
To także jej się nie spodobało
Radek umył ręce od mojej decyzji
Żyłam jak ten koń w kieracie i dopiero Wojtek pokazał mi, jak bardzo byłam przemęczona. Zaczął odciążać mnie z wielu obowiązków, wchodził coraz głębiej w moje życie, aż stał się niezbędny. Nie tylko mnie, ale i Mateuszkowi, który pokochał go jak własnego tatę.
Jego matka jednak wcale tak nie uważała
Wystraszona wpuściłam go do środka
Czytaj także:
- „Miałam 34-lata, kiedy rak zniszczył mi życie. Odebrał mi płodność, a ja czułam się jak wybrakowany towar"
- „Lekarz powiedział, że jestem bezpłodna. Gdy zdecydowałam się na adopcję, stał się cud i... zaszłam w ciążę"
- „Mało brakowało, a mój syn padłby ofiarą pedofila. Zboczeniec oferował mu pieniądze za nagie zdjęcia"

Marta zawsze była ode mnie mniej atrakcyjna fizycznie. Nie mówię tego złośliwie, takie po prostu są fakty. Pod względem wyglądu różniłyśmy się diametralnie. Ja – wysoka, szczupła blondynka o nieskazitelnej cerze, podobałam się chłopcom. Ona – niska, grubsza szatynka ze śladami po trądziku na twarzy, nie cieszyła się specjalnym powodzeniem. Marta nie jest brzydka, tyle że jej urodę widać dopiero po pewnym czasie. Przy pierwszym spotkaniu to na mnie wszyscy mężczyźni zawsze zawieszali wzrok. Nie odczuwałam z tego powodu żadnej satysfakcji. Wręcz przeciwnie – współczułam siostrze. Wspierałam ją w walce z nadwagą, ciągałam do kosmetyczek, doradzałam w kwestii stroju. Ceniła sobie moją opinię, lecz przecież widziała, jakie ja robię wrażenie na facetach, a jakie ona. I oczywiście, pomimo wszystkich moich starań, wpadła wreszcie w kompleksy. Zwłaszcza że ja, odkąd skończyłam 15 lat, zawsze kogoś miałam, ona zaś zazwyczaj była sama. Ale pewnego dnia poznała wreszcie tego jedynego. Wymarzonego. Opowiadała o nim z wypiekami na twarzy i błyskiem w oku. Pierwszy raz widziałam moją siostrę tak zakochaną. I martwiłam się, żeby nie doznała rozczarowania; żeby to znowu nie okazał się jakiś dupek, który po kilku tygodniach ją zostawi. Miała już 23 lata i samotność mocno jej doskwierała Ona chyba też obawiała się tego, co będzie, bo długo zwlekała z przedstawieniem nam ukochanego. Właściwie to wymusiłam to na niej, kupując cztery bilety do kina – dla nich oraz dla mnie i mojego chłopaka. Umówiliśmy się w knajpce przed seansem. Kiedy weszli, a ja spojrzałam na Darka, nogi ugięły się pode mną. Jakby piorun we mnie strzelił. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i po plecach przeszedł mi dreszcz. Pierwszy raz w życiu nie byłam...

Zaczęło się niewinnie, od jednego spojrzenia, po którym poczułam prąd przenikający całe moje ciało. Nie byłam specjalnie wierząca. Do kościoła chodziłam jak większość – z przyzwyczajenia. Nie zastanawiałam się nad istnieniem Boga, nie należałam do wspólnot, nie chodziłam na pielgrzymki ani nie jeździłam na oazy. Właściwie to pewnie nigdy bym go nie spotkała, gdyby nie Aśka i jej przemożna chęć wyspowiadania się przed maturą. Ubłagała mnie, żebyśmy weszły i pomodliły się za udany egzamin dojrzałości, a kiedy zobaczyła księdza, uparła się jeszcze, by odwiedzić konfesjonał. Zgodziłam się. Przysiadłam na jednej z ławek z tyłu i nie mogąc opanować stresu przed pisemnym z polskiego, zaczęłam się przyglądać bogatej polichromii naszej świątyni. Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos: – Nie chcesz się wyspowiadać? Podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą młodego, nieznanego mi księdza, który przed chwilą rozmawiał z Aśką. – Nie – odpowiedziałam i od razu zawstydziłam się swoją bezpośredniością. „Może powinnam chcieć?” – pomyślałam i jeszcze raz podniosłam głowę. Nasze spojrzenia spotkały się ponownie. Poczułam dziwny dreszcz emocji, jakich nigdy dotąd nie znałam. Szydziłam z miłości od pierwszego wejrzenia, nie znałam smaku pożądania, ale teraz działo się ze mną coś niepokojącego. Najpierw uderzyła mnie fala gorąca, po czym poczułam przejmujący chłód. Moje ciało drżało, a ja pragnęłam jak najszybciej uciec z kościoła, ale wtedy właśnie podeszła do nas Aśka. – Widzę, że zdążyłaś poznać już naszego księdza Marka – ucieszyła się. Spojrzałam na nią zaskoczona. Miałam nadzieję, że nie dostrzegła mojego zmieszania. Może on też się nie zorientował? – Przepraszam, nie przedstawiłam...

Bardzo kocham wszystkie nasze dzieci, dlatego ze wstydem wspominam dzień, kiedy Irena powiedziała mi o kolejnej ciąży. Wczoraj moja córka wraz z zięciem sprawili nam nie lada niespodziankę. Wpadli do nas zaraz po pracy, choć rzadko im się to zdarza, bo normalnie są bardzo zajęci. – A co to, ktoś umarł? – zdziwiłem się, widząc ich w drzwiach. – Wręcz przeciwnie, tato – roześmiała się Kasia. – Przyszliśmy wam tylko powiedzieć, żebyście na czerwiec przyszłego roku nie robili żadnych większych planów, zagranicznych wojaży czy czegoś takiego… – A czemu? – zainteresowałem się. Nie żeby coś takiego przeszło mi nawet przez myśl, bo latem i tak jeździliśmy z Ireną tylko na działkę. Za granicą to najdalej byliśmy w Bułgarii, jeszcze w poprzednim ustroju. – Bo będziecie potrzebni mi tutaj, na miejscu – Kasia i Michał popatrzyli porozumiewawczo po sobie. – Przy bawieniu wnuka albo wnuczki! Strasznie się ucieszyliśmy się, bo czekaliśmy na taką wiadomość od lat Ale młodzi, jak to młodzi, najpierw czekali, aż dostaną stałą pracę, potem, aż się dorobią, wezmą kredyt na mieszkanie… Tymczasem czas leci, człowiek nie staje się młodszy, a i ja, i Irenka chcieliśmy jeszcze pobawić wnuka, zabrać go na ryby albo na wakacje nad morzem… Kasia natychmiast zabarykadowała się z matką na sofie i zaczęły rozmawiać o tych wszystkich szczegółach ciąży – trymestrach, mdłościach – które nie są żadnemu facetowi potrzebne do szczęścia. Zabrałem więc zięcia do piwnicy, w której mam urządzony niewielki warsztacik, i gdzie w starym kredensie, w tajemnicy przed Irenką, trzymam nalewkę na wyjątkowe okazje. To teraz miałem jak znalazł, żeby oblać dobre wiadomości! – Jak tam, chłopie? – zapytałem Michała, kiedy już rozlałem...