
Ponad rok temu wróciłam do naszego miasteczka i zaczęłam pracę w miejscowym banku. Dziadkowie byli ze mnie tacy dumni! Cieszyli się, że świetnie sobie radzę, ale często powtarzali, że w razie czego zawsze mogę liczyć na ich pomoc i wsparcie.
W naszym miasteczku ludzie łatwo ferują wyroki
Zachowuje się jak wariat, nachodzi mnie w domu…
Naprawdę nie wiem, co mam zrobić
Marta, 28 lat
Czytaj także:
- „Ojciec bił mnie odkąd pamiętam. Całą złość trzymałam w sobie, aż coś we mnie pękło i... uderzyłam 4-letnią córkę"
- „Narzeczony chciał zrobić ze mnie inkubator. Zmuszał mnie do ciąży, mimo że nigdy nie chciałam być matką"
- „Syn przyjaciółki zakochał się w mojej córce. Odrzuciła go i wyśmiewała. Wpadł w anoreksję"

Kolejny raz sięgnęłam po telefon, by zadzwonić się do mojej córki, Dagmary. Niestety, znowu zgłosiła się automatyczna sekretarka. – Gdzie ty jesteś?! – krzyknęłam w przypływie desperacji. Spojrzałam na zegarek. Było już grubo po północy. Z każdą minutą bardziej się martwiłam o tę dziewuchę. Tyle się teraz słyszy o różnych wypadkach, nieszczęśliwych zdarzeniach, młodzieżowych wygłupach, których skutki bywają tragiczne. A Daga była jedną z tych, które uważają, że świat należy do nich i trzeba z tego korzystać. Co gorsza, ostatnio moja córka przekraczała wszelkie możliwe granice, przyzwoitości również. Czułam, że to się źle skończy. Chodziłam z kąta w kąt, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. A jeśli tej durnej smarkuli coś się stało? A jeśli leży gdzieś pijana i ktoś to wykorzystuje? To wcale niewykluczone. Dagmara aniołem nie jest… Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam chrobot przy zamku. Pewnie nie mogła trafić kluczem do dziurki. Pobiegłam do przedpokoju i szybko otworzyłam drzwi. – Znowu jesteś pijana! – warknęłam na widok chwiejącej się córki. – Moszee jessstem, a moszee nie! – odpyskowała bełkotliwie i wtoczyła się do środka. Potknęła się o szafkę z butami, zaklęła i ruszyła niepewnie w stronę swojego pokoju. Podążyłam za nią. – Może raczysz mi powiedzieć, gdzie byłaś, co robiłaś! Wyglądała na pijaną, ale nie czułam od niej alkoholu. Czyli znowu coś brała. Jeszcze gorzej. – Nie raczę. Zmęszona jessstem. Zamknęła mi drzwi przed nosem. Stałam chwilę, nasłuchując. Dopiero kiedy ucichły odgłosy rozkładania łóżka, ostrożnie uchyliłam drzwi. Moja córka spała, pochrapując lekko. „Porozmawiam sobie z nią rano, przed wyjściem do pracy albo...

Dostaliśmy z mężem naprawdę ciekawą propozycję zawodową. Dwutygodniowy, płatny staż w niemieckiej placówce naszej firmy, a po powrocie obietnicę awansu na stanowiska kierownicze. Jacek w dziale informatycznym, ja – w promocji. Staraliśmy się o tę szansę od kilku lat i w końcu się udało. Nasze podania przyjęto. I wszystko byłoby pięknie, gdyby… – Zabierzemy Maję ze sobą – zaproponował mój mąż. – No co ty! Jak to sobie wyobrażasz? – zaprotestowałam od razu. – Kto się nią tam zajmie? Przecież jedziemy do pracy, a nie na wakacje. Poza tym trwa rok szkolny. – To co chcesz zrobić? – mąż wyraźnie posmutniał. – Jedno z nas zrezygnuje z tego stażu – zdecydowałam, bo nie widziałam wtedy innej możliwości. Poddałam się, ale Jacek postanowił walczyć o nasze marzenia Opowiedział o wszystkim swojej matce, a ona zaproponowała, że weźmie Maję do siebie na dwa tygodnie. Rozwiązanie wydawało się naprawdę świetne. Przynajmniej wtedy tak sądziłam. Córka była zachwycona chwilową zmianą miejsca zamieszkania. Cieszyła się, że będzie spać w dawnym pokoju swojego taty, jeździć do szkoły autobusem, a wieczorami grać z dziadkiem na harmonijce ustnej. Chyba ja bardziej niż ona przeżyłam pożegnanie. Tęskniłam. Gdyby nie Jacek, to chyba po trzech dniach stażu wsiadłabym w pociąg i wróciła do domu. Codziennie rozmawiałam z Mają przez telefon, ale to nie to samo, co przytulić ją naprawdę. Na szczęście miałam dużo pracy i za dnia niewiele czasu na rozmyślania. Wieczorami zaś po telefonie marzyłam już tylko o szybkim prysznicu i łóżku. Tak minęły dwa tygodnie. – Mamo! – Maja podbiegła do mnie na dworcu. – Cześć, kochanie – szepnęłam,...

Paweł to była przelotna, letnia miłość. Wpadliśmy na siebie w Sopocie w jakimś modnym klubie. Szybko między nami zaiskrzyło. Tańczyliśmy, popijaliśmy drinki, a w końcu wylądowaliśmy w łóżku. Od tamtej pory byliśmy nierozłączni, aż do… końca lata. Zrobiliśmy badania i w końcu usłyszeliśmy diagnozę. Białaczka Po wakacjach każde z nas ruszyło w swoją stronę. Ja do Poznania, on do Rzeszowa Co prawda wymieniliśmy się telefonami, ale oboje wiedzieliśmy, że więcej się nie zobaczymy. Taka już uroda wakacyjnych miłości. Są namiętne, gorące, ale trwają krótko. Nie podejrzewałam, że mogę być w ciąży. Do głowy mi to nawet nie przyszło. Regularnie brałam tabletki antykoncepcyjne. No dobrze, może zapomniałam raz czy dwa, ale to jeszcze nie katastrofa. Tak mi się przynajmniej wydawało. Kiedy nie dostałam miesiączki, to nawet specjalnie się nie przejęłam. Myślałam, że to jakieś zaburzenia hormonalne związane ze zmianą klimatu i diety. Dwa miesiące szalałam przecież na wakacjach. W końcu wybrałam się do ginekologa. Byłam pewna, że przepisze mi jakieś leki i odeśle do domu, a on oświadczył, że jestem w dwunastym tygodniu ciąży. Wyszłam z gabinetu oszołomiona. Usiadłam na najbliższej ławce i próbowałam zebrać myśli. Dziecko? Jak to? Przecież studiuję. A teraz mam zostać matką? I to samotną, bo tatuś beztrosko hula sobie po Rzeszowie. Ta myśl tak mnie dobiła, aż się popłakałam. W pierwszej chwili chciałam nawet zadzwonić do Pawła i powiedzieć, jaką mi niespodziankę sprawił, ale się powstrzymałam. Doszłam do wniosku, że to bez sensu. I co bym usłyszała? Spadaj mała, to nie mój bachor? Radź sobie sama? Prawdę mówiąc, niczego innego się po nim nie spodziewałam. Może gdybyśmy byli parą i łączyło nas głębokie uczucie, to co innego. Ale to przecież była letnia przygoda. Podejrzewałam, że Paweł trzyma...