Kto jest silniejszy: sportowiec, który walczy o miejsce na podium czy dziecko, które walczy z chorobą ? Fundacja Sick Kids Foundation w najnowszej kampanii przekonuje, że siła dzieci, rodziców i lekarzy w walce z chorobą dorównuje sile bokserów, zapaśników i rycerzy. Chore dzieci walczą Chory nie znaczy słaby. W spocie fundacji widzimy sportowców podczas walki i chore dzieci, które walczą z taką samą siłą i zaciętością. Sportowiec walczy z przeciwnikiem, chore dzieci zmagają się z niewydolnością nerek, mukowiscydozą, autyzmem, tęsknotą za domem, zmartwieniami i czasem. To superbohaterowie, dla których każdy dzień jest walką o życie. Chore dzieci nie są słabe Ta kampania różni się od reklam, które widujemy na co dzień: chore dzieci nie są słabe, nie leżą przykute do łóżek, z podłączoną kroplówką. Chore dzieci się nie poddają – są wojownikami, którzy staczają najważniejszą walkę w życiu. Jednak sama chęć wyzdrowienia i wola życia nie wystarczają, potrzebują wsparcia. Każdego dnia rodzice, opiekunowie i lekarze robią wszystko, żeby umożliwić im powrót do zdrowia, wygraną. Celem kampanii jest przekazywanie środków na rzecz szpitala Sick Kids w Toronto i wspierającej szpital fundacji. W większości kampanii społecznych chore dzieci pokazywane są jako słabe, bezbronne istotki w szaroniebieskich koszulach nocnych. Nie uśmiechają się, są wycofane, ich oczy są pełne smutku. Być może warto spojrzeć na nie zupełnie inaczej? Zobaczyć w nich rycerzy, którzy walczą o swoje życie? Nam bardzo podoba się taki sposób mówienia o chorobie. Co o myślicie o tym spocie? Czytaj także: Kampania społeczna, którą widza tylko dzieci
Około dwa miliony kongijskich dzieci głoduje i cierpi na choroby wywołane skrajnym niedożywieniem. Jedno na pięcioro umiera przed piątym rokiem życia. Najtrudniej jest we wschodnim Kongo, gdzie jeszcze niedawno toczyły się walki.
W obozie dla uchodźców niedaleko Gomy kilkunastoosobowe rodziny mieszkają w kilkumetrowych szałasach z bambusowych liści, osłoniętych od deszczu plastikową płachtą. To tymczasowe schronienie od blisko dwóch lat jest domem dla setek tysięcy osób – głównie kobiet i dzieci.
Port w Bukavu, drugim co do wielkości mieście prowincji. Nad brzegiem jeziora od wczesnego ranka tętni życie.Oczekiwanie na łódź, która służy za główny transport, to niewiadoma, bo chętnych jest więcej niż miejsc. Tą drogą może także dotrzeć pomoc.
Małgorzata Foremniak jako Ambasador Dobrej Woli UNICEF odwiedzała m.in. oddziały położnicze. Przerażające dla nas warunki w sali dla mam po porodzie, dla kongijskich kobiet są luksusem. Dzięki lekarzom one i ich dzieci przeżyły. Jednak jaka ich czeka przyszłość?
Strach, bezsenność, czekanie – tak wygląda czuwanie przy ciężko chorych maluchach. Osłabione chorują niemal na wszystko – na malarię, odrę, zapalenie płuc, cholerę. Tylko część miała tyle szczęścia, by w porę trafić do szpitala. Jednak tam i tak brakuje podstawowych leków ratujących życie. A pacjentów jest trzykrotnie więcej niż łóżek.
Wyjątkowo pięknie ubrane przyszłe mamy, potrafią iść pieszo pół dnia, by dotrzeć na badania (usłyszeć tętno maleństwa to przecież wielkie przeżycie) i zaszczepić się – także przeciwko tężcowi. Tylko niektóre z nich urodzą w szpitalu.
W najlepszej sytuacji są przyszłe mamy mieszkające blisko dużych miast, w których jest ośrodek zdrowia. Mogą liczyć na fachową opiekę.