
Początkowo każdy malec – niezależnie od tego, czy urodził się pierwszy, czy piąty z kolei, chciałby mieć mamę i tatę na wyłączność. Do trzeciego roku życia dziecko nie czuje potrzeby związków z rówieśnikami. Całą swoją emocjonalną uwagę skupia na bezpośrednich opiekunach, czyli rodzicach. Rodzeństwo – nawet jeśli już jest – nabiera dla niego znaczenia dopiero w późniejszym okresie życia, gdy pojawia się chęć wspólnej zabawy z innym dzieckiem.
– Nie istnieje problem jedynaka – twierdzi Anna Mieszczanek, doradca rodzinny i mediator, współautorka książki „Jak wychować szczęśliwe dzieci”. – To ewentualnie rodzic czuje, że ma kłopot i musi coś z nim zrobić. Ulega naciskom ciotek, babć, mediów czy książek i zaczyna myśleć, że tak jak mają inni, jest lepiej. A powinniśmy mieć do siebie jako rodziców zaufanie – mamy jedno dziecko, bo tak nam się ułożyło (nie chcemy czy nie możemy mieć więcej) i to jest w porządku.
Zalety jedynactwa
Malec, który nie ma rodzeństwa, cieszy się zwykle większą uwagą rodziców, lepiej rozwija intelektualnie, bo częściej przebywa w towarzystwie dorosłych. Zawsze może też liczyć na to, że jego problemy zostaną w porę zauważone i że otrzyma pomoc w ich rozwiązaniu.
– Rodzice jedynaka mają więcej cierpliwości i czasu dla niego, bo jemu przypada cała pula ich zainteresowania, którą w przypadku posiadania kilkorga dzieci muszą podzielić – podkreśla autorka książki. Uczenie dziecka partnerskich stosunków bywa odbierane przez otoczenie jako rozpuszczanie dziecka. O jedynakach zwykło się mówić, że są skoncentrowani na sobie i nie potrafią dostosować się do życia w grupie.
– Dziecko, które wyniosło z domu szacunek do samego siebie, bo rodzice poświęcili więcej uwagi, by w nim go zbudować, będzie oczekiwało takiej postawy także poza domem – prostuje obiegową opinię Anna Mieszczanek. – Kłopot z tym ma nie dziecko, ale dorośli, który nie traktują go w sposób partnerski. Ono uczy się w domu, że może mieć inne zdanie niż rodzice i że jest to brane pod uwagę. Jednocześnie zdobywa wiedzę, że samo także musi czasami uznać racje dorosłych, a w pewnych sytuacjach, nawet nie zgadzając się z nimi, zrezygnować z własnych oczekiwań. To bardzo zaprocentuje w późniejszym życiu.
Wbrew pozorom, liczna rodzina nie zapewnia demokratycznego stylu życia w takim stopniu, jak model 2+1. W wielodzietnych rodzinach rodzice często nie mają czasu, by szczegółowo wyjaśniać dzieciom powody, jakimi się kierują. Przy licznej gromadce rodzi się wręcz tendencja do silnej polaryzacji. Rodzice i dzieci to dwa odrębne światy. Bracia i siostry więcej uczą się od siebie niż od dorosłych. Młodsze dzieci naśladują raczej starsze rodzeństwo niż rodziców. Ma to swoje dobre strony: lepiej czują się z równolatkami i łatwiej odnajdują swoje miejsce w grupie rówieśników – ale też i złe: często tym miejscem jest ostatni rząd.