na Twitterze Donalda Trumpa pojawiła się informacja o gotowości przyjęcia chłopca do Stanów, jeśli będzie taka potrzeba.
If we can help little #CharlieGard, as per our friends in the U.K. and the Pope, we would be delighted to do so.
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 3 lipca 2017
Jak podają włoskie media, Mariella Enoc, szefowa szpitala Bambino Gesù w Rzymie wystąpiła z prośbą do londyńskiego szpitala, w którym przebywa Charlie, o możliwość przewiezienia chłopca do Włoch. Jej prośbę wsparł włoski minister spraw zagranicznych Angelino Alfano.
Do tej pory rodzicom Charliego udało się zebrać na leczenie synka ponad milion funtów.
Chris Gard i Connie Yates, rodzice chłopca, robią wszystko, żeby uratować synka. Mimo ich starań i nadziei, w internecie pojawiają się komentarze, że decyzja o sztucznym podtrzymywaniu życia chłopca wbrew opinii lekarzy i sądu jest egoistyczna. Zdaniem niektórych internautów, rodzice powinni pozwolić chłopcu odejść, zamiast skazywać go na niepotrzebny ból. Co wy o tym myślicie? Czy walka o życie własnego dziecka rzeczywiście jest przejawem egoizmu?
Zobacz także: Chore dzieci to wojownicy! Zobacz mocną kampanię
Źródło: charliesfight.org , rmf.fm, ansa.it, dailymail.co.uk

9-miesięczny Leyton zadławił się niewielkim plastikowym przedmiotem. Mimo natychmiastowej reanimacji chłopiec zmarł w szpitalu kilka dni później. Rodzice postanowili pokazać ostatnie dni życia synka w programie W szpitalu dziecięcym w Birmingham (oryg. Inside Birmingham's Children Hospital). Wystarczy chwila nieuwagi Leyton przestał oddychać po tym, jak zadławił się kawałkiem plastiku. Jego tata, który skończył kurs pierwszej pomocy , od razu przeprowadził resuscytacje krążeniowo-oddechową. Po przyjeździe do szpitala lekarzom udało się przywrócić chłopcu akcję serca. Został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety, w mózgu Leytona doszło do nieodwracalnych zmian, jego organizm nie reagował. Chłopiec zmarł kilka dni po przyjeździe do szpitala. "Jeśli to przetrwamy, przetrwamy wszystko" Rodzice chłopca, Adam i Serena, postanowili nagrać walkę o życie synka i wyemitować ją w programie. Swoją decyzję uzasadniają słowami: Wszyscy rodzice wiedzą, jak może się skończyć zadławienie , ale nawet kiedy myślisz, że zrobiłeś wszystko, żeby chronić swoje dziecko, może się wydarzyć wypadek. Zdecydowaliśmy się podzielić naszą historią z kilku powodów. Żeby uczcić pamięć naszego synka po stoczeniu tej walki, żeby pokazać jak fantastyczni ludzie pracują w szpitalu w Birmingham. Jednak przede wszystkim, jeśli po obejrzeniu tego programu rodzice będą bardziej świadomi zagrożeń i uda się uratować chociaż jedno życie, uratować jedną rodzinę przed tym, przez co my przechodzimy, to życie naszego synka miało sens. Leyton w szpitalu. Ostrzeżenie czy przekroczenie granic prywatności? Nie wyobrażam sobie cierpienia rodziców po stracie synka. To ogromny ból, którego z pewnością nie zrozumie nikt, kto nie był w podobnej sytuacji. Nie jestem jednak pewna, czy emitowanie programu i pokazywanie umierającego dziecka nie jest...

