Nikt z dnia na dzień nie staje się rodzicem doskonałym. Ale – jak niemal wszystkiego – tego też można się nauczyć. Trzeba tylko zacząć. Jak? Przeczytaj rady Superniani.
1. Kochaj
Dziecko darzy nas od chwili narodzin miłością bezbrzeżną i takiej też oczekuje od nas. Nawet jeśli zrobi coś nie tak, powinno wiedzieć, że to w niczym nie osłabia naszego uczucia.
2. Szanuj
Dziecko to przede wszystkim człowiek. Należy mu się więc szacunek. Wzmocnimy w ten sposób jego wiarę we własne siły i zwiększymy samoocenę.
3. Słuchaj
Jeśli oczekujemy, aby dziecko liczyło się z naszym zdaniem, pozwólmy i jemu wypowiedzieć się na ważne dla niego tematy. Dzięki temu dowiemy się, co jest dla niego ważne, i będziemy mogli skutecznie je wspierać.
4. Rozmawiaj
Rozmowa wzmacnia i integruje. Z czasem przerodzi się w bardziej partnerskie dyskusje i pozwoli na utrzymanie kontaktu z dzieckiem w miarę dorastania.
5. Ufaj
Obdarzenie zaufaniem daje dziecku poczucie odpowiedzialności. Utwierdza w przekonaniu, że jest tego zaufania warte. Okazując zaufanie, wzmacniamy również nasz autorytet.
6. Wspieraj
Dziecko musi mieć przekonanie, że w każdej sytuacji staniemy po jego stronie. Nawet gdy popełni błąd, to my powinniśmy pomóc mu go naprawić.
7. Poznawaj
Bądźmy blisko naszego dziecka. Interesujmy się jego pasjami. Dowiadujmy się, co jest dla niego ważne. Czego się obawia i o czym marzy. Wówczas będzie nam łatwiej mądrze rozwijać jego zdolności i pasje.
8. Nagradzaj
Doceniaj sukcesy, nawet te najmniejsze. Dziecko musi wiedzieć, że sprawia nam w ten sposób radość i zdobywa nasze uznanie. To wzmacnia jego poczucie własnej wartości. Uczymy też wzorów właściwego postępowania.
9. Stawiaj granice
Dziecko musi od najmłodszych lat mieć jasną informację o tym, co jest przez nas akceptowane, a czego nie pochwalamy czy wręcz zabraniamy. Pamiętajmy zawsze, aby wyjaśnić dziecku, dlaczego pewnych rzeczy nie wolno mu robić.
10. Bądź wzorem
Jeśli oczekujemy, aby nasze dziecko prezentowało określoną postawę, musimy przede wszystkim być dla niego przykładem. Dziecko, naśladując nasze zachowania, osiągnie zamierzony cel.
Dorota Zawadzka, Superniania
Byliśmy czteroosobową rodziną jakich wiele w naszym kraju. Żyliśmy sobie spokojnie i dostatnio. Pewnego dnia w naszych sercach zrodziło się jednak uczucie, pragnienie aby powiększyć naszą rodzinę (mieliśmy córkę Paulinę i syna Marcina)- dając siebie i to co mamy dziecku opuszczonemu, skrzywdzonemu. W TV pokazywano właśnie programy propagujące zaproszenie do siebie dziecka z Domu Dziecka na Święta Bożego Narodzenia. Zaprosiliśmy więc 6-letnią Agnieszkę. Dziewczynka spragniona czułości, miłości lgnęła do nas. Spędziliśmy wspólnie cudowne dwa tygodnie. Odwożąc ją byliśmy pewni, że chcemy ją adoptować. Serca nam jednak o mało nie pękły gdy okazało się, że przygotowywano już rodzinę adopcyjną dla niej. Stwierdziliśmy, że skoro nie mogliśmy pomóc temu jednemu dziecku to pomożemy większej ilości- bez uregulowanej sytuacji prawnej, aby nie musiały przebywać w DDz. Odnaleźliśmy PCPR, tam przedstawiliśmy swoją kandydaturę i gotowość prowadzenia Rodzinnego Domu Dziecka. Zostaliśmy mile przyjęci. Skierowano nas na szkolenie. Zostaliśmy zakwalifikowani do pełnienia takiej funkcji ( 15.01.2003r). Wszystkie nasze decyzje omawialiśmy wspólnie z naszymi pociechami ponieważ to bardzo ważny aspekt tego co mieliśmy zamiar robić. Nasze dzieci przecież ,,traciłyby” najwięcej. Dom, czas, kolana, czułe gesty, naszą miłość - tym wszystkim przecież miały się dzielić z dziećmi wcale nie wybranymi przez siebie tylko niejako ,,narzuconymi” przez los. Utworzenie RDDz okazało się jednak niełatwym wyczynem pomimo ogromnych chęci Pani Dyrektor PCPRu. Ówczesny starosta nie zechciał podpisać żadnej z trzech proponowanych wzorów umów przygotowanych przez PCPR. W czerwcu 2003r przyjęliśmy pierwsze dzieciaki w zwykłą rodzinę zastępczą. Było to rodzeństwo, ośmiomiesięczna Weronika i jej trzyletni brat Łukasz, chłopiec z dziecięcym porażeniem mózgowym. W...
Każdy szanujący się brzdąc sprzeciwia się rodzicom i z upodobaniem mówi „nie”. Pokazuje w ten sposób, że ma własne zdanie. Jak się z nim dogadać? W jaki sposób mądrze postępować, by wtedy, gdy to konieczne, zechciał być posłuszny? Kiedy z malucha zaczyna wychodzić diabełek? Zwykle pod koniec pierwszego roku życia. Nawet jeśli dziecko jeszcze nie wymawia słówka „nie”, to coraz wyraziściej zaznacza swój sprzeciw. Przeczytaj, co robić, by sobie z nim poradzić. Buntownik z powodami Dlaczego słodki do tej pory maluch nagle zdaje się robić wszystko na opak? I zupełnie, ale to zupełnie, nie chce Cię słuchać? Odpowiedź jest prosta: bo wyrasta z niego świadoma swej odrębności osoba. A jak najlepiej zaznaczyć swoją odrębność? Poprzez zdecydowane wyrażanie własnego zdania! „Zrobię nie tak, jak mama mówi, ale po swojemu, czyli – pokażę, że trzeba się ze mną liczyć”. Małe dziecko po prostu musi ćwiczyć niezależność. I zwykle robi to w niezbyt dla Ciebie wygodny sposób. Ale dobra wiadomość jest taka, że jednak można się z nim dogadać. Przede wszystkim, zanim się zdenerwujesz, bo znowu mówi „nie” i wędruje na spacerze w przeciwną stronę, uświadom sobie, że... to dobrze! To znaczy, że rozwija się prawidłowo. Trenuje umiejętności, które tak cenimy u starszych dzieci i dorosłych: asertywność, poczucie własnej wartości, pewność siebie, odwagę. Troszkę się teraz pomęczysz, ale warto. Znajomość mechanizmów kierujących rozwojem emocjonalnym Twojej pociechy pozwoli Ci spojrzeć na Wasze codzienne przeprawy z większym dystansem. Pomoże również zrozumieć malucha i nauczyć się mądrze z nim postępować. Plan działania Jeżeli chcesz, żeby Twoje dziecko Cię słuchało, nie możesz wyłącznie nakazywać i wymagać. O tym pamiętaj: – Pomyśl, czy musisz zabronić. Zawsze najpierw zastanów się, czy...

Dzisiejszy świat, choć piękny, niestety przesiąknięty jest złymi emocjami. Prezentowany przez społeczeństwo poziom kultury niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia. W codziennym życiu ludzie kierują się głównie uczuciami, a jednym ze sposobów wyrażania tych negatywnych jest właśnie stosowanie wulgaryzmów. Cóż więc zrobić, gdy także i nasze dziecko wprowadza do słownika niecenzuralne zwroty? Mały obserwator Brzydkie słowa niestety stały się coraz popularniejszym elementem współczesnej polszczyzny – formą ekspresji, po którą wielu (zwłaszcza młodych) ludzi sięga coraz chętniej. Wszechobecne w rozmowach, jeśli nie samych rodziców, to być może przypadkowo mijanych na ulicy czy w sklepie osób, niezwykle szybko bywają podłapywane przez ciekawe świata maluchy. Ale to nie jedyne miejsca, w których dzieci stykają się z takimi wyrażeniami. Telewizja i Internet kipią od przemocy i pełnych agresji komunikatów, także w prezentowanych w ramówce filmach słownictwo odrzuca swoją ordynarnością. Często zdarza się również, że i nam – rodzicom przytrafi się chwila zapomnienia, w której w przypływie emocji celem wyładowania się wypowiemy przekleństwo impulsowo, bez namysłu. Najważniejsze jest jednak, aby analogicznych sytuacji unikać, starając się za każdym razem kontrolować swój język. Dzieci bardzo często nie rozumieją tego, co mówią. Jako mali obserwatorzy wielkiego świata, zwykle małpują wszystko to, co je zainteresowało. Przekleństwa z początku więc traktowane są przez nie jedynie jako forma zabawy. Wszak słowo na k… czy ch… brzmi inaczej, bardziej oryginalnie, a wypowiadane przez brzdąca – zdaje się dla niego wyłącznie piskliwym i wręcz śmiesznym naśladowaniem innych. Na szczęście stan ten zazwyczaj nie trwa długo – prawdopodobnie malec pobawi się, pośmieje i mu przejdzie. Faktyczny problem pojawia się jednak, gdy...