Reklama

Środa

To już mój drugi miesiąc w domu. Trwa festiwal wizyt. Od mojego przybycia odwiedziły mnie 33 osoby. Niektóre nawet po kilka razy – zwłaszcza Dziadek i Babcia. Wiem, że będą goście, kiedy rodzice od rana sprzątają dom. Potem tata coś gotuje, a czasem jedzie do cukierni po ciastka. A czasem i to, i to – wtedy wiadomo, że wizyta będzie dłuższa. Na koniec zjawiają się goście. Ja jestem wynoszony i pokazywany. Nikt się nie przejmuje, że na przykład byłem zajęty, akurat jadłem, czy coś. Wszyscy się zachwycają i dziwią, że jestem taki malutki. I mówią, że już nie pamiętają, kiedy to ich dzieci itd...
Jestem ubrany w jakieś szczególnie ładne ubranko, a jeśli to kolejna wizyta – to w ubranko, które dostałem od gościa poprzednim razem, o ile nie jest dużo za duże. Dostałem już bardzo dużo dużo za dużych ubranek, a także mnóstwo zabawek i kosmetyków. Mam cały regał nowych rzeczy! Zdaje się, że mama trochę mi tego zazdrości. Ale po pierwsze – nie mam na to wpływu, a po drugie – ona już się "nadostawała".
I tak większość zabawek wędruje do szafki, bo ja jestem jeszcze za mały, a rodzice są już za duzi. A i bardzo szybko rośnie mi kolekcja szamponów. Na razie nieużywanych, bo znikły mi wszystkie włoski.
Nawet te z plecków. Szkoda.

Reklama

Piątek

My też składamy wizyty. Głównie u lekarzy. Na przykład dzisiaj byliśmy na kontroli oczu w Centrum Zdrowia Dziecka. To daleko, więc spaliśmy u mamy koleżanki, żeby "rano nie przedzierać się przez korki". O 9 rano byliśmy na miejscu, a tam – połowa mam z Oddziału Patologii Ciąży.
Wszystkie dzieci koleżanek dostały ten sam termin badania. Mama chyba o tym wiedziała wcześniej, bo była wystrojona, umalowana i bez okularów. Było więc miło i wesoło, aż do samego badania...
Nie wiem, na czym polegało dokładnie, ale chyba wyglądało okropnie, bo zabroniono mamie patrzeć. Musiała tylko mocno trzymać mi nóżki, żebym nie wierzgnął i nie wbił sobie czegoś do oka. No i nie wbiłem sobie, a wynik badania był dobry.

Sobota

Byliśmy też z wizytą u Cioci. Było miło, dopóki nie zrobiłem kupy. Wtedy zrobiło się trochę nerwowo – okazało się, że umazałem się po pachy. W domu nigdy mi się tak nie udało! Efekt był spektakularny i trzeba było mnie wykąpać.
A tu ani mojej ulubionej wanienki, ani ręczniczka z kapturkiem... Mama z ciocią umyły mnie po partyzancku pod kranem. Zwykłym mydłem! Byłem taki wstrząśnięty, że nawet nie krzyczałem. Potem jeszcze zasiusiałem cioci tapczan. Lubię sobie siknąć, kiedy jestem golutki. Ogólnie wizytę uważam za udaną – jest co wspominać.

Reklama

Polecamy: Blog Jureczka - Drugi miesiąc, ciąg dalszy

Reklama
Reklama
Reklama