Czujesz się fatalnie, bo siedzisz w domu, bo z powodu dzieci wielokrotnie budzisz się w nocy, bo musisz być na każde żądanie, bo macierzyństwo przerwało zawodową karierę, bo czujesz się służącą we własnym domu, bo nie masz czasu dla siebie ani dla męża... Taki myśli mogą nagle pojawić się w głowie każdej młodej mamie. Warto wiedzieć, jak sobie wtedy pomóc, aby nie stać się ofiarą depresji.
Miej odwagę mówić
Gdy matki wychowujące dzieci przyznają się do chwili zwątpienia, gniewu czy załamania, robią to wyjątkowo szczerze. Nierzadko w desperackim odruchu „na skraju załamania nerwowego”, jakby chciały wszystko z siebie wyrzucić, zanim stracą wiarę w sens takiego działania. Ale chwile szczerości, by zostały dobrze przyjęte, wymagają właściwego słuchacza. Pewnie dlatego kobietom brakuje otwartości w opowiadaniu o trudach macierzyństwa. Bezpieczniej czują się w gronie innych matek i podczas rozmów telefonicznych. Kiedy jednak mówią, jak bardzo mają dość, że czują się zapędzone w kozi róg, padają z wyczerpania fizycznego i emocjonalnego, nie zawsze mogą liczyć na zrozumienie. Dlaczego? Bo „dobra matka nie narzeka”, bo „jak się chciało mieć dzieci, to trzeba mieć cierpliwość”. Takie stereotypy tkwią w wielu ludziach.
Polecamy: Zalety macierzyństwa
Rozmowa daje siłę
Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że wiele osób nie potrafi rozmawiać o trudnych przeżyciach (czego bardzo zazdrości się bohaterom amerykańskich filmów). Nie umieją też oddzielać spraw ważnych od niewartych uwagi, przez co marnują szansę na szczerą rozmowę. Dwa przeciwstawne typy kobiet, które nie radzą sobie z mówieniem, to milczące słuchaczki nastawione na odbieranie i gaduły na bieżąco relacjonujące wydarzenia każdej chwili. Oczywiście, samo mówienie nie rozwiązuje problemu, ale bez tego nie sposób przekonać się, o co tak naprawdę chodzi, zrozumieć, gdzie popełnia się błąd. Życzliwa rozmowa potrafi oczyszczać z frustracji i niepokoju. Daje też siłę do dalszego zmagania się z codziennością, pozwala łatwiej znaleźć wyjście z sytuacji. Nie sposób przyjąć na siebie wyłącznie roli słuchacza albo mówiącego. Kiedyś trzeba odwrócić role, bo dawanie i branie są jak dwie siły, które muszą się równoważyć.
Stres wcale nie taki mały
Zastanawia często fakt, czemu matki dzisiejszych matek z takim lekceważeniem lub pobłażliwością pytają, dlaczego teraz kobiety przeżywają depresję poporodową i „trudności macierzyńskie”, zamiast „normalnie wychowywać dzieci”. Czym matki i teściowe różnią się od swoich córek i synowych? Czy już zapomniały, na czym polega zajmowanie się dziećmi, czy też nie potrafią zdobyć się na wyrozumiałość wobec innych kobiet? Dla większości z nich sprawa jest prosta: macierzyństwo to obowiązek i trzeba zrobić wszystko, by go zmniejszyć. A tymczasem młode matki różnią się od pokolenia własnych matek tym, że znacznie dotkliwiej odczuwają stres macierzyństwa. Kiedyś rezygnacja z pracy nie wiązała się z perspektywą utraty dobrego stanowiska, a wybór nieodpowiedniej szkoły nie był wyznacznikiem poziomu wykształcenia. Teraz w ciągu jednego pokolenia całkowicie zmieniły się realia funkcjonowania rodziny. Na dowód tego, że dawne wzorce przestały pasować do współczesnej kobiety, przeprowadzono badania porównujące ocenę sytuacji stresowych w życiu. Oprócz tego, że doszły nowe, to dziś, o ok. 20 proc., trudniej jest dostosowywać się do wymagań codzienności.
Czytaj też: Stres a karmienie piersią
Asertywność poszukiwana
Podstawowa umiejętność, jaką musi posiąść matka, to jednoczesne dbanie o potrzeby dziecka i własne. To bardzo trudne, szczególnie dla kobiet, które już jako dziewczynki uczono bycia nieasertywnymi. Przez całe dzieciństwo i młodość faszerowano nas fałszywymi przekonaniami i wyobrażeniami – nauczono przekładania potrzeb innych nad własne. Dlatego dzisiejsze młode kobiety zapominają więc o należnym im komforcie, starają się być grzeczne, posłuszne i niewadzące nikomu. W konfrontacji z płaczącym dzieckiem, stertą prania i czekaniem na męża, który wróci zmęczony i pochłonięty własnymi sprawami, taka strategia nie tylko się nie sprawdza, ale także wzbudza złość. Ale czy matce wolno się złościć? Czy ma prawo otwarcie mówić, że ma dość, że potrzebuje zastępstwa, bo oszaleje?
Czytaj też: Jak nie pomylić baby bluesa z depresją poporodową?