
Nigdy nie zapomnę…
Wreszcie podszedł, zagadał, umówiliśmy się wieczorem na spacer i tak się zaczęło.
Zatkało mnie
Byłam załamana. Nie sądziłam, że jestem aż tak naiwna! Że pozwoliłam się oszukiwać przez ponad dwa miesiące! Byłam w stanie zrobić dla niego wszystko, oddałam mu całą siebie, sprzeciwiłam się mamie, a on mnie najzwyczajniej w świecie wykorzystał! Pobawił się i pojechał dalej, pewnie szukać kolejnej naiwnej.
Byłam pewna
Nie chciałam na nie nawet spojrzeć po porodzie. To znaczy chciałam. Bardzo chciałam. W gruncie rzeczy bardzo pokochałam to dziecko. Wiedziałam jednak, że nie mam wyjścia, że muszę je oddać. A gdybym wzięła je w ramiona, przytuliła… Byłoby mi o wiele trudniej.
Zazwyczaj wyobrażałam sobie, że trafił do bogatej rodziny, żyje w luksusach, i że jest najszczęśliwszym chłopcem na świecie.
W to wyobrażenie chciałam wierzyć
Jeśli już będę wiedziała, jak się nazywa, gdzie mieszka, jak wygląda – czy nie pęknie mi serce? Czy będę potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego i wrócić do swojego codziennego życia? Targa mną mnóstwo wątpliwości. Boję się każdego z możliwych rozwiązań. Jednak mimo wszystko wczoraj podpisałam umowę z biurem detektywistycznym. Wiem, że jeśli nic bym nie zrobiła, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła...
Kinga, 27 lat
Czytaj także:

Tymek nie był zwykłym dzieckiem. Urodził się za wcześnie i lekarze ledwie go uratowali. Gdy podrósł był lękliwy, a na dokładkę stwierdzono u niego nadpobudliwość. Dlatego obydwoje tak baliśmy się, co będzie, jak nasz syn pójdzie do szkoły. Sprawa wyszła, gdy na Tymka poskarżyła się przedszkolanka – Przeszkadza w zajęciach – powiedziała. – Czasem ciężko do niego dotrzeć. Można mu kilka razy zwracać uwagę i jak grochem o ścianę. Jakby się zatracał w swoim własnym świecie, gdzie nikt inny nie ma dostępu. To dla mnie kłopot, bo mam pod opieką też inne dzieci, a nie tylko państwa syna – poskarżyła się. Zaniepokojeni umówiliśmy się na wizytę u specjalisty. – Nadpobudliwość ruchowa – stwierdziła pani psycholog. – Do tego problemy z koncentracją. Tymon to zdolny chłopiec i jeśli coś go zainteresuje, dokończy zadanie. Pod warunkiem, że nie potrwa to dłużej niż pół godziny. – Mój Boże, jak on sobie poradzi w szkole? – zmartwiła się moja żona. – Bez obaw – uspokoiła nas psycholożka. – Poradnia wystawi opinię, dzięki której Tymek pójdzie do pierwszej klasy rok później. Do tej pory na pewno przeprowadzimy dodatkowe konsultacje. – Co możemy zrobić? – zapytałem. – Proszę ćwiczyć z nim koncentrację – zaleciła. – Warto też, byście państwo poszukali szkoły z małą liczbą uczniów w klasie oraz udali się do neurologa. Ulżyło nam, że nie musimy posyłać Tymka do szkoły. A otrzymawszy konkretne wytyczne, przystąpiliśmy do działania. O ile ćwiczenie koncentracji nie do końca nam wychodziło, bo synek niechętnie współpracował, o tyle wizyta u neurologa przyniosła sporo konkretów. – Co za diabełek w tobie siedzi, Tymek, hm? – zaczął wywiad pan doktor. – Bajek...

Najstraszniejszy dzień mojego życia okazał się wspaniałym początkiem naszej rodzinnej historii. Jesteśmy razem. I to jest najważniejsze. Wiedziałem, że Małgosia musi tam pojechać. Bardzo chciałem dziecka, ale gdybym to ja miał je urodzić, byłbym przerażony – przyznałem szczerze. Chcę pojechać na 2 dni w góry, do babci Agnieszki – powiedziała moja żona, Małgosia. – Kochanie – zaprotestowałem – poród za dwa tygodnie. Zapomniałaś? Małgosia skrzywiła się bliska płaczu. – Właśnie dlatego chcę ją zobaczyć. Boję się..., a tylko ona może mi pomóc. Moja żona ma urodzić dziecko w starej chałupie na końcu świata?! Więcej nie dyskutowałem. Ja też się bałem. Brzuch Małgosi był wielki jak worek z arbuzami. Nie mieściło mi się w głowie, że w środku siedzi człowiek. „Jak zmieni się nasze życie, gdy się stamtąd wydostanie?”. Byłem pełen obaw, ale nie dzieliłem się nimi z żoną. Zgrywałem opanowanego. Wydawało mi się, że na tym polega rola męża. Wziąłem urlop i pojechaliśmy w Beskid Niski. Małgosia w dzieciństwie spędzała tam każde wakacje. Zawsze mi powtarzała, że babcia Agnieszka jest jak jej druga mama. A nawet lepsza. Ze swoją matką Małgosia wciąż się kłóciła. A z babcią umiały znaleźć wspólny język. Przez całą ciążę Małgosia chciała się z nią zobaczyć. Ciągle coś stawało na przeszkodzie – a to moja praca, a to jej słabe zdrowie. Bo Małgosia musiała dużo leżeć. Uważałem, że podróż w jej stanie tuż przed porodem to ogromne ryzyko. Ale wiedziałem też, że nie mam innego wyjścia. Muszę ją tam zawieść, jeśli mamy żyć w zgodzie. Śnieg zaczął padać, gdy tylko wyjechaliśmy z miasta Z każdym kilometrem było trudniej. W górach samochód dwa razy zakopał się w puchu. Na szczęście...

To chyba normalne, że uważaliśmy naszą córeczkę Agatkę za najpiękniejszą na świecie. Większość rodziców myśli podobnie o swoich pociechach. Czy to coś złego? Samo w sobie nie, ale przekonałam się, że konsekwencje wynikające z takiego podejścia mogą być opłakane. Gdy urodziłam Agatkę, postanowiliśmy ze Zbyszkiem utrwalać nasze szczęście na fotografiach. Zrobiliśmy naszemu dziecku niezliczoną liczbę zdjęć. Mnogość ujęć, póz, fotki ustawiane, spontaniczne – pełen przekrój tego, jak nasza córcia rośnie z każdym dniem i z każdą chwilą pięknieje, ku radości swoich rodziców. Rodzina i znajomi patrzyli na nas trochę jak na zwariowaną parę, która rekompensuje sobie jakieś bliżej niesprecyzowane kompleksy czy dokonują projekcji miłości własnej na dziecko (trafiały się takie diagnozy). Tłumaczyliśmy to zazdrością, zwłaszcza gdy takie psychologizowanie serwowały nam moje bezdzietne koleżanki i znajomi Zbyszka, którzy nie zaznali dotąd uroków rodzicielstwa. Ale już mój ojciec pozwalał sobie na prelekcje, wydawać by się mogło, czysto praktyczne. – Kiedyś było inaczej – marudził. – Na kliszy dwadzieścia cztery albo trzydzieści dwa zdjęcia, więc należało starannie dobierać momenty na fotografowanie. A to cyfrowe cykanie w końcu wam spowszednieje. Kto znajdzie tyle czasu, żeby te wszystkie zdjęcia obejrzeć! Robicie z dziecka maskotkę, modelkę… Spasujcie trochę. – Ale co jest złego w dziecięcych fotografiach? – pytałam obrażona. – Nie moja wina, że nie miałeś takich możliwości. Ja bym bardzo chętnie pooglądała swoje zdjęcia z różnych okresów dzieciństwa. A jest ich tyle, co kot napłakał. Miałeś tylko jedną kliszę, jak byłam mała? Wtedy ojciec się obrażał i z tematu zdjęć schodził na kwestie wychowania. – Wiesz dobrze, że...