
Wokół wszyscy twierdzili, że opieka nad dzieckiem to najszczęśliwszy okres w życiu kobiety. Nie chciałam uchodzić za tą, której się to nie podoba. Może gdybym miała jakąś pomoc, to nie wpadłabym w takie przygnębienie. Ale teściowa od lat mieszkała za granicą a moja mama zmarła na raka zanim jeszcze Patrysia przyszła na świat.
Gdy mnie zobaczyła, zapłakaną, z zapuchniętymi oczami, bardzo się przestraszyła
Dopiero, gdy się rozryczałam, Olek przestraszył się i zmiękł
Pewnie pękałabym z dumy do dziś, gdyby nie ta wizyta
Spodziewałam się, że po powrocie zastanę potworny bałagan. Tymczasem w mieszkaniu panował idealny porządek. Gdy to zobaczyłam, aż mnie zamurowało z wrażenia. Mąż jakby czytał w moich myślach.
Czytaj także
- „Nie zaszczepiłam córki, bo uważałam to za bzdurę. Teraz Martynka leży w szpitalu i cudem uniknęła śmierci"
- „Byłam sama i bezradna. Musiałam oddać syna po porodzie, bo miałam tylko 17 lat. Niczego tak bardzo nie żałuję”
- „Bałem się oddać syna do przedszkola. I słusznie. Łukasz zapierał się rękami i nogami, żeby tam nie wracać"

Kiedy zbliżają się wakacje, miewam zwykle mieszane uczucia. Do tej pory bowiem każdy zakręt zmieniający kierunek mojej życiowej drogi pojawiał się właśnie w tym czasie. Jakby jakieś letnie fatum… Pierwsze pojawiło się w postaci Jurka. Wyobraźcie sobie plaże na Bali – gorące, egzotyczne, jakby nie z tego świata. Mam 20 lat i jestem na studenckich wakacjach „Z plecakiem po Indonezji”. Siedzę właśnie nad brzegiem morza i patrzę na wysportowanych chłopaków, ujeżdżających fale oceanu jak woltyżerowie konie na cyrkowej arenie. Jurek był niemal jak Apollo – piękny, jasnowłosy, ze skórą opaloną na złoto. Przystojną twarz rozświetlały jasnoniebieskie oczy. I te dołeczki w policzkach... Utonęłam w tych jego oczach i olśniewającym uśmiechu. Tego samego wieczoru zostaliśmy parą. Nie... nie wróciłam z wakacji z brzuchem. Wróciłam z chłopakiem, który wkrótce stał się moim narzeczonym, a rok później mężem. Dziecka wciąż nie było. I nie miało być w ogóle – Jurek, jeszcze zanim związaliśmy się na stałe, powiedział mi, że jest bezpłodny. Wtedy było nam to nawet na rękę. Zabawa bez konsekwencji, niewygodnych zabezpieczeń. Marzenie kochanków! Ale potem coś się zmieniło. Przynajmniej u mnie. – Chcę dziecka – powiedziałam pewnego wieczoru. – Mam już 25 lat, dobrą pracę i mieszkanie. Chcę dziecka. Jurek milczał przez chwilę, patrząc w sufit. Szczerze mówiąc, do tej rozmowy przygotowywałam się od miesięcy, odkąd zauważyłam, że czuję zazdrość, patrząc na cudze dzieci. Problem w tym, że nie wiedziałam, co na ten temat myśli mój mąż. Kiedyś po prostu powiedział: „Jestem bezpłodny. Jeśli to dla ciebie problem, powiedz mi od razu. Potem będzie za późno”. Oczywiście, to był problem, ale uznałam, że miłość jest ważniejsza. I po pięciu latach wciąż...

