
- Ale pani zdrowa jest i dziecko też? To za półtora miesiąca może pani przyjść.
- Ale ja za tydzień do wracam do pracy. Potrzebuję tego zaświadczenia właśnie w tym terminie – zaznaczam, ale recepcjonistka pozostaje nieugięta.
- Zapraszam za półtora miesiąca. Wtedy są wolne terminy – powtórzyła beznamiętnym tonem, przypominając mi skutecznie dlaczego przestałam korzystać z SPZOZ-ów.
Karmię piersią, zaświadczanie dla mnie i dziecka się należy, więc jak lwica idę dalej
Dzwonię zatem do prywatnej przychodni. Po wyjaśnieniu o co chodzi, udało się umówić na następny dzień do internistki. Bosko! Wchodzę i wyjaśniam pani doktor o co chodzi. Podirytowana oznajmia mi, że nie wyda takiego zaświadczenia, bo niby na jakiej podstawie.
- Skąd ja mam wiedzieć, czy pani karmi piersią, czy nie i wysłała mnie do pediatry. Zszokowana idę do następnego gabinetu, po drodze uświadamiając sobie irracjonalizm tej sytuacji, bo skoro pani doktor nie może namacalnie czy też wizualnie stwierdzić, czy karmię piersią, czy nie, jak to stwierdzi pediatra. No nic, ale idę. Bez zapisu. Tłumaczę pielęgniarce o co chodzi. Ta wprowadza mnie do gabinetu między pacjentami. Wchodzę rzucając przepraszające spojrzenie czekającym w kolejce rodzicom z chorymi maluchami (ze szklistymi oczkami i gorączką). Lekarz (facet) patrzy na mnie i mówi.
- Wie pani jest problem – lekarze też zaczęli odczuwać "dobrą zmianę". Zaczęli bać się ministra Ziobro, bo ten za każdy podpis na dokumencie potrafi i lekarza wzywać do odpowiedzialności, nawet przed sąd. Wciąż słyszymy o takich absurdalnych przypadkach.
- Panie doktorze, ale ja naprawdę karmię piersią, więc nie ma się czego obawiać - próbuję wyjaśnić.
- Rozumiem, ale na jakiej podstawie ja mam to stwierdzić.
...jak mam udowodnić, że karmię piersią?!
Naprawdę bardzo zirytowana rzucam dość niegrzecznie.
- A kawa, która stoi na pańskim biurku z mlekiem jest, czy bez? Bo jak nie, to ja służę uprzejmie. Albo proszę czekać maluch śpi w aucie pod opieką taty. Zadzwonię i możemy z udziałem malucha zrobić live prezentację – rzucam nie wierząc własnym uszom, że to wychodzi z moich ust – poważnie! Lekarz spogląda na mnie i oznajmia, że wierzy i wypisze mi to zaświadczenie. Wychodzę z gabinetu i wracając do samochodu zdaję sobie sprawę, że scenki, które właśnie miały miejsce bardziej pasują do scenerii serialu Ally MCBeal i nadal nie dowierzam, że w takiej Polsce teraz żyjemy. A rzecz nie działa się w małym gabinecie. A w jednej z największych prywatnych sieciowych przychodni zdrowia w Warszawie.
Wy też tak miałyście pracujące - karmiące mamy?
Czy jak lwice musiałyście walczyć o zaświadczenie, że karmicie piersią w obliczy tzw. dobrej zmiany? Czy lekarz wystawił je Wam bez problemu. Piszcie. Jesteśmy ciekawi, czy któraś z Was została odesłana z kwitkiem.
Polecamy: