Mówi, że nigdy tak ciężko nie pracowała, jak teraz. – Etat to pestka. Wiem, bo kilka lat temu to była moja codzienność. Teraz pracuję po kilkanaście godzin dziennie przez 365 dni w roku, włącznie z weekendami i świętami – wylicza Joanna Gorzelińska. – Zaangażowana matka, która ma kilkoro dzieci, czy chce, czy nie chce, ma kilka etatów i niewiele czasu wolnego. Mam mnóstwo obowiązków, ale na szczęście dzieci szybko rosną, a ja zawsze staram się znaleźć czas na realizację swoich marzeń, np. na napisanie książki czy scenariusza filmowego, albo na zwyczajne "nicnierobienie". Bo spełniona mama równa się szczęśliwe dzieci.
Nie użala się nad sobą, bo robi to, co kocha. Nauczyła się też, że im więcej ma dzieci (ma czterech synów), tym sprawniej wykorzystuje każdą minutę w życiu. Jak ona to robi?
1. Robię listę spraw do załatwienia
Nie w komputerze czy w komórce, tylko na zwykłej kartce papieru. Dzięki temu mam ją zawsze pod ręką. Wpisuję na listę najpilniejsze sprawy, zwykle jest ich około 20, np. serwis pieca, wywóz szambo, szczepienia dzieci, kupno podręczników, cztery wywiadówki, wizyta u okulisty, ortopedy, ortodonty... Bez tej ściągi bym się pogubiła!
2. Trzymam dyscyplinę
Lista listą, ale bez dyscypliny niewiele bym zdziałała. Pilnuję, by codziennie skreślić z niej chociaż trzy punkty, bo przecież każdego dnia dochodzą kolejne zadania. Czasem wystarczy kwadrans, by coś załatwić. Nie odkładam niczego na później, nie robię uników. Mobilizuję się i działam. Gdy ma się tyle obowiązków, co ja, trzeba mieć uporządkowane życie, by nie marnować czasu.
3. Robię zakupy przez internet
Raz w miesiącu zamawiam transport z najcięższymi produktami: wodą, mlekiem,proszkami do prania, makaronem, olejem, mąką... Zużywamy tego około 400 kg. Oszczędzam, czas, kręgosłup i pieniądze, bo transport (z wniesieniem!) jest za darmo, a zakupy przez internet zabierają mi tylko pół godziny z życia. Fakt, mam wielką piwnicę, gdzie mogę składować zapasy.
4. Deleguję zadania
Kiedyś byłam Zosią samosią, wszystko robiłam sama. Bo najlepiej. Szybko odkryłam, ile mi to czasu zabiera i jak wiele mam niewykorzystanych w domu rąk do pomocy! Zaangażowałam synów do pracy. I z tego są same plusy. Wspólnie dbamy o dom, przy okazji oni uczą się odpowiedzialności (wychodzą z psem, ładują zmywarkę, pomagają młodszym braciom w lekcjach, wynoszą śmieci). Zyskałam więcej czasu na wymarzone projekty, a moi czterej synowie nie wyrosną na ofermy, które nie wiedzą, jak zrobić herbatę czy załadować zmywarkę, nie wspominając o gotowaniu. Bo moje dzieci gotują i lubią to robić. Pewnie dlatego, że sama uwielbiam eksperymentować w kuchni, no i nie boję się wpuścić do niej dzieci. Z mężem też podzieliłam się obowiązkami. Mieszkamy pod Warszawą, dla mnie jazda do centrum to nie tylko strata pieniędzy na benzynę, ale przede wszystkim czasu! Teraz tata kupuje synom ubrania i buty, odbiera badania, podręczniki czy zamówione leki. Wychodzę z założenia, że jeśli wszyscy zaangażujemy się w codzienne obowiązki, będziemy mieli więcej czasu dla siebie.