Mała weszła w trudny wiek, jest coraz bardziej krnąbrna i uparta, często pyskuje. Na razie zawsze udawało mi się opanować… Jak ona się darła! Biegała po pokoju, udając samolot czy jakiś inny bliżej niezidentyfikowany, za to bardzo hałaśliwy obiekt. Rozłożyła ręce na boki, dreptała małymi nogami i robiła głośne „bruum bruum”, a zaraz potem „ioooiooo”. Trzy razy spokojnie zwróciłam jej uwagę: – Aniu, mamę boli głowa, przestań krzyczeć. Lecz ona dalej swoje, jakby mnie nie słyszała. Jakbym nie miała nic do gadania we własnym domu. Ja, ciężko pracująca samotna matka, która nawet w ciąży musiała zasuwać w robocie, żeby mieć co do garnka włożyć! Nikt mi nie pomógł Ojciec Anki zwiał, jak tylko dowiedział się, że zostanie tatusiem. I do dziś ani myśli płacić na dzieciaka. Czasem niedoszła teściowa przesyła nam z łaski parę groszy, to wszystko. Gdyby nie moja siostra i matka, które biorą małą do siebie, kiedy jestem w pracy, chyba bym skończyła pod kościołem z wyciągniętą ręką. Jestem zmęczona, nic mi się nie chce. Tylko położyć się, przymknąć oczy, wreszcie odpocząć. Ale nie, smarkula wrzeszczy i wrzeszczy… Cholera! – Powiedziałam, że masz być cicho! – ryknęłam i wtedy na chwilę zamilkła. Jakby coś we mnie eksplodowało. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Miała cztery lata i nigdy nie słyszała, żeby mama odezwała się do niej takim tonem, bo dotąd udawało mi się jakoś kontrolować. Powinna się przestraszyć… Niestety, najwyraźniej wdała się we mnie, bo w jej oczach pojawiła się złość. – Będę robić, co chcę! – zapiszczała i posłała mi buntownicze spojrzenie. Nie, nie była rozpieszczona. Nie miałam na to ani kasy, ani cierpliwości. Moja córka po prostu weszła właśnie w...

U nas było inaczej niż w typowych związkach. To Jerzy, mój narzeczony, dostał obłędu na punkcie rodzicielstwa. Ja nie miałam takich potrzeb. Żadnych marzeń o ciążowym brzuszku i słodkiej istotce noszonej pod sercem, nic z tych rzeczy. Powiedziałabym nawet, że ta perspektywa raczej mnie przerażała... Znaliśmy się z Jerzym prawie trzy lata, od pół roku mieszkaliśmy razem. Ledwie podjęliśmy tę decyzję i wynajęliśmy wspólne lokum, Jerzy wyskoczył z zaręczynowym pierścionkiem. Przygotował kolację przy świecach, uroczysty był jak diabli… Byłam tym zaskoczona. Dobrze znał moje poglądy na temat małżeństwa (nie potrzebuję urzędowego papierka, żeby z kimś być!), jednak ich nie podzielał i po raz kolejny dał temu wyraz. Tym razem bardzo zdecydowanie... – Kochanie, marzę o tym, abyś została moją żoną – powiedział, klękając przede mną i podając mi otwarte pudełeczko, w którym lśnił pierścionek z białego złota. Wzruszyłam się, bo która z nas by się nie wzruszyła? – Jurek, ale ja nie planowałam być niczyją żoną – wyszeptałam bezradnie, jednak czułam, że muszę przyjąć ten uroczy podarunek i propozycję – zwyczajnie nie umiałam jej odrzucić. – Dla mnie zrób wyjątek – poprosił, uśmiechając się szelmowsko. A musicie wiedzieć, że Jerzy uśmiech ma zniewalający. Pod jego wpływem niezmiennie topnieje mi serce. – Zgoda – powiedziałam, wkładając pierścionek na palec. – Jest piękny – uśmiechnęłam się do narzeczonego. A on? Wprost promieniał szczęściem! Zaczął mnie całować z takim żarem, że chwilę potem wylądowaliśmy w sypialni, zapominając o bożym świecie. Było cudownie. Czy już wtedy myślał o dziecku? Zostałam narzeczoną i było to nawet miłe doświadczenie, chociaż...