
Cała trójka jest ze sobą bardzo zżyta i choć teraz rzadko się widują, dokładnie wiedzą, co u kogo słychać. Kto gdzie był, kto jaki film obejrzał czy nawet jaki miał humor danego dnia. Wszystko to dzięki tym nowoczesnym technologiom, jak Facebook, Skype czy smartfony. Piszą do siebie, wysyłają zdjęcia, rozmawiają. Dlatego przy stole zawsze jest gwarno i wesoło. Uwielbiam, kiedy z apetytem zajadają się moim mazurkiem z kajmakiem czy sernikiem i dlatego piekę te ciasta na każde święta wielkanocne. A mój mąż chętnie mi w tym pomaga.
Ty jesteś moją mamusią?
A jak zacznie mnie posądzać o zdradę?!
Beata, 56 lat
Czytaj także:
- „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko”
- „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”
- „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?”

Nie, kochanie, nigdy się nie poddamy! – mój mąż nie przyjął do wiadomości diagnozy, którą postawił ginekolog. – „Prawdopodobnie” to nie to samo, co „na pewno” – próbował mnie pocieszyć. Ja jednak doskonale wiedziałam, w jaki sposób przekazuje się takie wieści. Jeśli sprawa nie dotyczy stuprocentowej niepłodności, nie mówi się „na pewno”– taka jest etyka zawodu. Jednak jeśli lekarz delikatnie wspomina o adopcji, to wiadomo, że prawdopodobieństwo zajścia w ciążę jest bliskie trafienia szóstki w lotka. Mnie sugerowano adopcję już trzy lata wcześniej. Rozpoczęliśmy z Miśkiem procedurę, ale próbowaliśmy też kolejnych terapii naturalnych, eksperymentalnych, chodziliśmy do wszystkich możliwych specjalistów, w tym szamanki. Ale ani magia, ani zaawansowana medycyna nie uczyniły mnie ciężarną. Chore dziecko, problem dla systemu Jako pielęgniarka wciąż miałam do czynienia z ludzkim cierpieniem, dlatego przynajmniej w pracy starałam się zachować pogodę ducha. Zwłaszcza że los naprawdę czasami ma złośliwe poczucie humoru i w momencie, kiedy straciłam pracę w przychodni, zaoferowano mi etat w instytucie reumatologii na oddziale dziecięcym. Tak więc ja, niespełniona matka z całej duszy pragnąca własnego dziecka, rozpoczęłam pracę w miejscu, gdzie oprócz personelu były same dzieci. – Jeśli to dla ciebie za trudne, to ja nas utrzymam kilka miesięcy, a ty w tym czasie poszukasz sobie pracy gdzie indziej – zaproponował Misiek. – Nie, nie, też myślałam, że będzie mi ciężko, ale o dziwo to dodaje mi energii. Wiesz, to jest szpital specjalistyczny, więc większość z tych dzieciaków pochodzi gdzieś z daleka. Ich rodzice przyjeżdżają kilka razy w miesiącu, niektórych nawet na to nie stać. One potrzebują nie tylko...

Mamo, nie uwierzysz, co się stało! – Jarek wpadł do domu zdyszany i zszokowany. Przez chwilę myślałam, że zdarzył się jakiś wypadek, ale jego entuzjazm szybko wywiał mi te czarne myśli z głowy. – Co się stało? – zapytałam, od razu odrywając się od swojej pracy. – Złapałem dziecko, które wypadło z okna! – powiedział mój syn. Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Przez chwilę myślałam, że robi sobie ze mnie żarty, ale najwyraźniej nie. Mówił poważnie. Kazałam mu natychmiast usiąść i wszystko opowiedzieć. Jarek posłusznie usiadł, wziął łyka wody i zaczął opowiadać. Wracali z Marcinem, jego kolegą z liceum, z treningu piłki nożnej. Mieli iść tą samą drogą, co zwykle, ale Marcin chciał jeszcze wstąpić do sklepu po coś do picia, więc wyjątkowo skręcili w inną uliczkę. Kiedy tylko w nią weszli, zauważyli, że na drugim piętrze budynku z okna wygląda mały chłopiec. Jarek powiedział, że od razu coś go tknęło, bo nie widział za nim nikogo dorosłego, więc stanął i zaczął się przyglądać, czy ktoś pilnuje malca. Po chwili chłopiec wdrapał się na parapet i usiadł z nóżkami po zewnętrznej stronie. – Stój! – mój syn wrzasnął do niego na cały głos. – Wracaj do domu. Gdzie jest twoja mama? Dziecko było jednak za małe, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Wyglądało, jakby miało niespełna dwa lata. Rozglądało się ciekawie dookoła i kompletnie nie zdawało sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa. – Leć do góry! Ja tu zostanę! – krzyknął Jarek do Marcina, a on od razu wbiegł do klatki schodowej, żeby odnaleźć właściwe drzwi, zapukać do domu, gdzie mieszka dziecko i ostrzec jego opiekunów. Jarek zastanawiał się przez chwilę, czy wezwać straż pożarną, ale w tym momencie chłopiec...

Oddać szpik mojemu ukochanemu pięcioletniemu siostrzeńcowi? Nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę to zrobić i zrobię! Ale potem wszystko się zmieniło. Kiedy dowiedziałam się, że mój pięcioletni siostrzeniec ma białaczkę, nie mogłam w to uwierzyć. No bo jak to? To śliczne kochane dziecko jest chore? I nie daj Boże, śmiertelnie? Uwielbiałam Jacusia, odkąd się tylko urodził Moja siostra po cesarskim cięciu dość długo dochodziła do siebie i to ja często zajmowałam się niemowlakiem. Zabierałam go na spacery i nie bałam się go kąpać, w przeciwieństwie do jego taty. Szwagier zawsze się przed tym wzbraniał, twierdząc, że jest zbyt niezgrabny i ma za duże ręce. Fakt, jest postury raczej niedźwiedziowatej. Byłam więc z Jacusiem zżyta jak z własnym dzieckiem. Myślę, że to, co do niego czuję, to miłość prawie macierzyńska. I nigdy bym nie sądziła, że kiedyś los postawi mnie przed trudnym wyborem – czy mam przedłożyć uczucie do Jacusia ponad miłość do… własnego dziecka? Białaczka siostrzeńca była wielkim dramatem dla nas wszystkich. To urocze dziecko ginęło na naszych oczach Oczywiście, lekarze natychmiast zalecili chemię. Zapewnili rodziców Jacusia, że od czasu wynalezienia nowych leków chemioterapia jest naprawdę skuteczna i pozwala doprowadzić do takiego etapu, kiedy będzie można u pacjenta zrobić przeszczep szpiku. Badaniu pod kątem zgodności naszego szpiku ze szpikiem Jacusia poddaliśmy się wszyscy, całą rodziną. W pewnym sensie poczułam się dumna, kiedy u mnie wyszła najwyższa, prawie stuprocentowa. Miałam lepszą zgodność z siostrzeńcem niż jego biologiczni rodzice! – Czy będzie pani gotowa na przeszczep, kiedy nadejdzie pora? – zapytał mnie lekarz. – Oczywiście! – odparłam natychmiast. Byłam tego pewna i gdyby ktokolwiek mi wtedy powiedział, że zajdą okoliczności,...