
Urlop z dzieckiem wygląda inaczej niż zwykły urlop. To nie wy będziecie dyktować warunki. A przynajmniej nie próbujcie tego robić zbyt nachalnie. Zanim wyruszycie na wakacje, pomyślcie: dla kogo wzięliście wolne – dla siebie, dla dziecka, czy może po to, by wreszcie całą rodziną bliżej się poznać? Pytanie niby banalne, ale absolutnie takie nie jest. Dzięki niemu potem nie będzie niedomówień. W końcu urlop – rzecz święta. Skądinąd dla każdego członka rodziny ta świętość objawia się inaczej.
A może jednak pojechać na wakacje bez malucha?
Jeśli chcecie odpocząć „od wszystkiego” i realizować swoje pasje, to powinniście zostawić dziecko dziadkom. I jechać na wakacje sami. W przeciwnym razie niezadowoleni będą wszyscy. A najbardziej najmłodszy członek rodziny. Kiedyś przerazili mnie fani dwóch kółek, którzy wozili córkę w dwukołowej przyczepce ciągniętej za rowerem. Przez trzy tygodnie dziecko utrzęsło się w rikszy krytej brezentem, czując się jak gruszka na taczce. Nie wyobrażam sobie, bym mógł wpakować do takiej samotni na kołach swojego syna, który zaledwie po dwóch godzinach jazdy samochodem zaczyna się przepotwornie nudzić.
Okazuje się, że włożenie pacholęcia do rowerowej kibitki to jeszcze nie szczyt perwersji. Widziałem też tatusiów, którzy biorą dwulatka na skuter wodny i grzmią niczym torpeda, podskakując na falach. Z tym, że torpeda jest zdecydowanie cichsza... W jaki sposób dzieciak to odreaguje? To wie tylko ten tatuś. Chyba że pochłonięty uprawianiem kolejnego sportu ekstremalnego, nie zwróci na to uwagi.
Wygrał wariant: urlop z dzieckiem. Co zaproponować na dobry początek?
Dojechaliście na miejsce i na ten dzień to zdecydowanie wystarczy. Długa podróż jest dostatecznie emocjonująca, męcząca i pobudzająca dla malucha. Na miejscu największą atrakcją będzie spokojny kąt do zabawy lub drzemki. Chyba że ciekawy świata odkrywca pamięta, że obiecano mu widok morza lub jeziora. Wtedy nie ma rady – trzeba dotrzymać obietnicy i niech się tym nacieszy.
Nie warto silić się na dodatkowe atrakcje. Mały globtroter musi się wyciszyć po podróży, oswoić z nowym otoczeniem, nowym pokojem lub domkiem campingowym. Dlatego najlepiej wprowadzić do nowego wnętrza stare, dobrze znane rytuały z domu. Tak, by maluch poczuł się swojsko i bezpiecznie. Na paradę atrakcji przyjdzie czas od jutra.
No to zdobywanie szczytów, rejsy po morzu...
Największą atrakcją będzie z pewnością najbliższy sklep z pamiątkami i zabawkami. Tego nie da się obejść ani zlekceważyć. Nie warto przekonywać malucha, co powinien wybrać, a czego nie. Pierwszy raz wasze dziecko ma pełne, autonomiczne prawo wyboru. I przekonacie się, że właśnie samodzielnie wybrana zabawka będzie z dumą pokazywana i opisywana po powrocie do domu jako najważniejsza pamiątka z wakacji. Dlatego przez chwilę zapomnijcie o tym, jak w pocie czoła wyrabialiście w dziecku gust estetyczny, jak uczyliście je, że kupuje się jedynie przedmioty naprawdę potrzebne, jak kształtowaliście świadomego i odpornego na tanią manipulację konsumenta. Maluch może zażądać dowolnego paskudztwa, które kupicie i kropka. Pamiątka to pamiątka. Niesmak zostawcie sobie na później.
A teraz to już chyba najwyższy czas na prawdziwe atrakcje?
Najpierw chilloucik, czyli spędzanie pierwszych dni na bezwysiłkowej aklimatyzacji. A dopiero potem główne atrakcje. My podczas rodzinnych wakacji fundujemy je naszemu synowi dopiero na trzeci lub czwarty dzień. Początkowo skrywamy przed nim wypożyczalnie roweropodobnych pojazdów i wesołe miasteczko. Wy też trzymajcie takie rzeczy w odwodzie.
Na razie wystarczą automaty z metalową łapą, która łowi pluszaki, rurki z bitą śmietaną, kauczukowe kulki za złotówkę służące do niczego. Zróbcie z tego stałe fajnistości, które przez kilka dni będą cieszyć i przyciągać uwagę malca.
I wtedy nic już nie zepsuje rodzinnej sielanki?
Przy okazji romantycznego urlopu nie można zapomnieć o dysfunkcji dyspeptycznej, czyli zatruciu pokarmowym waszego potomstwa. Na wakacjach wszystko będzie dla malucha nowe: woda, jedzenie, sposób przyrządzania potraw, używane w kuchni tłuszcze i przyprawy itp., więc kłopoty z żołądkiem gwarantowane. Lepiej nie zaczynać turnusu od dodatkowej rewolucji w menu: pizzy, lodów, ciastek z kremem leżących całymi dniami w upale, świeżej flądry z rusztu itd. Jeśli dziatwa ma zachorować tuż po przyjeździe lub dostać wysypki, to im mniej zjadła nowych rzeczy, tym łatwiej znajdziecie tego przyczynę.