Reklama

Pokazują to aż trzy z siedmiu głównych zasad: zasada nr 2 – mówisz-i-masz i zasada nr 5 – punkt-po-punkcie. I oczywiście także zasada nr 6, czyli Marchewka XXL!

Reklama

Ta tytułowa "marchewka extra extra large" to nasza odpowiedź na ewentualne wątpliwości Mamy i Taty, którzy być może wahają się, czy, mówiąc brutalnie, należy "płacić dziecku za naukę". Urlop, jak już zauważyliśmy powyżej, to nie pora na akademickie dysputy o naturze ludzkiej motywacji. W tej jednej kwestii chcemy się jednak wypowiedzieć, bo wierzymy głęboko, że w przypadku polskich dzieci polskich rodziców motywacja do nauki języka obcego nie może być do końca autonomiczna, przynajmniej nie na początku procesu. I mówimy to nie tylko jako rodzice-praktycy, ale także jako metodycy nauczania. A dlaczego?

Bo, mówiąc wprost, by coś naprawdę osiągnąć w nauce języka obcego, trzeba najpierw temu polskiemu dziecku dać zrozumiały, przekonujący i nieodległy w czasie powód. A takim powodem nie może być, powiedzmy, to, że jeśli za rok czy dwa dziecko pojedzie z nami na urlop do Egiptu czy na obóz językowy do Anglii, będzie mogło porozmawiać z rówieśnikami z innych krajów. To tak jakbyśmy mówili dziecku, żeby część swojego kieszonkowego zaczęło odkładać na emeryturę. W poprzedniej epoce nazywało się to "ideałem w wielkiej perspektywie"

Tymczasem wszystkie dzieci potrzebują celu, który jest tuż, tuż. Bo język, zarówno ojczysty jak obcy, to instrument do celu, a nie cel sam w sobie, co zresztą skądinąd mówią od kilku już lat metodycy na konferencjach, ale co w żaden widoczny sposób nie przenika do praktycznej nauki w szkole. A język to nie to samo, co np. uprawianie sportu czy nawet nauka gry na instrumencie, gdzie gramy, by grać, i samo granie sprawia przyjemność. Nie mówimy po angielsku po prostu, żeby ćwiczyć mówienie i kiedyś mówić lepiej, tylko dlatego, że mamy jakiś cel – u dorosłych mogą to być np. nowe obowiązki w pracy, wyjazd służbowy, stypendium zagraniczne, itd. Jeśli taki cel mamy, od razu uczymy się chętniej i skuteczniej.

A dziecko skąd ma mieć tego rodzaju motywację? I tu wkracza pomysł deDOMO: motywację dają mu zasady naszej gry, gdzie pożytek z mówienia dziecko odczuwa od pierwszego udanego wyrażenia po angielsku. deDOMO patrzy oczami dziecka i pyta, dlaczego właściwie ja, 6-latek, mam cokolwiek próbować mówić po angielsku, skoro dotąd mogłem to po prostu załatwić po polsku?! Po co to jest, co mi to da?!
I deDOMO mu te odpowiedź daje: po pierwsze nagroda dzięki zasadzie mówisz-i-masz, po drugie nagroda zdobywana punkt-po-punkcie.

A co z przyjemnością z mówienia w języku obcym? Przyjemność przyjdzie później, jak mówienie przestanie sprawiać trudność, ale na to trzeba najpierw zapracować! Nadal nieprzekonanym polecamy gorąco rewelacyjną książkę Daniela G. Amena Zmień swój mózg, zmień swoje życie – ale to lektura na czas po powrocie z urlopu.

Wracając do samej zasady "marchewki XXL", w praktyce oznacza ona, że:
● Nagradzamy także próby nie do końca językowo perfekcyjne, w tym zwłaszcza takie, gdzie do angielskiego zwrotu dziecko wplata polskie słówko, bo nie zna jeszcze jego angielskiego odpowiednika. To dla nas znakomita okazja, by tego odpowiednika nauczyć, ale NAJPIERW chwalimy i nagradzamy za samą próbę. Mózg pochwalony uczy się szybciej!

● Jesteśmy szczodrzy i bez wahania nagradzamy kolejne powtórzenia tego samego zwrotu, o ile pojawiają się w sensownym kontekście. Przecież o te kolejne powtórzenia od samego początku chodziło, prawda?! Tylko powtarzając wciąż np. Can I go to the swimming pool? dziecko może dany zwrot zautomatyzować i utrwalić.

I jeszcze jedna praktyczna wskazówka: jeśli Mama i Tata zdecydują się na deDOMOwe punkty bonusowe, proszę pamiętać, że raz zdobyte, nie mogą być pod żadnym pozorem dziecku odebrane, na przykład za późny powrót z basenu czy inne wakacyjne przewinienie. Angielskim nagradzać można (wręcz trzeba, jeśli już uwierzyliście w logikę deDOMO), ale karać na pewno nie wolno!
Więcej na www.dedomo.pl

deDOMO

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama