Brydee z Australii jest dzisiaj szczęśliwą 7-latką. Jednak gdyby nie intuicja i upór rodziców, ta historia mogłaby mieć tragiczny finał. Dziewczynka jako niemowlę była bardzo chorowita, od 6. tygodnia życia cierpiała na bolesne i niedające się wyleczyć pleśniawki w buzi. Później kilkakrotnie chorowała na wymagające hospitalizacji zapalenie oskrzeli lub oskrzelików. Nikt jednak nie podejrzewał najgorszego.

Reklama

Żaden rodzic nie chce tego usłyszeć

Rodziców malutkiej Brydee zaniepokoił wygląd brzuszka. Kilkumiesięczna dziewczynka wyglądała, jakby była w ciąży. Jednak pielęgniarki uspokajały, że dziewczynka urodziła się, ważąc ponad 4 kilogramy, więc jest to całkiem naturalne zjawisko, które minie z czasem. Tak się jednak nie stało. Gdy Brydee skończyła pięć miesięcy, miała wykonane USG brzuszka, a rodzice usłyszeli diagnozę: cierpi na młodzieńczą białaczkę mielomonocytową (JMML) – rzadki rak krwi u dzieci. Lekarza dawali jej tylko 50% szans na przeżycie.

Przeszczep szpiku kostnego uratował życie dziewczynki

Rozpoczęła się intensywna walka o życie małej Brydee. Dziecku podawano leki co noc, stosowano także chemioterapię podtrzymującą, a przez kolejne osiem miesięcy co trzy tygodnie miała jeden tydzień intensywnego leczenia w szpitalu. Gdy ukończyła 18 miesięcy, przeszła przeszczep szpiku kostnego i od tego czasu już nie potrzebuje chemioterapii. Jednak ta forma leczenia, chociaż uratowała życie Brydee, miała także skutki uboczne. Dziewczynka prawdopodobnie nigdy nie wejdzie w okres dojrzewania, a w przypadku leczenia hormonalnego najprawdopodobniej już w wieku 20 lat będzie po menopauzie. Dlatego, aby mogła mieć w przyszłości dzieci, w wieku 10-miesięcy pobrano duży fragment jajnika i zamrożono.

Obecnie Brydee jest szczęśliwym, pełnym energii dzieckiem. Jej marzeniem jest zostać w przyszłości lekarzem. Wierzymy, że to jej się uda!

Źródło: Facebook @Brydeesfight

Zobacz także

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama