Dotkliwie pobił 3-miesięczne niemowlę i jest bezkarny

Zmowa z koncernami farmaceutycznymi lekarzy propagujących szczepienia dzieci to częsty argument padający z ust antyszczepionkowców podczas dyskusji na temat zasadności szczepień dzieci. Tym razem Justyna Socha użyła go w odniesieniu do bardzo znanego lekarza pediatry, epidemiologa dr Pawła Grzesiowskiego, eksperta w dziedzinie profilaktyki zakażeń. Sąd w Poznaniu uznał te słowa za pomówienie i ukarał Sochę. "Bezkarnie obrzucano mnie pomówieniami" Justyna Socha z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP przegrała w Poznaniu proces wytoczony jej przez dr n. med. Pawła Grzesiowskiego. – Musiałem wnieść pozew, bo nie jestem oszustem, nie wykańczam ludzi. Nie mogę zgodzić się na to, by bezkarnie obrzucano mnie pomówieniami i insynuacjami – tak złożenie pozwu uzasadniał dr Grzesiowski. Po czterech latach od złożenia pozwu w końcu zapadł wyrok. Sąd uznał, że Justyna Socha pomówiła epidemiologa, sugerując, że jest lobbystą firm farmaceutycznych. Według sądu Socha "przekroczyła granice dozwolonej krytyki", poniżyła lekarza w opinii publicznej i naraziła na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania zawodu. Sąd nakazał liderce antyszczepionkowców zapłacenie dwóch tysięcy złotych grzywny i dziesięć tysięcy nawiązki na rzecz Samodzielnego Publicznego Centralnego Szpitala Klinicznego w Warszawie oraz poniesienie kosztów sądowych. W sumie Socha ma zapłacić 15 tys. złotych. "W Polsce nie ma wolności słowa" - To jest wyrok, który znaczy, że w Polsce nie ma wolności słowa - skomentowała decyzję Socha po wyjściu z sali sądowej. - Są obywatele, których dzieci cierpią na powikłania poszczepienne , a państwo Polskie nie chce ponosić odpowiedzialności za te powikłania . Ten system jest głęboko niesprawiedliwy - dodała. Przy ogłaszaniu wyroku Justynę Sochę wspierało w sądzie w Poznaniu kilkadziesiąt osób, zarówno rodzice...

Goły 2-latek z siusiakiem w jednej ręce i butelką piwa w drugiej – takie zdjęcie zamieścił na Facebooku tata chłopca. Mężczyzna został skazany na 3 miesiące pozbawienia wolności. To pierwszy taki wyrok w Polsce. Kontrowersyjne zdjęcia dziecka w sieci Sprawa pana Adriana i jego (dziś 6-letniego) syna rozpoczęła się w 2012 roku. Pan Adrian opublikował na Facebooku kompromitujące zdjęcie synka, mimo sprzeciwu matki chłopca (rodzice nie są w związku, chłopiec na co dzień mieszka z mamą). Gdy administratorzy serwisu usunęli zdjęcie , mężczyzna dodał je ponownie, inaczej wykadrowane. Kobieta zawiadomiła policję i prokuraturę. Sąd pierwszej instancji ukarał mężczyznę karą pozbawienia wolności na 6 miesięcy za tzw. parental trolling. Po apelacji wyrok zmniejszono do 3 miesięcy. Pan Adrian zapewnia, że będzie się odwoływał do Sądu Najwyższego i Trybunału w Strasburgu. Uważa, że jest artystą i ma prawo fotografować własne dziecko – czytamy w serwisie Innpoland.pl. Czytaj także: 5 zdjęć dziecka, które nigdy nie powinny się znaleźć w sieci Co to jest parental trolling? Parental trolling to nic innego jak ośmieszanie dzieci przez rodziców w internecie. Rodzice, w celu zabłyśnięcia wśród znajomych lub zaistnienia w sieci, publikują poniżające zdjęcia własnych dzieci. Sami nie widzą w nich nic upokarzającego. Wręcz przeciwnie, zdjęcia czy filmiki z półnagimi maluchami w kompromitujących sytuacjach uważają za "zabawne" i chętnie umieszczają je w internecie. Uważaj, co publikujesz w sieci! Jeśli lubicie publikować w internecie zdjęcia waszych pociech, upewnijcie się, że do zdjęć mają dostęp wyłącznie wasi znajomi i rodzina. Publikując zdjęcie na Facebooku , akceptujemy regulamin serwisu i zgadzamy się na rozpowszechnianie zdjęcia (np. przez przycisk "Udostępnij"). Zanim opublikujecie "słodkie" czy "zabawne" zdjęcie waszego maluszka w...

O tej sprawie pisały media na całym świecie. W czerwcu 2014 roku, w stanie Georgia w USA, kochający mąż i troskliwy ojciec, Justin Ross Harris, zostawił synka w rozgrzanym samochodzie . Sąd skazał mężczyznę na dożywocie i dodatkowe 32 lata więzienia za popełnienie innych przestępstw (w Stanach Zjednoczonych zapadają zwielokrotnione wyroki, gdzie sąd, aby podkreślić wagę przestępstwa, dodaje do wyroku kolejne lata). Zostawił dziecko w samochodzie i poniesie karę 18 czerwca 2014 roku Harris miał odwieźć 22-miesięcznego Coopera do żłobka. Najpierw pojechał do baru na śniadanie, później do pracy. Zapomniał, że chłopiec jest w samochodzie i zostawił go na kilka godzin. Po 16 wyszedł z pracy i pojechał do kina – dopiero wtedy zauważył poruszającego się synka. Zatrzymał się na parkingu i wyniósł chłopca z samochodu. W sądzie tłumaczył, że cierpi na zaniki pamięci i zapomniał o dziecku. Zobacz także:   Mama broni rodziców, którzy zostawili dzieci w samochodzie Podczas procesu wyszło na jaw, że Harris prowadził podwójne życie. Regularnie korzystał z usług prostytutek, zdradzał żonę z przypadkowymi kobietami, zawierał znajomości o charakterze erotycznym przez Internet, również z nieletnimi. Po ponad 2 latach sąd ogłosił wyrok. W sumie mężczyzna został skazany za popełnienie kilku przestępstw, w tym morderstwa, okrucieństwa wobec dzieci i nakłaniania nieletnich do czynności seksualnych.   "Ja bym nigdy nie zrobił czegoś takiego..." Bardzo łatwo przychodzi nam ocenianie innych ludzi. Wielokrotnie pisaliśmy o dzieciach pozostawionych w samochodzie przez nieodpowiedzialnych rodziców. Chociaż dla nas takie zachowanie jest niezrozumiałe, nie powinniśmy jednoznacznie oceniać rodziców. Strata dziecka to ogromna tragedia dla każdej rodziny... Tym razem sytuacja jest inna – to sąd orzekł, że pozostawienie dziecka w samochodzie nie było przypadkowe, a...