Czy były premier Kazimierz Marcinkiewicz wygląda na dziadka? Raczej nie. Tymczasem zapewnia, że roczny wnuczek Kuba to jedna z najważniejszych postaci w jego życiu. O niedawnych świętach Bożego Narodzenia Marcinkiewicz napisał: „Po wielu latach, właściwie od śmierci babci, mieliśmy znów wigilię czteropokoleniową. Byli moi kochani rodzice i Kuba – mój wnuczek. Kapitalny i grzeczny. Wiadomo – po dziadku”.
A Krystyna Janda? Pełna energii aktorka budująca własny teatr? Nie jest może babcią od konfitur, ale z wnuczkami Leną i Jadzią, córkami Marii Seweryn, w każde święta chodzi na groby najbliższych, by – jak powiada – rodzinna historia, a nie tylko ucztowanie przy stole, budowała w małych istotach poczucie ładu i bezpieczeństwa.
Nie mówiąc już o babci bizneswoman – Henryce Bochniarz, szefowej największej federacji pracodawców prywatnych Lewiatan. Ma siedmioro wnucząt i nawet gdy kandydowała na prezydenta, zapewniała, że „z bycia babcią nie jest w stanie zrezygnować”. W wolnych chwilach zabiera wnuki na podmiejską działkę i kopie z nimi piłkę.
Dzisiejsi dziadkowie i babcie są trochę inni niż ci sprzed 20 czy 30 lat. Aktywniejsi, sprawniejsi, głodni wiedzy i nierzadko wspierający dzieci i wnuki finansowo. Oczywiście, nie sposób przyłożyć do wszystkich jednej miary, ale nie da się ukryć, że wiele w pokoleniu babć i dziadków się zmieniło. Może z wyjątkiem tego, że dziadkowie wciąż są potrzebni. Bo nie bez kozery natura wymyśliła pokoleniową zależność: dzieci wchodzące w rolę rodziców potrzebują wsparcia dziadków (według badania TNS OBOP 62 procent Polaków szuka rad wychowawczych właśnie u rodziców). I odwrotnie: dziadkowie dzięki wnukom odnajdują w życiu sens, radość i wiarę w ciągłość trwania.
Przeczytaj: Niezastąpieni dziadkowie
III wiek powojennego wyżu
– W latach 70. i 80. jednym z głównych zadań osób trzeciego wieku było zaopatrywanie rodziny. Babcie i dziadkowie dysponowali wolnym czasem, więc wystawali w kolejkach i zdobywali rzeczy, których nie sposób było kupić, wracając do domu po pracy – przypomina gerontolog profesor Barbara Szatur-Jaworska z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Dziś, gdy sklepowe półki uginają się od towarów, dziadkowie szukają aktywnych form spędzania czasu, bo rola przysypiającego w fotelu staruszka coraz częściej nie zaspokaja ich ambicji. Najlepszym tego dowodem jest notowany od paru lat boom uniwersytetów trzeciego wieku, czyli organizowanych przez wyższe uczelnie wykładów – od historii literatury przez naukę języków obcych po obsługę komputera – dla osób w wieku emerytalnym. W Polsce działa już 90 takich uniwersytetów, z których niejeden ostatniej jesieni przeżył oblężenie, bo liczba chętnych przekraczała tysiąc.
Jak grzyby po deszczu wyrastają także Ośrodki Terapii Ruchowej III Wieku. Jest ich na terenie kraju co najmniej 20. Dofinansowywane z pieniędzy budżetowych zapewniają starszym ludziom zajęcia w salach gimnastycznych i na basenach, gdzie babcie i dziadkowie czasem po raz pierwszy w życiu uczą się pływać.