„Powinni w ogóle nie pytać o zgodę”
Wśród komentarzy pojawiło się bardzo dużo głosów, że obecność studentów przy porodzie jest konieczna, ponieważ gdzieś muszą oni zdobyć wiedzę praktyczną. Zgoda rodzącej nie jest do tego potrzebna.
„Jeśli rodzisz w szpitalu uniwersyteckim, to musisz być przygotowana na publiczność w postaci studentów. Poza tym jak niby mają nabyć praktyki?”;
„Życzę wszystkim oburzonym kontaktów z lekarzami i położnymi uczącymi się wyłącznie z książek i YouTube. Nareszcie będzie można powiedzieć, że wszyscy znają się jednakowo na medycynie” – podsumowała jedna z internautek.
Kobiety zadowolone z obecności studentów przy porodzie
„Ja byłam badana przed porodem przy studentach. Pierwszy poród 3 h badań, bo nie wiadomo było, dlaczego dziecko jest tak małe. Jeśli dobrze pamiętam, to jeden z nich robił mi USG. Nie robiło mi to różnicy, dla mnie ważne było, co się dzieje z synem. Nawet zbyt się nimi nie przejęłam. A gdzieś zawodu nauczyć się muszą – książki czy manekin to nie wszystko”;
„Ja miałam bardzo komfortową sytuację. Studentka była jedna, spędziła ze mną praktycznie cały czas porodu i bardziej się mną przejmowała niż położna, która nas (rodzących) miała kilka. Ja miałam swoją studentkę na wyłączność, była miła i bardzo opiekuńcza. Widać było, że jej zależy. Jedyne, co było nieprzyjemnego, to badania, które odbywały się podwójnie. Raz położna, raz studentka. Jednak na kimś muszą się uczyć”;
„Miałam identyczną sytuację. Studentki były dwie, obie przekochane i bardzo pomocne. Nawet po porodzie zaglądały i pytały, czy wszystko ok i czy w czymś mi pomóc. Nie ma się czego obawiać, gdzieś i na kimś muszą się nauczyć!”;
„Ja również drugiego syna rodziłam przy studentce, przekochana dziewczyna, która bardzo mnie wspierała i podtrzymywała na duchu. Po porodzie zaglądała do nas codziennie. Dużo empatii i naprawdę miło wspominam”;
„Gdyby nie studentki obecne podczas mojego 33-godzinnego porodu, to nie wiem, co by ze mną było. Ich opiekuńczość i wsparcie były w tamtej chwili jak złoto”;
„U mnie to samo! Rodziłam ponad 30 godzin, położna miała mnie gdzieś. Gdyby nie studenci, nie dałabym rady”.
„Czułam się jak jakiś kosmita”
Niektóre z mam nie godziły się na obecność studentów lub były niezadowolone z takiego obrotu wydarzeń:
„Nie trzeba się na to zgadzać, można poprosić o brak studentów przy porodzie na piśmie. Nie każda kobieta chce tak rodzić i ma do tego prawo”;
„Miałam cc i byłam w szoku, jak weszłam na salę operacyjną i zobaczyłam ponad 20 osób. Wszyscy stali i patrzyli, a ja czułam się jak jakiś kosmita. Rozumiem, że gdzieś muszą nabywać wiedzę, ale to nie było kilka osób, tylko kilkanaście i nie było to przyjemne”.
„Było mi to zupełnie obojętne”
Niektóre internautki przyznały szczerze, że choć na początku nie były przekonane do obecności obcych osób, to gdy poczuły ból – stało im się to zupełnie obojętne.
„Nie chciałam nikogo obok siebie oprócz partnera, wynikało to z sytuacji rodzinnej. Ale później było mi to tak obojętne, że mogłoby być tam każdy przechodzień z ulicy, bo myślałam tylko o tym, kiedy będzie koniec”;
„Do mnie przyszło troje studentów, aby zapytać, czy mogą mi towarzyszyć przy porodzie, a ja im odpowiedziałam: bądźcie, gdzie chcecie, tylko znieczulenie mi dajcie. Jak boli, to już wszystko obojętne. Mnie nie przeszkadzało, że byli. Nauczyć się jakoś muszą”;
„Przy pierwszym porodzie też byli studenci. Gdybym miała pomyśleć o tym przed porodem, nie wiem, czy bym się zgodziła. Ale jak już miałam skurcze, ból nie do wytrzymania to było mi wszystko jedno, mogła stać cała armia, jakoś nie skupiłam się na tym, że jest dziesięciu ludzi dookoła mnie, tylko na tym, aby jak najszybciej urodzić”.
Zobacz także: