Niektórzy rodzice są tak zagorzałymi przeciwnikami telewizji, że po prostu wyrzucili telewizor z domu. Jednak psycholodzy podchodzą do takich pomysłów sceptycznie. Telewizja to nieodłączny element życia większości ludzi – argumentują. Dziecko, które w ogóle nie ma z nią kontaktu – nie zna popularnych programów czy bohaterów – czuje się wśród kolegów wyobcowane. Bywa, że rówieśnicy uznają je za dziwaka (bo nie wie np. kim jest Ciasteczkowy Potwór) czy wręcz z niego kpią. Ale argumentów przemawiających za tym, by telewizor jednak w domu został, jest więcej.
To świetne źródło wiedzy o świecie
Odpowiednio dobrane przez rodziców programy sprzyjają rozwojowi dziecka – twierdzą pedagodzy. Zapewniają maluchowi rozrywkę, rozwijają zainteresowania, uczą pożądanych zachowań. Ułatwiają też naukę, bo dziecko przyswaja i zapamiętuje informacje dużo lepiej, gdy czerpie je nie tylko z książek, ale też za pomocą dźwięków i obrazów. Dowiodły tego liczne badania naukowe. Wykazały one m.in., że mali miłośnicy „Ulicy Sezamkowej” byli dużo lepiej przygotowani do rozpoczęcia edukacji szkolnej niż dzieci, które nie oglądały tego programu. Jego fani nie tylko dobrze znali litery, cyfry i kształty, ale też lepiej sobie radzili z nawiązywaniem kontaktów w grupie.
Ale też uczy bierności i agresji
Zbyt długie ślęczenie przed ekranem szkodzi maluchom – ostrzegają pedagodzy. Dziecku brakuje wtedy czasu na inne rozwijające zajęcia, np. rysowanie czy kopanie piłki. Staje się przy tym bierne, ma słabo rozwiniętą wyobraźnię, nie jest w stanie na niczym dłużej się skupić. Jednak najcięższy zarzut stawiany telewizji przez pedagogów to uczenie dzieci agresji. Nasze pociechy po prostu powtarzają w realnym życiu to, co widzą na ekranie. Patrząc na filmy, w których bohaterowie bez przerwy się tłuką, zaczynają akceptować przemoc. Potem same krzyczą na kolegów i biją ich. Sądzą, że tak właśnie się rozwiązuje konflikty. Co więcej, małe dziecko nie odróżnia telewizyjnej fikcji od rzeczywistości. Wyobraża sobie np., że człowiek zepchnięty w przepaść, za chwilę wstanie i pobiegnie dalej, jak choćby sprytny kreskówkowy królik Bugs. Warto też wziąć pod uwagę wyniki badań uczonych amerykańskich. Dowiedli oni, że co trzecie dziecko bombardowane okrucieństwami z telewizji w wieku dorosłym bywało agresywne wobec współmałżonka lub popadło w konflikt z prawem.
Raczkowanie po ekranie niewskazane
Od kiedy można zacząć sadzać malucha przed telewizorem? Do drugiego roku życia w ogóle nie należy tego robić. Nawet programy edukacyjne przeznaczone dla najmłodszych nie sprzyjają bowiem lepszemu rozwojowi. Wręcz przeciwnie. Badania przeprowadzone na dzieciach w wieku do 16. miesiąca życia wykazały, że maluchy oglądające dziecięce programy rozumiały średnio o 7 słów mniej niż ich rówieśnicy nieoglądający telewizji. A im więcej godzin dziecko spędzało przed ekranem, tym większe były braki w rozumieniu słownictwa. Powód? Kilkunastomiesięczny maluch jest aktywny tylko przez pewien czas w ciągu dnia. Jeśli te godziny są przeznaczone na telewizję, a nie na zabawę z rodzicami, dziecko odbiera za mało potrzebnych do rozwoju języka bodźców.
Po drugich urodzinach
Dwulatkowi kontakt z telewizją już nie szkodzi, pod warunkiem że ma do niej dostęp nie dłużej niż przez 15–20 minut dziennie. Powinna być to nieskomplikowana, przyjazna bajeczka, np. z serii „Bob Budowniczy” czy „Teletubisie”. Dziecko trzy-czteroletnie może już obejrzeć dłuższą, półgodzinną kreskówkę, np. z Krecikiem czy Reksiem. Są to spokojne, nieskomplikowane opowiastki, w których bohaterowie uczą przyjaźni, współczucia, gotowości do niesienia pomocy innym. Pięciolatkowi możemy pozwolić na obejrzenie nawet dwóch takich bajek (jednak nie jedna po drugiej), zainteresować go jakimś dobrym programem edukacyjnym („Budzik”, „Ziarno”) czy krótkim filmem przyrodniczym.
Wychowanie
11 października 2008
Dzieciaki, podobnie jak dorośli, zwykle uwielbiają oglądać telewizję. I nie ma w tym nic złego, pod warunkiem że nie robią tego zbyt długo. Ważny jest też właściwy dobór programów.
Polecamy
Porady