
Przewijanie? Przereklamowane, po kilku próbach mogłam to robić z zamkniętymi oczami. Karmienie? Trochę trudniejsze, ale też jakoś poszło. Najgorzej było z – jak to się mówi na koloniach – czasem wolnym. Maluszek przewinięty, nakarmiony, wyspany: tylko czekał, aby się z nim pobawić. A w mojej głowie była tylko pustka! Zabawa z niemowlęciem – myślałam – to bardzo odpowiedzialne zajęcie. Nie mogę tego zepsuć. Muszę wybrać dla mojej córeczki coś edukacyjnego. Z drugim dnem. Wpajającego zasady życia w społeczeństwie. Przekazującego właściwe wartości. Kształtującego postawę etyczną. Ratunku!!! Okazało się, że znajome mamy mają podobne dylematy, ale na szczęście udało mi się znaleźć trzy takie, którym zabawa z niemowlęciem nigdy nie sprawiała trudności. Marta miała wtedy ośmiomiesięcznego synka i pracę na cały etat. Joasia po urlopie macierzyńskim zdecydowała się zostać w domu razem ze swoją córeczką. Kinga – samotna mama bliźniąt. Wszystkie, choć zabiegane i żyjące w wiecznym niedoczasie, zawsze znalazły czas (i siłę!) na zabawę z dziećmi. Ich sekret? Zwyczajnie i po prostu – robiły to, co sprawiało im radość. Zamiast skupiać się na walorach edukacyjnych, po prostu obserwowały, czego potrzebują ich dzieci i cieszyły się z bycia razem. To było to, czego szukałam! Poprosiłam, aby zdradziły mi swoje zabawowe hity.
Patrz mi w oczy!
Śmieszne miny, naśladowanie zwierząt albo przedrzeźnianie maluszka to świetna rozrywka dla was obojga. A do tego jaka rozwijająca! Podczas zabawy „twarzą w twarz”, maluszek uczy się np. odczytywać twoje emocje. Przygląda się też ruchom twoich warg i języka a potem próbuje je powtórzyć. Efekt? Szybciej gaworzy i wymawia pierwsze słówka!
DOBRY POCZĄTEK DNIA
Kiedy smyk jest wyspany i najedzony, wtedy jest najlepsza pora na turlanie się po dywanie albo słuchanie skocznych rytmów. Podczas ruchowych zabaw malec (oprócz oczywiście tego, że ćwiczy koncentrację i równowagę) śmieje się od ucha do ucha!
JOASIA: kręgle
Kasia zawsze uwielbiała toczyć piłeczkę, ale szybko mi się znudziło zwykłe przetaczanie tam i z powrotem. Nauczyłam więc moje prawie roczne dziecko zabawy kręglami! :) Ustawiałyśmy trzy puste butelki po wodzie albo budowałyśmy wieżę z klocków i starałyśmy się w nie trafiać piłką. Ja robiłam to z końca pokoju, Kasia siadała dwa kroczki od kręgli, walka więc była jak najbardziej wyrównana!
KINGA: domowa impreza
Zawsze lubiłam tańczyć i udało mi się tym zarazić moje dzieci – wystarczy włączyć muzykę, by zaczęły podrygiwać. Kiedy były małe, tańczyłam z nimi, trzymając je w ramionach. Gdy nauczyły się chodzić, tańczyliśmy razem w kółeczku. Pokazywałam im też, jak tańczy się „kaczuchy” albo jak wróbelki trzepoczą skrzydełkami w tańcu. Nie wiem, kto się lepiej bawił: one czy ja...
MARTA: tor przeszkód
Kiedy Staś nauczył się pełzać, pokazałam mu, jak przeciskać się przez tunel zrobiony z tekturowego pudełka. Od razu pokochał tę zabawę! Pełzał tam i z powrotem – nawet kilkanaście razy. Im był starszy, tym nasz tor przeszkód bardziej się rozrastał: doszły poduchy z sofy, drugi tunel ze zwiniętej luźno karimaty, schodek ze starej encyklopedii. Czasem mały musiał nieźle się nagłowić, aby znaleźć drogę od jednej ściany do drugiej :)