Fakt, że czytanie dziecku bajek od najmłodszych lat, uczy i rozwija jego wyobraźnię, jest bezsporny. Ale czy warto również poświęcać czas na bajeczki dla dziecka, które znajduje się jeszcze w brzuszku mamusi? Otóż, jak się okazuje, tak! Dziecko czuje, kiedy rodzice mówią tylko do niego lub kiedy mu śpiewają. Wprost uwielbia słuchać, zwłaszcza gdy mówią ciepło i łagodnie. Staje się wtedy bardziej aktywne ruchowo, czym daje o sobie znać za pomocą kopniaczków. Opowiadanie bajek wymyślonych specjalnie dla maleństwa sprawia, że przyszli rodzice czują się bardziej emocjonalnie związani z dzieckiem. W ten sposób dają mu coś wyjątkowego, coś co płynie prosto z serca.

Reklama

Podsumowując nasz konkurs "Bajki dla brzuszka", w którym przyszli rodzice mieli za zadanie napisać najpiękniejsze bajeczki własnego autorstwa, które opowiadają swojemu dziecku w brzuszku, chcielibyśmy zaprezentować bajeczki 3 laureatów. Konkurs cieszył się ogromnym zainteresowaniem, co ogromnie nas cieszy, że tylu przyszłych rodziców poświęca czas na wymyślanie i opowiadanie swojemu nienarodzonemu dziecku bajeczek do brzuszka. Dość wysoko poprzeczkę ustawili również sami rodzice, zamieszczając na wątku konkursowym bardzo mądre i z pięknym morałem bajeczki-rymowanki. Redakcyjne Jury nagrodziło bajki niosące w sobie takie wartości, na które szczególnie rodzice powinni uwrażliwić swoje dzieci, by wyrosły na dobrych i mądrych ludzi.
Autorzy nagrodzonych bajek otrzymali 41-elementową wyprawkę dla dziecka, elektroniczną nianię oraz produkty firmy Merck sp. z o.o. - Feminatal 800 Metafolin® i Feminatal 400 Metafolin® + DHA (sponsora konkursu). Poniżej prezentujemy bajeczki wybrane w kolejnych edycjach konkursu.

Merck materiały prasowe
Merck materiały prasowe

Laureatka I edycji - baska_2

Zobacz także

Chcecie bajki? Oto bajka...

Na skraju lasu stał mały domek, a mieszkał w nim dzielny leśniczy Bronek.
Każdego dnia z rana o tej samej porze pilnował porządku spacerując po borze.
Wszystkie zwierzątka dokładnie go znały, biegały wokół niego, skakały, kicały,
A on z uśmiechem na twarzy szerokim przechadzał się lasem nad modrym potokiem.

Tak mijał mu każdy poranek bez mała, zwierzyna bezpieczna po lesie biegała,
A Bronek szczęśliwy, że spełnia zadanie spoglądał radośnie na misie i łanie,
Na jeże, borsuki, jelenie, zające, na wilki, motylki i ptaków tysiące.
A kiedy już sprawdził, że wszystko się zgadza i nikt nieproszony po lesie nie chadza,
Powracał do swego maleńkiego domku, aby w nim również pilnować porządku.

Wieczorem gdy Bronek kończył służbę swoją spokojny, że zwierzątka niczego się nie boją,
Gdy wypełnił już wszystkie swoje obowiązki, zajrzał w każdą norkę, posprzątał gałązki,
Mógł wreszcie odpocząć, odetchnąć powoli i w świetnym nastroju pobiec do swej Oli.

Ola miała domek na środku polany zawsze taki schludny i w słonku skąpany.
Potrafiła ze skarbów, które dają lasy przyrządzać w mgnieniu oka istne rarytasy.
Sos grzybowy w śmietanie, placek z jagodami, maliny słodko kwaśne, knedle z borówkami,
Przepyszne kompoty, wykwintne wypieki, a dla potrzebujących najprawdziwsze leki.

Gdy jakiś zajączek albo młody jeleń wpadał w stare sidła, lub w kolczastą zieleń,
Potrafiła przyrządzić cudowne mikstury z liści, szyszek czy kwiatów, owoców natury.
I kiedy tylko zdarzała się potrzeba taka ratowała z opresji misia, czy szaraka.

Leśnik Bronek i Ola bardzo długo się znali, co wieczór wspólnie kolację jadali,
Spacerowali, rozmawiając szczerze, biegali po mchach leśnych na każdym spacerze.
Bronek zbierał dla Oli jagody, jeżyny, podglądali niezwykłe zwyczaje zwierzyny.

Ola podziwiała dzielnego leśnika, który ze swą strzelbą po lesie pomyka,
Gotów w każdej chwili, kiedy będzie trzeba, podopiecznym swoim przychylić choćby nieba.
Strzegł ich bezpieczeństwa, pilnował spokoju, w pocie czoła i trudzie codziennego znoju.
W lesie dzięki niemu nie było rozbójników, największych wrogów zwierząt, strasznych kłusowników.
Każde zwierzę bezpieczne czuło się w swym domku, dlatego Ola tak ciepło myślała o Bronku.

Bronek z kolei patrzył na Olę z czułością, kiedy opiekowała się z wielką miłością,
Młodymi zajączkami, ranną piękną łanią, w takich chwilach nie mógł napatrzeć się na nią
Opatrując zadrapania, rany, skaleczenia, z wielkim sercem podchodziła do każdego stworzenia.

Bronek myślał, że zawsze już tak będzie miło lecz pewnego dnia wszystko się skończyło.
Kiedy po swojej służbie wieczoru pewnego, pobiegł znów do Oli, ujrzał coś dziwnego:
Na środku polany obok chatki Oli, stał ogromny powóz i dwanaście koni.

W środku zamiast pachnącej przecudnie kolacji, czekało go wiele odmiennych atrakcji.
Ola bowiem nad jakąś damą klęczała, do jej czoła okłady jakieś przykładała.
Parzyła również inne dziwne zioła, których zapach się mocno roztaczał dokoła.
Oprócz Oli i damy bez ducha leżącej, stał w pokoju młodzieniec w zbroi książęcej,
Który z niepokojem na swej pięknej twarzy, śledził każdy ruch Oli, aż wzrok jego parzył.

W pewnej chwili kobieta leżąca bez ducha, uśmiechnęła się nagle od ucha do ucha,
Otworzyła swe oczy spokojnie usiadła. – Matko – zakrzyknął Książę – śmierć cię nie ukradła.
– Dziewczyno, ocaliłaś moją matkę drogą, jakże ci się odwdzięczę mów prędko niebogo.
Ola stała bez słowa, z ogromnym rumieńcem, nie mogąc oczu swoich nacieszyć młodzieńcem.
Wtem on ukląkł przed nią niespodzianie i takie wypowiedział dziewczynie wyznanie:

– Kiedy leśnym duktem jechałem z mą matką myślałam, że jedziemy na przejażdżkę gładką,
Lecz ten okropny miał miejsce wypadek, gdyby nie ty po matce zostałby mi tylko spadek.
Gdy na korzeniu jej powóz podskoczył, uderzyła się w głowę, mgłą jej zaszły oczy.
Jakież szczęście, że twoją ujrzałem tu chatkę i los sprawił, że uratowałaś moją drogą matkę.

Zatem skoro takie nasze przeznaczenie, to ten wypadek musi mieć jakieś znaczenie,
Widocznie musieliśmy zbłądzić w knieję leśną, by powrócić na zamek z najweselszą pieśnią.
Jedź z nami moja Pani, nie zwlekaj ni chwili, zobaczysz jak szczęśliwe będziemy razem żyli.

Leśnik Bronek będący świadkiem tej oferty, zdębiał najpierw a potem wbił w ziemię wzrok tępy.
Ola stała pośrodku swej izby zdziwiona, lśniące pukle jej włosów skrywały ramiona,
Wreszcie wypowiedziała jedno straszne słowo, które w głowie Bronka rozbrzmiało na nowo.
W jednej chwili przeszyło mu jak mieczem serce, które z każdą chwilą bolało jakby więcej.

Ola powiedziała patrząc w księcia oczy: – Zgoda, niech się nasze wspólne życie toczy.
Pojadę mój Książę do twojego zamku, mam dość tego życia, przetworów i garnków.
Chcę czegoś spróbować innego, świeżego, odnaleźć sens życia, zupełnie innego.

Książę z radości zakrzyknął wesoło, potem rozejrzał się szybciutko wkoło,
Bronka nie dostrzegł, bo leśnik z rozpaczy, ukrył się w cieniu jednego z pawlaczy.
– Widzę, że nie masz żadnego majątku, ale się nie martw, wszystko jest w porządku.
Ja dam Ci wszystko czego będziesz chciała, złota, brylantów, szmaragdów bez mała.

– Mamo – tu zwrócił się do damy owej, przyjrzyj się bacznie swej przyszłej synowej.
– Dziecko, przyjmiemy cię z wielką radością i otoczymy najszczerszą miłością.
Potem już wszystko szybko się toczyło, Książe wziął na ręce swą wybrankę miłą
Razem ze swoją matką zamknął ją w karecie i odjechał gdzieś niknąc w ciemnym, gęstym lesie.

Bronek pozostał sam na polany skraju, kilka wiernych zwierzątek wyszło cicho z gaju,
I stanęło lojalnie przy swym przyjacielu, wszyscy wpatrywali się za nią bez celu.
Bo kareta zniknęła już dawno z widoku i łza się kręciła nie tylko w Bronka oku.
Mokrą mordkę od łez miał niedźwiadek mały, jeleń, zając i wilczek, ten srebrzysto-biały,
Nawet jeżyk i cała jeżowa rodzina, zaczęła Olę szczerze ze łzami wspominać.

Wreszcie młody niedźwiadek, zapytał cichutko, pytanie to rozbrzmiało z wielkiego smutku nutką:
– Dlaczego nie zatrzymałeś naszej drogiej Oli, przecież mogłeś jej odejść z lasu nie pozwolić?
– Drogi misiu – powiedział Bronek smutnym głosem. – Nie możemy zarządzać cudzym życia losem,
Trzeba innym pozwalać by mieli marzenia i nie stawać na drodze do marzeń spełnienia.
– Ale Bronku myślałem, że ty kochasz Olę... – Kocham, dlatego odejść jej pozwolę.

Bronek wrócił do domu i od tego czasu już z mniejszą radością wychodził do lasu.
Wykonywał codzienne swoje obowiązki, sprawdzał dziuple i norki, zamiatał gałązki,
Ale kiedy nad lasem wieczór się roztaczał, siadał na swoim ganku i w ciszy rozpaczał.

A Ola tymczasem na książęcym dworze z każdą chwilą czuła że już dłużej nie może,
Nie może wytrzymać w tym murach zamknięcia, poza tym prawie wcale nie widziała księcia.
Bo Książę wyjeżdżał na częste wojaże a wokół Oli tylko jakieś obce twarze,
Wciąż jej zakazywały opuszczać królestwo ze względu na jej własne niby bezpieczeństwo.

Piękne suknie z jedwabiów, muślinów i tiuli były niewygodne, koronki wręcz kłuły,
Piękne, ale za ciasne buty na obcasach, nie sprawdziłyby się w bieganiu po lasach.
Włosy Ola musiała mieć zawsze upięte, przemierzała więc zamek, zwiedzając schody kręte,
Niezliczone komnaty, setki korytarzy, że zrozumiała o czym tak naprawdę marzy.

Zapragnęła powrócić do swojego domku i nie mogła ukrywać, że myśli o Bronku.
Zatęskniła za swoją małą skromną chatką, za ogródkiem, polaną, za zwierząt gromadką.
Pomyślała, że pewnie potrzebna jest w borze, że w zamku dłużej już mieszkać nie może.

Kiedy Książę powrócił ze swojej wyprawy i załatwił już wszystkie bardzo ważne sprawy,
Ukłoniła się nisko, i stwierdziła szczerze: – Książę mój, ja w szczęście tu nasze nie wierzę.
– Odwołajmy nasz ślub i nie róbmy tego, muszę wracać do domu.. bo kocham innego.
Książę smutno popatrzył na swoją wybrankę, nie sprzeciwiał się, bo sam miał ją za koleżankę.

Próbował sobie wmówić, że na wielkiej wdzięczności zdoła zbudować coś na kształt miłości.
Ale miłość ma całkiem inne wymagania, bo nie kocha się za coś, to zagadka kochania.
Ola porzuciła więc książęce szatki, niewygodne muśliny, tiule, inne szmatki,
Założyła swą starą kraciastą sukienkę i pobiegła do domu, śpiewając piosenkę.

