
Szybko pożałowałam tych słów...
Niestety, przeliczyłam się
Marta, 51 lat
Czytaj także:

Czy przegrałam walkę o własne dziecko? Czy jestem jedyną, która widzi to, że ten facet wykorzystał kruchą psychikę mojej córki, aby przejąć nad nią władzę? I gdzie w tym wszystkim jest etyka lekarska? Natalia od zawsze była bardzo wrażliwa i delikatna Od urodzenia patrzyła na świat wielkimi przestraszonymi oczami, jakby zastanawiała się, co jej może zrobić złego. Ale być może z wiekiem poradziłaby sobie ze swoimi lękami, gdyby nie tragedia, którą przeżyła. Kiedy miała siedem lat przeżyła straszny wypadek. Na samochód, którym podróżowała ze swoim tatą, spadł ładunek z jadącej przed nimi ciężarówki. Jakaś część od rolniczej maszyny, która odbiła się od maski naszego forda i trzasnęła z całym impetem w przednią szybę. Mój mąż zginął wtedy na miejscu, a rozpędzony samochód zjechał do rowu, gdzie dachował. Natalka, siedząca z tyłu w foteliku, miała mnóstwo szczęścia, że auto przejechało wtedy między drzewami porastającymi pobocze, bo inaczej pewnie także by zginęła. A tak, nie miała właściwie żadnych fizycznych obrażeń. To wydarzenie zostawiło jednak silny ślad w jej psychice. Trudno się temu dziwić… Dorosły pewnie długo nie mógłby sobie poradzić z takimi traumatycznymi przeżyciami, a cóż dopiero dziecko. Po wypadku moja córeczka zaczęła się moczyć w nocy Budziła się także często z krzykiem, zalana łzami, a nawet zwyczajnie płakała przez sen. Ale najgorsze było to, że moje dziecko zaczęło tracić kontakt z rzeczywistością, zamykając się w swoim świecie. Nauczyciele w szkole byli zaniepokojeni tym, że Natalia się często zamyśla i kompletnie wtedy nie zwraca uwagi na to, co się wokół niej dzieje. – Staje na środku korytarza w czasie przerwy i tak stoi – relacjonowały. – Nie przeszkadza jej, że dzieci wokół biegają, potrącają ją... Jest...

Kaśka mówi, że jestem w czepku urodzona. Mam piękne mieszkanie, dobrą pracę no i przede wszystkim męża, który kocha mnie nad życie. Obsypuje mnie prezentami, spełnia wszystkie moje zachcianki… „Ty to musisz być szczęśliwa” – powtarza często. Kiwam głową, potakuję, uśmiecham się, choć prawda jest zupełnie inna. Kaśka nie wie, że przed dwunastu laty zrobiłam coś, co nie pozwala mi cieszyć się tym szczęściem. Co powraca we wspomnieniach podczas bezsennych nocy. Coś, o czym nie powiedziałam nawet Piotrowi. Miałam zaledwie 16 lat, gdy urodziłam córeczkę. I ją oddałam. A teraz nie potrafię z tym żyć. Wychował mnie ojciec. Mama zmarła na raka, gdy miałam siedem lat. Tata bardzo to przeżył. Nie potrafił pogodzić się z jej śmiercią. Całymi nocami siedział w fotelu, patrzył na zdjęcie mamy i płakał. Myślał, że tego nie widzę, ale ja często podglądałam go przez niedomknięte drzwi do mojego pokoju. O Boże, jak mi go było żal. I siebie… Potem zaczął pić. Nawet go za to nie winię. Myślał, że w ten sposób ukoi ból, zapomni. Dzieciństwo kojarzy mi się ze smutkiem, samotnością, butelką wódki stojącą na stole. I… z całkowitą swobodą. Zawsze mogłam robić, co chciałam. Ojciec interesował się mną właściwie tylko wtedy, gdy był trzeźwy. A nie zdarzało się to często. W wieku 14 lat chodziłam na dyskoteki, imprezy… Koleżanki musiały wracać do domu przed dziesiątą, a ja balowałam czasem do białego rana. Marka poznałam niedługo po moich 15. urodzinach Był starszy ode mnie o trzy lata. Wydawał mi się taki dorosły, mądry, odpowiedzialny. Uczył się w najlepszym liceum w mieście, chciał zostać adwokatem, jak jego ojciec. Wszędzie chodziliśmy razem, wyjeżdżaliśmy na weekendy za miasto. Było cudownie! Czar prysł, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Marek nie chciał słyszeć o...

Dokładnie pamiętam tę chwilę sprzed ośmiu lat, kiedy przed ołtarzem przysięgałam mężowi miłość do końca życia. Na głowie miałam biały welon, a w dłoniach wiązankę z frezji. Czułam wielkie wzruszenie. Kochałam Adama, kochałam do utraty tchu! Pierwsze lata naszego związku były pasmem szczęścia i spełnienia. Pasowaliśmy do siebie jak dwa kawałki jednej pomarańczy. Długi czas cieszyliśmy się więc sobą – w weekendy wyjeżdżaliśmy na romantyczne wycieczki do Pragi czy Londynu, zimą robiliśmy wypady na narty, a latem spędzaliśmy obowiązkowo dwa tygodnie w Tunezji albo w Egipcie. Było nam dobrze, do szczęścia nie potrzebowaliśmy ani tłumu znajomych, ani… dzieci. W końcu jednak, po trzecich wakacjach na wyspie Dżerba i drugich feriach na lodowcu Hintertux w Alpach, poczuliśmy, że czegoś nam zaczyna brakować. Celu w życiu, bardziej odległego niż najbliższy urlop. Sensu nieco głębszego niż wygodnie spędzony czas i dobra zabawa. I nagle zrozumieliśmy, że bardzo chcemy zostać rodzicami Odstawiłam więc pigułki, odczekałam obowiązkowy czas, potem policzyłam, na kiedy przypadają dni płodne. Aż wreszcie nadeszła TA noc. Teraz, z perspektywy czasu, wydają mi się śmieszne te rozsypane przez męża na pościeli płatki róż, ten blask świec rozświetlających sypialnię a przede wszystkim nasz uroczysty, podniosły wręcz nastrój, z jakim przystąpiliśmy do zrobienia sobie dzidziusia. Byliśmy tacy naiwni! Wydawało nam się, że życie to romantyczny film, a prokreacja – misterium, które da się w szczegółach wyreżyserować. Niestety. Staraliśmy się miesiąc, dwa, trzy, a menstruacja pojawiała się u mnie, jak w zegarku. Z miesięcy zrobił się rok. Wciąż bez sukcesu. Zaczęliśmy się niepokoić, radziliśmy się „dzieciatych” znajomych, którzy uspokajali, że na pewno następnym razem...