Marta Makowska - mama na medal
Jest jedną z najbardziej utytułowanych polskich florecistek i szpadzistek na wózkach - 8 lat temu w Sydney zdobyła 4 złote medale olimpijskie, a teraz brązowy medal w Londynie! Przede wszystkim jest jednak mamą Gabrysi. Mamą trochę niezwykłą, bo na wózku.
- Katarzyna Pinkosz/"Mamo, to ja"
Katarzyna Pinkosz: Słyszałam, że nie było łatwo znaleźć ginekologa, który poprowadzi ciążę na wózku...
Marta Makowska: Jeszcze przed ślubem rozmawiałam z lekarzami. Zalecali konsultacje u ortopedy, chirurga, neurologa. Poczułam się trochę jak kosmita i potem już nikogo nie pytałam. Staraliśmy się z mężem o dziecko.
A u lekarza pojawiłam się, gdy już zaszłam w ciążę. Zdawałam sobie sprawę, że może ona być problemem, bo nie chodzę od urodzenia (uszkodzenie rdzenia kręgowego). Cały czas siedzę, mam słabsze mięśnie brzucha, kręgosłupa. Pragnienie bycia mamą było jednak silniejsze. Miałam koleżanki na wózku, które rodziły zdrowe dzieci. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie musi być od razu źle. Moja pani ginekolog od razu powiedziała, że nie podejmuje się poprowadzenia ciąży, że powinien to zrobić lekarz pracujący w szpitalu. Po kilku próbach udało mi się znaleźć takiego, dla którego mój wózek nie był problemem. Nie przestraszył się i nie traktował mnie jako dziwnego przypadku kobiety ciężarnej na wózku :-)
Ciąża była bezproblemowa?
Tak! Mój brzuszek nie był za duży. Pod koniec było mi ciężej siedzieć, więcej leżałam, ale wytrwałyśmy do końca. Gabrysia urodziła się terminowo, przez cesarskie cięcie. Ważyła 2770 g, mierzyła 54 cm, była chudziutka i długa.
Sprawna mama często w pierwszych dniach ma trudności w opiece nad malcem. A Pani?
Bałam się tych pierwszych tygodni, ale Gabrysia była spokojnym niemowlakiem. Mąż szybko wrócił do pracy, sama dawałam sobie radę z pielęgnacją i opieką nad Gabi w ciągu dnia. Adam kąpał ją wieczorem. Wypracowałam metody na podniesienie córeczki, położenie do łóżeczka, karmienie, przewijanie.
Najtrudniejsze wydaje mi się wyjście na spacer...
Gabi urodziła się w listopadzie. Potem była śnieżna zima, ciężko mi jest jeździć po śniegu, ale jak tylko chodniki zrobiły się przejezdne, zaczęłyśmy wychodzić na spacery. Jedną ręką pchałam wózek z nią, a drugą napędzałam swój. I tak jechałyśmy. Gdy Gabrysia była starsza, zawsze znalazły się osoby, które oferowały pomoc. Pomagały Gabi przy wchodzeniu do piaskownicy, siadaniu na huśtawkę.
Mam prawo jazdy i samochód dostosowany tak, by móc go prowadzić rękami. Jedną trzymam kierownicę, drugą obsługuję gałkę, która jest przedłużeniem pedału gazu oraz hamulca. Gabrysia sama wsiada, zapinam ją pasami, potem ja wsiadam, składam wózek. I jedziemy!
Gabrysia czasem pyta, dlaczego Pani nie chodzi?
Od niedawna. Być może jest to związane z pójściem do przedszkola lub z jej wiekiem. Tłumaczę jej tak, jak potrafię. Mówię, że moje nogi nie mają siły chodzić i muszę jeździć na wózku. Odbiera mój stan jako przejściowy, bo czasem mówi: „Mamo, musisz dużo jeść, będziesz miała więcej siły”. Pyta, kiedy zacznę chodzić. Mówię jej, że może kiedyś, ale na razie nie ma takich możliwości, nie ma takiego lekarstwa...
Czy córka lubi patrzeć, jak Pani walczy?
Tak. Mówi, że też zostanie florecistką! Lubi bawić się ze mną w domu w szermiercze walki, mamy specjalne szable piankowe. Coraz częściej chce ze mną jeździć na treningi. Przychodzą tam osoby na wózkach, czasem z protezami, które zdejmują na czas treningu. Gabi bawi się z innymi dziećmi, biega, a czasem na chwilę się zatrzyma, bo np. zobaczyła mojego kolegę, który nie ma nóg. Mówi: „Mamo, pan nie ma nóg!”. Albo: „Ciocia zdjęła nóżki”. Odpowiadam: „Tak, zdjęła, bo teraz nie są jej potrzebne, jak będzie potrzebowała, to je założy”. Chwilę popatrzy i biegnie dalej się bawić. Przyjmuje to wszystko naturalnie.
Jak wygląda szermierka na wózku?
Mamy wózki ze specjalnymi poręczami, przypięte do platformy, unieruchomione. Cały czas trzeba być skoncentrowanym, walczyć, stosować uniki. Walki eliminacyjne są do pięciu trafień, pucharowe – do 15. Walka nie może trwać dłużej niż trzy rundy po trzy minuty z minutowymi odpoczynkami.
Czuje się Pani mamą inną niż wszystkie?
Trochę tak. To znaczy, ja się tak nie czuję, ale może inni mnie tak postrzegają?