Gdy dotarła do lasu poczuła, że żyje. Tu świergocą ptaszki, tu wilczek zawyje,
Pachną szyszki i mech się ugina pod stopą, poczuła się znowu szczęśliwą istotą.
Wtem nasz znajomy leśnik wyłonił się z kniei, obydwoje ze szczęście najpierw oniemieli,
Potem z wielką radością padli w swe objęcia, Bronek nie mógł uwierzyć, że pokonał księcia.

– Już myślałem, że nigdy Ciebie nie zobaczę, że ze smutku ocean cały łez wypłaczę.
– Wybacz Bronku, czasami popełniamy błędy. Teraz wiem, że moje szczęście biegnie właśnie tędy,
Przez te zielone chaszcze, zarośla, paprocie, dróżki, dukty, polany, nie koronę w złocie.
Moje szczęście to lasy, i Ty mój jedyny. Już nigdy nie opuszczę zielonej krainy.

Odtąd Ola i Bronek pewni swej przyszłości, spacerując po lesie nie kryli radości.
I każdego dnia wspólnie budując swe życie, czuli się przeszczęśliwie a wręcz wyśmienicie.
Bronek z nowym zapałem i wielką radością pełnił znów swoją służbę z olbrzymią miłością.
Ola znowu potrzebna, czuła się doceniona i widziała, że może liczyć na Bronka ramiona.

Każdego wieczora, już po ciężkiej pracy, siadali na werandzie z kolacją na tacy.
Patrząc na zachodzące nad lasami słońce, snuli długie o życiu rozmowy gorące,
Nie rozstali się nigdy i od tamtego czasu, piękna i mądra miłość nie opuszcza lasu.
[CMS_PAGE_BREAK]
Laureatka II edycji: pinkmause

O żuczku, który chciał wziąć udział w sztafecie

Jak co roku, w kniejach lasu, strasznie dużo jest hałasu –
turniej wielki się odbywa, gdy rolnicy kończą żniwa.
Mały żuczek, czy Wy wiecie, wziąć chciał udział w tej sztafecie,
Ale mama żuczka woła: Nie dla ciebie taka rola!
Ty za mały jesteś szkrabie! Tytuł mistrza – zawsze żabie
przypaść musi, bez gadania, cały las jest tego zdania.

Żuczek wielce zatroskany, zawsze słuchał swojej mamy,
Ale turniej tak go kusi... Mama zdanie zmienić musi!
Żuczku – skarbie, dziecko drogie, złamiesz sobie tylną nogę,
lub ofiarą będziesz dzika, czy komara – rozbójnika!
Ty malutki jesteś jeszcze, zrozum me obawy wreszcie!

Mamo, mamo, nie masz racji, ja urosłem od kolacji!
Zdrowy jestem, silny, szybki, już wyprzedzam wszystkie rybki,
także ważki i stonogi. Mi nie straszne leśne drogi,
ani wagi czy rozmiary! Dziecko – siły na zamiary
mierz uważnie swym rozumem. Ty nie wygrasz, chwaląc dumę!

Mama myśli już od rana, co jest lepsze: miód, śmietana,
hantle, biegi, skok przez płotki – w lesie już powstały plotki,
że żuczątko tak bez niańki, w sztafetowe stawać szranki,
zamiar ma. I nie do wiary, już na zapaśnika bary,
chce pracować, bo zawzięcie, ćwiczy ciągle, to dziecięcie.
Mama dietę wymyśliła, syna zapał pochwaliła,
patrząc ciągle i z rozsądkiem, marzy już ze swym dzieciątkiem.

Stanął żuczek do sztafety, wszyscy krzyczą: Patrzcie! Rety!
To maleństwo, ten robaczek biegać będzie jak ślimaczek!
Śmieją się w lesie zwierzęta, nikt kultury nie pamięta…
Wyśmiać kogoś – tak dla żartu, nie jest ładnie. To brak taktu!

Biegną wreszcie. Już zakręty pokonali. Już ich pięty,
widać było w zagajniku, gdzie zające na pikniku,
się bawiły już od środy. Kto jest pierwszy? Wszyscy brody
wciąż do przodu wychylają. Wszyscy swoje typy mają.
Jest zwycięzca – moi mili. Jak zwierzęta się cieszyły!
Bo sztafeta tak jak święta, długo każdy je pamięta.

Żuczek wygrał? Moi Drodzy, to nie o to tutaj chodzi!
Lecz o pasję, o zamiary, o fakt wielki: że wymiary,
nie wpływają na marzenia. Długa droga ich spełnienia,
lecz nie wolno, nie należy się poddawać, gdy zależy!
Próbuj ciągle. Bo nie miara ważna w życiu – ale wiara.
Od początku, wciąż od nowa... Zapamiętaj moje słowa!
Synku drogi. Realizuj swoje plany, zawsze cię czekają zmiany.
Tryumf jest kupiony pracą, a rozmiary - nic nie znaczą.
No a z czasem, jak zechcecie, żuczek też stanie na mecie.

Laureatka III edycji: ataga105

Niebanalna ballada

W baśniowej krainie, jak to jest zwyczajem, za lasem, za rzeczką, a może za gajem,
stał zamek królewski piękny i wspaniały, poddani swym królom wdzięcznie się kłaniali.
Smok także w tej historii pojawić się musi, i król zatroskany życiem swojej wnusi,
księżniczki tak pięknej jak rosa na trawie. Dzisiaj cię syneczku tą bajką zabawię.
Smok, jak to zwykle w tych historiach bywa, była to wstrętna, wciąż głodna gadzina.
Ogromna czerwona, brzuchata ta bestia, ukradła już zapasy z całego królestwa.
Żyła w lochach zamku, tam się ukrywała, trzy dni podkradała, potem trzy dni spała.
Królestwo z dnia na dzień popadało w nędzę. Trzeba tego smoka wypędzić czym prędzej! –
wołają króla doradcy i jego strażnicy. Co smok już ukradł, nikt tego nie zliczy,
wiadomo jednak, że wielki był jego apetyt, chętnych do pomocy brak było – niestety.
Legenda głosiła, że za dwoma górami, za Morzem Zielonym, dwoma zakrętami,
daleko od zamku, żyje chwat nad chwaty. On smoka wypędzi, powetuje straty!
Wezwijcie go prędko, wyślijcie posłańca, sprowadźcie natychmiast tu tego wybrańca! –
król rozkazał prędziutko, gdy tylko usłyszał, królowa z córkami z ulgi głośno wzdycha.
Sława o tym chłopcu okryta legendą, pieśni oraz wiersze wszyscy pisać będą.
Minął może tydzień. I już jest wybawca. Czym mnie wynagrodzi król mój i łaskawca?
Złoto i klejnoty. Tak bardzo je cenię. Tak, za dni parę spełnię polecenie.
Ja zawsze pomagam, o czym wszyscy wiecie jestem tym jedynym, najlepszym na świecie.
Tak wiem. Król nerwowo swoje wąsy szarpie, słyszałem, jak ze stawu wypędziłeś harpie,
że u brata mego pomogłeś z szarańczą. Młodzieniec zajęty - małą pomarańczą,
dużo mówić nie chciał, ale przytakuje: Cieszę się, że ma sława uznanie znajduje –
rzekł, gdy napełnił swój żołądek głodny, żaden z mych pomysłów nie bywa zawodny.
Rozprawię się z tą bestią, szybko, bez problemu, zaufajcie mym słowom. Talentowi memu.
Dziś ogromnie i bardzo już jestem zmęczony. To nasz jedyny ratunek – mówi król do żony.
Minęło dni kilka, a gość z honorami jest czczony, wielbiony, bohaterem zwany.
Lecz jak do tej pory nic nie zrobił jeszcze, z podziemia pomruki dochodzą złowieszcze.
Król już cierpliwość pomału swą traci: Odwaga twa młodzieńcze bardzo wiele znaczy,
ale pomóż nam wreszcie, bo potrzeba pilna, to prośba państwowa, a także cywilna,
bo już rozum tracę i włości królewskie. Już plan wymyśliłem. Król krzyknął: Nareszcie!
Chwat nasz dzielny, wziął szablę i małą siekierkę, dwa noże i procę oraz tabakierkę.
O znajomości fechtunku legendy powstały, jego miecze i szable to przedmioty chwały.
Kroczy więc z odwagą w podziemia zamczyska: Raz na zawsze pozbędę się tego smoczyska!
Wszedł ledwo w tunel, co do jamy prowadził, wyprostował się dumnie i o strop zawadził,
wywrócił się z łoskotem i w kamień uderzył. Zawiódł – choć wcale z bestią się nie zmierzył.
Płacze król i królowa i królewskie dzieci, nie mają o czym pisać nadworni poeci,
a smok nadal sieje strach i spustoszenie. W królestwie słychać tylko wielkie oburzenie:
że duma przerosła czyny, tego obłudnika, sława była ułudą tego śmiertelnika.
Nigdy nie przedkładaj dumy swej nad czyny! Teraz zamiast pochwał słychać tylko kpiny.
Ale co tu począć z tym smokiem – potworem? Ja pójdę! – krzyknęła księżniczka z uporem,
którego nic i nikt złamać już nie zdoła. Dziecko drogie, to przecież młodzieńców jest rola!
Ale książąt tu nie ma, więc wyjścia nie mamy, to od nas zależy jaki przykład damy!
I poszła księżniczka do smoka pieczary, może niezbyt silna, ale pełna wiary,
że smok dopuści do siebie jej prośby, bo ten sposób wybrała, miast noża czy groźby.
Weszła już głęboko. Ciemno tu i strasznie, gdy się bać zaczęła, w tym momencie właśnie,
smok na nią spojrzał. I usiadł z wrażenia. To dziecko, księżniczka piękna jak marzenia,
sama tu przychodzi, wcale się nie lęka? Jakie piękne włosy, jaka gładka ręka...
Księżniczka się nisko, zgrabnie ukłoniła melodyjnym głosem, śmiało przemówiła:
Panie Smoku Groźny, wybacz mi to najście, tak naprawdę uciekać miałam zamiar właśnie,
ale teraz zbyt późno i muszę spróbować, walki nie na szable, lecz na zwykłe słowa.
Królestwo się biedne zrobiło i nędzne, Twoje niecne czyny już znane są wszędzie.
Zabierasz zapasy i kradniesz zwierzęta, tak złych czasów mój dziadek nawet nie pamięta.
Wszyscy żyją w strachu i z lękiem na twarzy, o pozbyciu się Ciebie, każdy tylko marzy.
Tak być dalej nie może, zrozum Panie Smoku. I dalej zamilkła, smok bowiem w podskoku,
zbliżył się do niej. Też kłania się nisko i odpowiada sycząco, wzniecając ognisko:
Zdziwiony jestem bardzo, Moja Droga Pani, opinia Twa okrutna, dotkliwie mnie rani.
Ja nie zjadam zwierzątek, karmię je jedynie, chlebem – owce i konie, a jabłkami świnie.
Szukałem przyjaciela, na tym świecie całym, ale wszystkie zwierzęta zawsze się mnie bały.
Pomyślałem więc sobie, że jak porwę kilka, będę je dokarmiał, to nie minie chwilka,
jak przyjaciela zdobędę, który mnie wysłucha. W głosie dźwięczał smutek i ogromna skrucha.
Ależ Panie Smoku, co to za maniera? Nie da się przemocą zdobyć przyjaciela!
Uwolnij zwierzęta i przeproś je ładnie. Twoim wychowaniem zajmę się starannie.
Dam Ci nauki mądre i wielce przydatne, do każdej sytuacji bardzo adekwatne.
Dzisiaj już królestwo rozkwita przepychem, a smok stojąc przy bramie nowych gości wita.
Zapomnieli wszyscy widzieć w nim złodzieja, dzisiaj go traktują – jako przyjaciela.
Czasami należy spróbować rozmawiać. Zrozumieniem i taktem należycie władać.
Przyczyny poznać, a nie tylko skutki, kto tylko mieczem włada, to rozum ma krótki.
Słowo moc magiczną posiada od wieków - to Ci chcę przekazać. Mój Mały Człowieku.
Na tym kończę długie dzisiejsze bajanie. Rozmawiajmy miast walczyć. Świat lepszy się stanie.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama