Prawdziwe historie: To jest twój syn!
24-letnia Anna postanowiła zapomnieć o swojej dumie i pojechała upomnieć się o alimenty dla dziecka. Wróciła z mężem i ojcem jej syna.
Koniec z moimi ambicjami i poczuciem niezależności, postanowiłam pewnego dnia, gdy mój czteroletni syn Kacper popłakał się, bo nie mogłam mu kupić rowerka. Nie ma co przekonywać wszystkich dookoła, że sobie sama z dzieckiem doskonale radzę . Cóż to za niezależność, jeżeli muszę stale wysłuchiwać od matki utyskiwań, że tak naprawdę, to jestem z Kacprem na jej utrzymaniu, a moja pensja starcza tylko na czynsz za wynajętą kawalerkę i bieżące opłaty. Nawet nie mogłam zaprotestować, bo to, niestety, prawda. Przy okazji takiej rozmowy zawsze powracał temat pana Waldka. Matka uważała, że najwyższy czas, abym zdecydowała się na ślub z właścicielem sklepu mięsnego , który buduje duży dom, ma luksusowy samochód i dużo cierpliwości, jeżeli przez pięć lat nie zmienił zdania i chce mnie poślubić. Pan Waldek ma 45 lat, jest grubym i łysym facetem o piskliwym głosie, ale to wszystko nie powinno mi przeszkadzać.
– Przy takim obrotnym mężu, ptasiego mleka by ci nie zabrakło. A tak, to nie wiadomo, jak związać koniec z końcem – biadała.
Upomnieć się o alimenty czy poślubić Waldka z mięsnego
Pan Waldek, mimo swoich braków, powinien być według niej moim faworytem, bo w małych, powiatowych miasteczkach samotna kobieta ma niewielkie możliwości znalezienia dobrze płatnej pracy. W dodatku czteroletnie panieńskie dziecko nie jest dla niej dobrą wizytówką.
Miałam do wyboru: albo wyjść za pana Waldka, który gotów był mnie przyjąć z moim nieślubnym synem, albo upomnieć się wreszcie o alimenty od Marka, ojca Kacpra, który do tej pory nie miał pojęcia o jego istnieniu. A właśnie dowiedziałam się z listu mojej koleżanki Doroty, u której pięć lat temu spędzałam wakacje po zdaniu matury, że na biednego nie trafi. Ten zaradny Marek, który kiedyś wyjeżdżał do Włoch na winogrona i oliwki, miał teraz świetnie prosperujący skład materiałów budowlanych.
Teraz...