Karolina Malinowska rozmawia z babcią o wychowaniu dzieci
Babcia Karolina Malinowskiej jest wesoła, pogodna i cierpliwa. Umie obsłużyć iPada, ale woli zabawę w "Kółko graniaste". Wspomina wojenne dzieciństwo, opowiada o swoich prawnukach i mówi, jaką najważniejszą rzecz rodzice muszą dać dzieciom. Zgadniecie, o co chodzi?
Poznajcie moją babcię Irenę Bochenek-Kern . Ma 80 lat , ogromne poczucie humoru i jeszcze większą klasę. Kiedy widzę, jak bawi się z moimi synkami – gra, kopie piłkę , puszcza na iPadzie „Świnkę Peppę” – nie mogę wyjść z podziwu. I to nie tylko nad tym, ile ma energii , lecz także nad tym, jak świetnie odnajduje się w dzisiejszym świecie, pozostając jednak starszą panią przekazującą najwspanialsze i jakże cenne wartości swoim prawnukom . Postanowiłam porozmawiać z nią o czasach, kiedy nie było pampersów , dekoderów rodzaju płaczu dziecka i Angry Birdsów. O czasach, w których dzieci nie potrzebowały gadżetów, by być lubianymi. Zapraszam w niezwykłą podróż...
Babciu, gdybyś mogła z dzisiejszego świata wybrać sobie jakieś rzeczy, które tobie jako mamie ułatwiłyby życie, to co by to było?
– Karolinko, jest ich tak wiele... Najbardziej pieluszki , wózek i ubranka. Kiedyś nie było takich śpiochów , spodenek, bluzek. Szyłam je sama! Te, które nosiłam jako dziecko, szyła nam krawcowa. Jako najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa ubierałam się w to, z czego wyrosły starsze siostry i co udało się jeszcze na mnie przerobić. To były inne czasy.
Wychowałaś się we wsi Kiernozia położonej koło Łowicza. Twoja rodzina nie była zamożna, siedmioro dzieci które trzeba ubrać, nakarmić i zapewnić im dach nad głową w czasie okupacji niemieckiej. Miałaś pięć lat, kiedy zaczęła się wojna. Czy jako dziecko zdawałaś sobie sprawę
z tego, co się dzieje?
– Oczywiście, że tak. Może nie ze wszystkiego, ale pamiętam schron , w którym spędzaliśmy czasami po kilka dni, pamiętam przelatujące nad głowami bombowce. Wiedziałam, że Niemców należy się bać. Dzieci zawsze rozumieją znacznie więcej, niż nam się wydaje... Pamiętam, jak ukrywaliśmy w naszym domu uciekające wysiedlone rodziny, tam też były dzieci. Dzieliliśmy...