Nauczycielkom przedszkolnym nie wszystko przechodzi przez gardło, a nawet jeśli przechodzi – nie zawsze trafia do adresata. Nic dziwnego: żaden rodzic nie lubi przecież słuchać o tym, że coś robi nie tak. Automatycznie zaczyna się bronić, a problem zostaje nierozwiązany.
Chcemy to zmienić, dlatego poprosiliśmy kilka nauczycielek, by szczerze i bez ogródek powiedziały nam – anonimowo – to, co chciałyby powiedzieć rodzicom.
Oto co usłyszeliśmy:
Nauczycielki przedszkolne proszą: zostawcie chore dzieci w domu
– Prosimy, błagamy i nic, jak grochem o ścianę – wzdychają wszystkie nauczycielki, z którymi rozmawialiśmy. Właśnie z tym mają największy problem.
Pani A: Przedszkolaki kaszlą tak, jakby miały wypluć płuca. Leje im się z nosa na dywan. Przychodzą z biegunką, po nocy spędzonej na wymiotach, po podanym rano antybiotyku albo syropie przeciwgorączkowym (wiemy, bo same się chwalą). Rozumiemy, że żaden szef nie toleruje notorycznych zwolnień, ale to błędne koło – dzieci zarażają się nawzajem i chorowanie nie ma końca.
Pani B: Rodzice wychodzą, a ich pociecha pokłada się. Często jest tak, że dziecku z katarem nie dzieje się nic specjalnego, ale za niefrasobliwość jego rodziców płacą pozostałe maluchy – trzeba je leczyć antybiotykami, bywa, że lądują w szpitalu.
Pani C: Rodzice nie są z nami szczerzy. Mówią, że nic dziecku nie jest, a lekarz powiedział, że może chodzić. Albo: „To alergia”.
Pani D: Czasem ręce opadają, gdy mama prosi, by nie zabierać Jasia na dwór, bo on źle się czuje. Pytam wtedy, dlaczego w ogóle przyszedł? Niestety, muszę go przyjąć. Ale co mam zrobić? Nie zostawię go samego, kiedy inne dzieci idą na spacer.
Gdy maluch ma gorączkę lub płacze, że boli go ucho, zostaje telefon do rodziców. Tyle że nie zawsze można się dodzwonić, a i ich dojazd trochę trwa. Tymczasem nauczycielki nie mogą podawać dzieciom leków, także przeciwgorączkowych.
Pani E: Zastanawiam się, czy rodzice się nie boją. Co będzie, jeśli dziecko, osłabione przeziębieniem, złapie jakąś naprawdę groźną bakterię – bo ja wiem – jakiegoś pneumokoka?
Przeczytaj także: Mam chore dziecko - niech świat się dostosuje
Nauczycielki przedszkolne proszą: nie wyręczajcie dzieci we wszystkim
Rodzice dbają o rozwój intelektualny pociech, ale czasem zapominają o banalnych rzeczach, których także trzeba je uczyć.
Pani A: Dzieci (nawet te cztero- czy pięcioletnie!), które trafiają do nas, często nie potrafią niczego – założyć kapci, trzymać łyżki, rozwiązać butów, wytrzeć pupy. Były dotąd obsługiwane. Pomagamy im, jednak wyręczanie smyka nie jest dobre – musi nauczyć się samodzielności.
Nauczycielki przedszkolne proszą: pomóżcie nam
Zdarza się, że rodzice całą odpowiedzialność za swojego malca zrzucają na innych.
Pani F: Logopeda nie poprawi wymowy dziecka, pracując z nim raz w tygodniu. Dlatego malec musi ćwiczyć także w domu. Ale rodzicom nie zawsze się chce.
Nauczycielki przedszkolne proszą: stawiajcie dzieciom granice
Zdarza się, że dziecko trafia do przedszkola kompletnie nie wiedząc, co wolno, a co nie.
Pani A: W domu rządzi, rozstawia wszystkich o kątach, wszyscy mu ulegają. W przedszkolu okazuje się, że tak się nie da. Dziecko powinno wiedzieć, że są jakieś zasady, że przy stole się siedzi, a nie biega wokół niego, że nie odpycha się talerza, nie przerywa innym.
Przeczytaj: Dysleksja - pomóż dziecku uniknąć kłopotów w szkole
Nauczycielki przedszkolne proszą: nie ukrywajcie problemów
Ktoś, kto opiekuje się małym dzieckiem, musi wiedzieć, czego się może spodziewać.
Pani B: Kiedyś pogotowie zabrało kilkulatka, który dostał drgawek. Nie powiedziano nam, że tak reaguje na gorączkę. A my musimy wiedzieć takie rzeczy. Wtedy zwracamy na malca baczniejszą uwagę.