Brytyjski sąd najpierw przychylił się do decyzji lekarzy ze szpitala Alder Hey (Liverpool) i zadecydował o odłączeniu chłopca od aparatury medycznej podtrzymującej jego życie – wbrew woli rodziców , lekarzom z włoskiej kliniki, którzy podjęli się dalszego leczenia chłopca, apelom papieża Franciszka i protestom tysięcy osób na całym świecie. Walka 2-latka o życie przyćmiła w Wielkiej Brytanii zainteresowanie narodzinami royal baby . Pojawiło się wiele komentarzy: czy tak samo traktowane byłoby dziecko księżnej Kate i księcia Williama , gdyby cierpiało na podobną chorobę co Alfie Evans ? Kontrowersyjna decyzja sądu Decyzje brytyjskiego sądu budzą zdumienie, bo najpierw wbrew woli rodziców zadecydował o odłączeniu chłopca od aparatury medycznej (bo nie rokuje), a wczoraj nie zgodził się na transport chłopca do Włoch (bo w czasie przewożenia chłopiec może umrzeć!). Decyzja również z tego powodu szokująca, że w sprawę włączył się papież Franciszek oraz rząd Włoch, którzy przyznał mu włoskie obywatelstwo , a szpital Bambino Gesu w Rzymie zaoferował mu opiekę do końca życia. Włoskie władze zadeklarowały, że zapłacą za transport Alfiego do Włoch. Na co cierpi Alfie Evans Alfie Evans urodził się 9 maja 2016 roku. Urodził się zdrowy, jednak z czasem zaczął tracić kolejne funkcje. Ma c horobę neurodegeneracyjną, której nie udało się zdiagnozować. Nie można jej wyleczyć ani powstrzymać. Proces ten jest tak zaawansowany, że lekarze nie dają szans na "odbudowanie" mózgu – przy dzisiejszym stanie wiedzy medycznej. Dlatego wystąpili do sądu o zgodę na zaprzestanie intensywnej terapii i podtrzymywania życia. Brytyjski sąd przychylił się do wniosku brytyjskich lekarzy.Podstawą decyzji było stwierdzenie, że podtrzymywanie życia nie leży w najlepszym interesie samego Alfiego. Sąd uznał więc, że w...

Charlie ma 10 miesięcy i wadę genetyczną, której nie udało się dotąd wyleczyć. Chłopiec urodził się całkowicie zdrowy. Objawy zaczęły o sobie dawać znać dopiero kiedy miał 8 tygodni. Okazało się, że rodzice noszą wadliwy gen , który u Charliego spowodował rzadką chorobę mitochondrialną. Oboje: 32-letni Chris Gard i 31-letnia Connie szukali pomocy w Wielkiej Brytanii, ale tam leczenie nie było możliwe. Jedyna terapia, która mogłaby uratować mu życie to terapia eksperymentalna prowadzona w Stanach Zjednoczonych, ale jej wyniku lekarze nie są w stanie przewidzieć. Jeśli by się powiodła – może to być przełom w leczeniu tej rzadkiej przypadłości. Zebrali 1,4 mln funtów Wsparcie dla rodziny płynie zewsząd. Od czterech miesięcy trwa zbiórka funduszy. Udało się zgromadzić pokaźną kwotę 1,4 mln funtów, aby mały Charlie miał chociaż cień szansy na wyzdrowienie. Życie malca jest podtrzymywane sztucznie, a rodzice liczą na cud i walczą o to, żeby został z nimi jak najdłużej. Na stronie poświęconej zbiórce funduszy na leczenie Charliego czytamy: „Great Ormond Street Hospital poprzez sąd uzyskał zgodę na odłączenie Charliego od respiratora, ale my po prostu nie możemy pozwolić naszemu dziecku umrzeć, jeśli jest coś, co może uratować mu życie. On zasługuje na to tak jak każdy z nas.” Zobacz także: Prof. Maruszewski: Dzieci w Polsce umierają, czekając na operację serca! Rodzic dla dziecka zniesie wszystko Do kampanii na rzecz umierającego dziecka włączyli się przeciwnicy rozwiązań systemowych w Wielkiej Brytanii. Narzucenie przez sąd konieczności odłączenia Charliego od aparatury załamało rodziców i rozwścieczyło protestantów, pikietujących pod szpitalem, w którym przebywał chłopiec. Lekarze nie widzieli sensu utrzymywania go przy życiu na siłę, ponieważ szanse na wyleczenie były znikome. Swoje bezlitosne postępowanie...