
Karmienie piersią jest korzystne dla matki nie nie tylko dlatego, że chroni ją przed nowotworami jajnika i piersi, lecz także dlatego, że dzięki niemu możemy dowiedzieć się wielu rzeczy – o świecie i sobie samych.
Lekcja nr 1
Nie zawsze warto wierzyć innym mamom
Jeszcze w ciąży czytałam na forach dla mam, jak przyjemną, wręcz relaksującą czynnością jest karmienie piersią i pierwszą rzeczą, której dowiedziałam się po porodzie było, że: nie, nie zawsze to relaksuje. Czasem jest wprost przeciwnie: karmienie może stresować i to mocno. W moim przypadku właściwie cały pierwszy miesiąc macierzyństwa upłynął pod znakiem: „Ja już nie chcę karmić!”.
Przystawianie niemowlęcia do piersi bolało, brodawki piersiowe pękały i krwawiły, a piersi żyły własnym życiem: czasem pokarm wyciekał z nich całymi litrami (wkładki laktacyjne to naprawdę bardzo przydatny gadżet!), a czasem zupełnie go nie było (czemu nikt mi wcześniej nie powiedział o kryzysie laktacyjnym?). Jako takie odprężenie poczułam dopiero, kiedy przewaliły się te wszystkie zapalenia piersi, zastoje pokarmu i kryzysy – i kiedy moje dziecko wreszcie nauczyło się ssać. Bo ono też potrzebowało czasu.
Lekcja nr 2
Nie każda położna umie walczyć z zapaleniem piersi
Podczas pierwszego zastoju pokarmu szybko pojechałam na oddział położniczy po radę i pomoc. Trafiłam na położną, która poprzez pomoc rozumiała piętnastominutowe ugniatanie z całej siły moich piersi. Ból porównywalny z porodem! Po tym zabiegu, guzki w piersiach utrzymywały się przez następne cztery tygodnie. Gdy z kolei w ich sprawie zadzwoniłam do jednej z poradni laktacyjnych, dowiedziałam się (diagnoza przez telefon!), że guzki w piersiach powinny zniknąć w ciągu kilku dni, a jeśli nie znikły, to pewnie nie mają nic wspólnego z laktacją, ale raczej z… nowotworem. Umiecie sobie wyobrazić mój strach po odłożeniu słuchawki?
Na szczęście po tych doświadczeniach trafiłam na wspaniałą położną laktacyjną, która uspokoiła mnie, mówiąc, że zdarza się, że małe guzki w piersiach – które są objawem zatkanego pojedynczego kanalika mlecznego – mogą utrzymywać się do końca laktacji: ważne jednak, aby pokazać je doradcy laktacyjnemu albo położnej laktacyjnej. I doradziła, aby absolutnie nigdy podczas zastoju pokarmu a tym bardziej zapalenia piersi, nie ugniatać piersi, bo to pogarsza sprawę (zalecanymi praktykami podczas tych dolegliwości są okłady – ciepły przed karmieniem, zimny po – i delikatne głaskanie piersi podczas ssania dziecka). Jak widać: specjaliści od zdrowia mamy dziecka też są różni – warto uważnie ich dobierać.
Lekcja nr 3
Przy karmieniu piersią bardzo ważny jest mąż/partner
Powiem szczerze: gdyby nie mój mąż, najpewniej rzuciłabym to karmienie w diabły już trzeciego dnia po porodzie. I pewnie żałowałabym tego do dziś. Na szczęście był i wspierał, i pomagał, jak mógł. Czyli: podawał mi wodę do picia w momencie, gdy przystawiałam dziecko (to pomagało mi przeżyć pierwsze bolesne sekundy ssania), chwalił, jaka jestem dzielna i odpowiedzialna (panowie, takie słowa naprawdę czasem pomagają!), a gdy postanowiłam się raz wyspać, po cichutku wstawał przez całą noc i karmił odciągniętym mlekiem.
Lekcja nr 4
Cierpliwość można wyćwiczyć
Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że spędzę w ciągu roku prawie 2 tys. godz. wpatrując się w ssące dziecko, to pomyślałabym, że opowiada bajki. A jednak. Chociaż nigdy karmienie nie stało się jakąś moją ulubioną czynnością, to jednak w końcu stało znośne, a kiedy moja córeczka zaglądała mi przy ssaniu w oczy – to nawet bardzo przyjemne. I czas karmienia, który w pierwszych tygodniach po porodzie dłużył mi się niesamowicie, w końcu zaczął płynąć szybciej (inna sprawa, że dziecko z wiekiem ssie coraz efektywniej i szybciej się najada). Te godziny spędzone w jednej pozycji uświadomiły mi, że pośpiech to najgorszy doradca mamy. I że nie warto się śpieszyć, jeśli chce się nawiązać silną więź z dzieckiem – tego nie da się zrobić w minutę czy dwie.
Czytaj także: 6 dowodów, że dziecko cię kocha