„50 twarzy Greya" – porno dla mamusiek?
W recenzjach "50 twarzy Greya" najczęściej pojawiają się dwa określenia: „gniot” albo „porno dla mamusiek”. I jak to pierwsze dobrze rozumiem, to z drugim mam problem. Skąd wzięły się te mamuśki? Czemu akurat poród i pojawienie się dziecka miałoby zmieniać nas w miłośniczki sado-maso?
W recenzjach „50 twarzy Greya” najczęściej pojawiają się dwa określenia: „gniot” albo „porno dla mamusiek” . To pierwsze określenie zupełnie zupełnie mnie nie zastanawia, ale z drugim mam problem. Rozumiałabym bardziej ogólne hasło: porno dla kobiet, ewentualnie dla nastolatek, singielek, mężatek – ale akurat mamuśki? Czemu akurat po porodzie nasze preferencje seksualne i książkowe miałyby skręcać w stronę sado-maso?
Mnie wydaje się właśnie wprost przeciwnie, „50 twarzy Greya” jest owszem, książką w dużym stopniu erotyczną, ale mamuśki akurat sięgają po nią dużo rzadziej niż inne kobiety. I to z kilku powodów.
Oszałamiające tempo akcji?
Anastazja budzi się. Anastazja się myje. Anastazja układa włosy, te wcale nie dają się tak łatwo ułożyć ( „Patrzę w lustro i krzywię się. Do diaska z tymi włosami, zupełnie się nie chcą układać. (...) Poddaję się. Mogę jedynie związać niesforne włosy w koński ogon i mieć nadzieję, że jakoś się będę prezentować (...) desperacko próbuję nad nimi zapanować" ). Anastazja nakłada makijaż, a mówiąc konkretnie: najpierw maluje rzęsy, a potem (napięcie rośnie…) na usta nakłada odrobinę błyszczyku. Wreszcie – Anastazja zerka na Greya, on odzerkuje, ona odwraca wzrok, ale po chwili nie wytrzymuje i znowu zerka, on – no, nie zgadniecie – odzerkuje po raz kolejny, a „ w jego oczach tańczy rozbawienie ”...
Już śpicie? No właśnie.
Autorka „Greya” smakuje życie w każdym jego szczególe, ale my, mamuśki, nie mamy sił, żeby przedzierać się przez drobiazgowe opisy ubrań głównej bohaterki, a także ubrań wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jej wzroku. Jak mamy do wyboru: albo przerzucać kolejne nudne strony, albo dać opaść powiekom – to zawsze wybierzemy to drugie. „50 twarzy Greya” to lektura dla zdecydowanie bardziej wyspanych czytelniczek niż matki małych...