
Obszarpany miś bez ucha i oka, szmaciana lalka w poplamionej sukience, a nawet poszarzała, tetrowa pieluszka czy stary sweter z dziurą na łokciu mogą być dla dziecka prawdziwymi skarbami – dają mu poczucie bezpieczeństwa. – Nam, dorosłym, wydaje się, że wszystkie dzieci wiodą absolutnie beztroskie życie, a to wcale nie jest prawda – mówi Beata Płażewska, psycholog. – One także mają swoje problemy i próbują sobie z nimi radzić. Taki zastępczy przyjaciel, np. ukochana zabawka czy ulubiona szmatka często im w tym pomagają.
Ukochana zabawka pomaga uporać się z lękiem
Jednym z takich problemów dziecka jest między innymi lęk przed rozłąką z rodzicami, innym – lęk przed obcymi ludźmi i przed wielkim, nieznanym, niepokojącym światem.
– Pojawienie się u dziecka tych lęków nie oznacza, że coś w rodzinie jest nie tak, to normalne etapy rozwoju – mówi psycholog. – Około siódmego, ósmego miesiąca życia malec zaczyna sobie uświadamiać, że jest odrębną istotą, że nie stanowi z mamą jedności, a więc ona nie zawsze może przy nim być. Boi się rozstania. W tym samym czasie zaczyna bać się obcych. Lęki te zazwyczaj (choć nie zawsze) zmniejszają się po trzecim, czwartym roku życia, bo wówczas ciekawość świata i potrzeba samodzielności staje się tak wielka, że z nimi wygrywa.
Nie jest łatwo ciągle się bać, więc dziecko próbuje sobie jakoś radzić, np. poprzez ukochane zabawki. Psychologowie nazywają je „obiektami zastępczymi”, bo zastępują dziecku bliską osobę. Ukochana poduszeczka może zjechać wraz z malcem ze zjeżdżalni, mama raczej nie. Kocyk nie mówi: „Dobranoc, skarbie” i nie wychodzi z pokoju. Można się w niego wtulić i od razu jest raźniej.
– Ukochane przedmioty pomagają, bo przypominają dziecku bliskich, kojarzą się z bezpieczeństwem, znajomo pachną. Dzięki nim malec lepiej radzi sobie ze smutkiem i tęsknotą, gdy mama musi wyjść, ze złością, strachem przed nowymi wyzwaniami – wyjaśnia Beata Płażewska.
Polecamy także: Czego boją się dzieci?
"Obiekty zastępcze" pomagają w nauce samodzielności
Czy nie byłoby lepiej, gdyby dziecko nie musiało zastępować mamy misiem? Gdyby była przy nim cały czas, przez 24 godziny na dobę?
– Nie, bo optymalny (tzn. niezbyt silny) stres jest potrzebny do rozwoju – wyjaśnia psycholog. – Dzięki krótkim rozstaniom dziecko uczy się, że może przetrwać bez mamy, że nie dzieje się nic złego. Nabiera wiary w swoje możliwości, staje się samodzielne.
Przekonuje się też, że jest w stanie samo poradzić sobie ze swoim lękiem, niezadowoleniem, a umiejętność samoukojenia jest ważna i potrzebna każdemu człowiekowi. Gdyby tego wszystkiego nie doznało, czułoby się słabe i zależne. I bałoby się rozstań jeszcze bardziej. No i nie przekonałoby się, że z nianią albo babcią też może być fajnie.
Przeczytaj także: Chce spać tylko z misiem
Dlaczego jedne dzieci mają ukochane zabawki, a inne nie?
– To zależy m.in. od temperamentu – mówi Beata Płażewska. – Są dzieci, które mocno przeżywają rozstania i dlatego potrzebują pocieszycieli, i takie, które nie mają z tym większych problemów. Niektóre radzą sobie w inny sposób, np. ssą palec.
Dzieci, które mają pocieszycieli, też postępują z nimi różnie. Niektóre potrzebują ich tylko czasami, na przykład przytulają się do nich przed snem albo wówczas, gdy dzieje się coś szczególnego (są chore, urodził im się młodszy brat). Inne nie rozstają się z ukochaną zabawką nawet na krok. Chcą się z nią kąpać i robić siusiu, przeżywają katusze, gdy na lotnisku ich króliczek musi przejechać na taśmie maszyny do prześwietlania bagażu. Jak wówczas postępować?