
To dało mi do myślenia
Siedziałam na korytarzu, kiedy zobaczyłam salową. Wyglądała na staruszkę, ale nadal była pełna energii i uśmiechnięta. Nie wiem dlaczego, ale po prostu poczułam, że ona mi pomoże, że to ją muszę zapytać.
Udawała, że mnie nigdy nie było…
Jak dobrze, że ta kobieta mnie porzuciła!
Zaszantażowała mnie nawet, że jeśli nie zgodzę się płacić jej co miesiąc określonej kwoty, albo jednorazowo nie dam większej sumy, to poda mnie do sądu. Dziękowałam Bogu, że ta kobieta zostawiła mnie w szpitalu i że trafiłam do cudownych ludzi. Jednocześnie czułam żal i jakby wyrzuty sumienia, że moje siostry nie miały tyle szczęścia…
Z kobietą, która mnie urodziła, nie utrzymuję żadnych kontaktów. Nie czuję takiej potrzeby, zresztą ona też nie interesuje się mną. Mimo wszystko nie żałuję, że postanowiłam poznać swoją przeszłość. Zyskałam nie tylko dwie cudowne siostry, ale też jeszcze bardziej doceniłam moich rodziców i to, jak wielkie mam szczęście, że to oni mnie wychowywali.
Aneta, 19 lat
Czytaj także:
- „Wyrzuciłam go z domu bo demoralizował brata. Podjęłam radykalne kroki, by ratować młodszego syna przed starszym”
- „Nauczyciele nie reagowali na dręczenie mojego syna przez kolegę z klasy”
- „Chciałam uchronić chora córkę przez złem, ale nie dałam rady. Ten podły drań wykorzystał jej zaufanie i bardzo ją zranił”

Mówi się, że gdy Pan Bóg rozdawał rozum, niektórzy znaleźli się na końcu kolejki. Nie wydaje mi się, żeby to mnie dotyczyło, na pewno do czołówki się nie załapałam, ale gdzieś tam w solidnym środku… Za to jeśli Pan Bóg obdzielał nas porcjami rodzinnego szczęścia, o, to na pewno wzięłam jedną z ostatnich. Pierwszy mąż był moją wielką miłością. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w jego niebieskich oczach i chłopięcym uśmiechu, zresztą do końca rozbrajał mnie swoim urokiem. Nawet wtedy, gdy aż nazbyt dobrze wiedziałam, że za tym wdziękiem kryje się upojenie alkoholowe. To wódka czyniła go miłym, ciekawym, rozmownym facetem , na trzeźwo był raczej nie do zniesienia – zamknięty w sobie, obcy, daleki, zimny. Najgorsze, że od początku miałam tego świadomość i, co tu dużo mówić, tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Przeciwnie, pierwszy okres naszej znajomości to było jedno wspólne balowanie. Mój mąż nie był daleki i zimny, bo był wiecznie pijany. Ja też. Byliśmy młodzi, mieliśmy wolne zawody, i to takie, w których alkohol piło się na porządku dziennym (i nocnym). Wyzwalał kreatywność, eliminował stres, dodawał pewności siebie i odwagi. Piliśmy wszyscy, wydawaliśmy się sobie bardzo artystyczni, nowocześni, niekonwencjonalni. Karnawał miał trwać wiecznie, ale oczywiście tak nie było. Zaszłam w ciążę, więc otrzeźwiałam. Przestałam uczestniczyć w nocnych balangach, zaczęłam dostrzegać powagę sytuacji. Ale wtedy jeszcze nie było tak źle. Andrzej się cieszył, że zostanie ojcem, i bardzo swój nałóg kontrolował. Rzecz jasna o nałogu w ogóle nie było mowy, całe to picie to przecież tylko zabawa, z której w każdej chwili można wyjść, pożegnać się, zamknąć drzwi, zacząć nowe życie. Urodził nam się syn. Klapki z oczu opadły mi ostatecznie, gdy raz zostawiłam dziecko pod opieką Andrzeja....

Zamierzałam sobie pochorować. Uczciwie, porządnie, od serca, na całego. Powody: gorączka trzydzieści siedem i siedem, ból głowy, drapanie w gardle oraz upokarzający dla każdej kobiety katar. Zrobiłam sobie herbatkę z miodem i cytryną, na czole umieściłam zimny okład, uklepałam łóżeczko i wskoczyłam pod kołderkę. Myślałam: „Poleżę sobie, pochoruję w cieple i spokoju, może nawet podrzemię...”. Stan błogości trwał raptem kwadrans. Potem wróciło ze szkoły moje pierwsze dziecko, co obwieściło długim i energicznym dzwonkiem. Za długim i za energicznym. Zwlokłam się z łóżka i doczłapałam do drzwi. Chciałam zwrócić dzwonnikowi uwagę, że po pierwsze nie jestem głucha, a po drugie nie musiałby dzwonić jak na alarm, gdyby zabrał klucz. No chyba że go zabrał, ale nie chciało mu się go szukać w tornistrze, co nawet było bardziej prawdopodobną opcją. Nie zdążyłam wygłosić żadnego z tych ironiczno-kpiących komentarzy, bo dziecię mnie ubiegło. – Cześć, mama! Ty jeszcze w piżamie? Oj, ty śpiochu... – w te słowa zagadał do mnie mój starszy syn. Lat dwanaście, blondasek z uroczą grzywką, wybity przedni ząb, dołki w policzkach. – Cześć... – odmruknęłam do powietrza, bo synek już był w kuchni, gdzie buszował po szafkach w poszukiwaniu słodyczy. – Jest coś słodkiego? – zapytał. – Nie ma. Ostatnią czekoladę wrąbałeś wczoraj wieczorem. Całą na jedno posiedzenie – podkreśliłam. – No, dobra była... – rozmarzył się. – A twoje ptasie mleczko? – przypomniał sobie o MOIM pudełku na zmartwienia. – Zjadłeś tydzień temu. – A nie kupiłaś sobie drugiego? – zdziwił się. – Przecież tak je lubisz. Postanowiłam nie komentować tej bezczelności, za słaba byłam. Wróciłam do łóżka. Przymknęłam...

Z Mariolą zawsze były problemy, już od dzieciństwa. Mamę ciągle wzywano do szkoły, bo jej młodsza z córek co i rusz coś przeskrobała. Nauczycielki żaliły się, że jest gorsza od chłopaków. Była pyskata, a już jako czternastolatka piła alkohol i paliła papierosy. Do tego dochodziły wagary, podejrzane towarzystwo. Rodzice nie mogli sobie z nią poradzić. Jako starsza siostra bałam się o nią, ale intuicja podpowiadała mi, że na nic zdadzą się wysiłki rodziców i wychowawców – wraz z upływem czasu Mariola się nie zmieni. Uważałam, że będzie jeszcze gorzej. Niestety, miałam rację. Pochodzę z dobrego domu. Rodzice są porządnymi ludźmi. Nie zaznałyśmy z siostrą biedy, głodu ani przemocy. Doprawdy nie wiem, dlaczego ona tak od nas odstaje. Zawsze pakowała się w kłopoty. Już jako dorosła kobieta zmieniała mężczyzn jak rękawiczki, a jej życie było jedną wielką, niekończącą się imprezą. – Daj spokój, drugi raz młoda nie będę! – denerwowała się, kiedy zwracałam jej uwagę. – Muszę się wyszaleć! – Nie uważasz, że dość już się w tym życiu wyszalałaś? Masz prawie trzydzieści lat! – próbowałam przemówić jej do rozsądku. Myślałam, że urodzenie dziecka ją odmieni Do Marioli nic nie docierało. Kiedy mama zadzwoniła do mnie z informacją, że Mariola jest w ciąży i nie ma pojęcia, który z jej licznych „znajomych” jest ojcem dziecka, nawet się nie zdziwiłam. Miałam już wówczas poukładane życie, męża, dwie córki i już dawno obiecałam sobie, że przestanę żyć życiem siostry. Gdy Weronika, córka Marioli, przyszła na świat, okazało się, że ma sporo problemów. Nic dziwnego. Jej matka imprezowała przez całą ciążę… Myślałam, że chociaż teraz moja siostra się uspokoi, ale gdzie tam! Dalej prowadzała się z tymi swoimi gachami, a dziecko...