
Poznałam Pawła siedem lat temu
Pracowaliśmy na zmiany, córka nigdy nie była sama
Fakt, to nie jest super rozwiązanie, gdy dorośli ludzie mijają się tylko w drzwiach, ale wiadomo, jak to jest w dzisiejszych czasach. Oboje z Pawłem to rozumieliśmy, a ja cieszyłam się, że Martyna dzięki niemu nie musi godzinami siedzieć sama jak wiele dzieci moich koleżanek.
Może moja córka jest chora, ma jakieś niedobory?
Martyna zostawiła tablet. Włączony na poczcie…
Pawła akurat nie było, miał nocny patrol, kiedy moja córka wróciła
Sytuacja zdecydowanie wymykała mi się spod kontroli!
Wyrzuciłam Pawła z domu. Zawiadomiłam prokuraturę, jego przełożonych, nawet media
Czytaj także:
- „Mąż uważał, że jest za poważny na zabawę z synem. To wizyta w sklepie z zabawkami wyzwoliła w nim dziecko"
- „Przez nową wychowawczynię, moja 7-letnia córka znienawidziła szkołę. Płakała, symulowała choroby i miała koszmary"
- „Ojciec porwał dziecko z przedszkola. Nie wiedział, że syn jest chory i w każdej chwili może umrzeć”

Niedawno po trzech latach starań dostałam wreszcie wymarzony awans i podwyżkę. Chciałam pokazać, że świetnie poradzę sobie na nowym stanowisku, zdobyć uznanie i szacunek współpracowników. I dopiero wtedy ewentualnie pomyśleć o macierzyństwie. A tu niespodzianka! Oczami wyobraźni już widziałam, jak z hukiem spadam ze stołka, na który dopiero co się wdrapałam. Bo wiadomo, jak to dzisiaj jest w wielkich korporacjach. Wystarczy, że znikniesz na jakiś czas z horyzontu, a już ktoś wskakuje na twoje miejsce Długo nie przyznawałam się w firmie, że zostanę matką. Szczęśliwie dobrze się czułam, no i nie tyłam za bardzo. Do siódmego miesiąca prawie nic nie było widać. W końcu jednak musiałam wyznać prawdę. Mój bezpośredni szef nie był zachwycony, ale też nie postawił na mnie krzyżyka. Chyba docenił to, że zasuwałam jak mały parowozik, a nie poszłam od razu na zwolnienie lekarskie. Pomarudził więc trochę, pokrzywił się i powiedział, że ma nadzieję, iż od razu po urlopie macierzyńskim wrócę i będę pracować z takim zaangażowaniem jak dotychczas. Obiecałam uroczyście, że tak dokładnie będzie. Dwa miesiące później urodziłam Marcinka. Był taki śliczny i słodki! Natychmiast przesłonił mi cały świat. Oczywiście na początku było ciężko, zwłaszcza jak mały płakał nocami, domagając się karmienia, ale z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Tym bardziej że mój mąż dzielnie mnie wspierał. Po powrocie z pracy kąpał malucha, przewijał, a w weekendy dumnie spacerował z wózkiem po parku. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego zachowania. Michał wychował się w bardzo tradycyjnej rodzinie. Jego ojciec nigdy nie zajmował się domem ani dziećmi Nawet nie wiedział, jak założyć pieluszkę ani jak uspokoić własnego syna czy córkę. I był z tego… bardzo...

Jeśli mam być szczera, najchętniej przeniosłabym Mikołaja do innej placówki, ale wiem, że to byłaby tylko ucieczka od problemu. Mikołaj tak się cieszył, że idzie wreszcie do szkoły! Przed rozpoczęciem roku z emocji nie spał prawie przez całą noc. Przychodził co chwila do naszej sypialni i z wypiekami na twarzy pytał, kiedy wstajemy. – Zobacz, nawet się nie boi – powiedziałam wtedy do męża. Koleżanki z pracy opowiadały mi, jak to ich dzieci pierwszego dnia popłakiwały, wstydziły się, a nawet zapierały się przed wejściem do klasy. A mój Miki wmaszerował odważnie, jakby w szkole spędził pół życia… Byłam z niego taka dumna. Na początku wyglądało na to, że synek polubił szkołę. Bez problemu rano wstawał, a przed wyjściem pięć razy sprawdzał w plecaku, czy nie zapomniał swoich zeszytów, książek, flamastrów. Po powrocie do domu chętnie opowiadał o tym, co robił przez cały dzień, co ma zadane. Cieszyłam się, bo Miki jest raczej drobny, a także cichy i spokojny i trochę obawiałam się, że nie odnajdzie się w grupie rozbrykanych pierwszaków. A tu taka wspaniała niespodzianka! Gdzieś po tygodniu zauważyłam, że jego entuzjazm znacznie osłabł. Nie opowiadał już tak chętnie o kolegach, o tym, jak spędził dzień. Gdy pytałam, jak było w szkole, mówił, że dobrze i szedł do swojego pokoju. Po kolejnych kilku dniach zaczął nagle marudzić przy wychodzeniu, narzekać, że boli go brzuch, że jest mu niedobrze. – Mogę zostać w domu? Mamusiu, proooszę. Tylko dzisiaj! – składał rączki w błagalnym geście. Trochę mnie martwiła ta zmiana zachowania, ale mąż machał ręką. – Pamiętasz? Paluszek i główka to szkolna wymówka. Pewnie już mu się znudziło poranne wstawanie, siedzenie w klasie, obowiązki i dlatego marudzi....

Uparłam się. Postanowiłam, że natychmiast po urlopie macierzyńskim wrócę do pracy. Prawdziwa matka Polka! – Zwariowałaś? – zdziwił się mój mąż. – Zarabiam tyle, że wystarczy na nas troje. Jak będzie trzeba, wezmę dodatkowe zlecenia. – Świetnie, ale czy moje ambicje się nie liczą? Nie po to kończyłam studia, żeby siedzieć w domu! Michał jednak był nieprzejednany: – Nie szkoda ci zostawiać naszego dziecka obcej kobiecie? – Tylko na pół dnia. Popołudnia będę już miała dla Kazia. Mama Michała mieszka daleko, a moja ze względu na stan zdrowia nie mogła się zająć naszym synkiem, chociaż bardzo chciała. Michał uważał, że skoro jego mama poświęciła karierę zawodową dla dzieci (wychowała ich czworo!), to ja powinnam postąpić tak samo. Ja jednak byłam tak samo uparta jak on – Poza tym szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko! – drążyłam temat. W końcu doszliśmy do porozumienia, że jak znajdę dobrą nianię, będę mogła wrócić do pracy. – No i oczywiście jeśli pogodzisz jedno z drugim – sceptycznie powiedział mój mąż. – Czyli na próbę. Mierz zamiar podług sił, że tak powiem. Przez przypadek udało nam się znaleźć wspaniałą nianię. Akurat moja koleżanka wyjeżdżała w trakcie roku całą rodziną do Norwegii i sama szukała miejsca dla swojej niani. Kazik od razu ją zaakceptował. Postanowiłam zrobić wszystko, żeby być idealną matką i pracownikiem. Nie mogłam dać satysfakcji Michałowi, poza tym marzyłam o tym, żeby wreszcie włożyć szpilki i jakiś elegancki strój. Miałam już serdecznie dosyć dresu, innych ubrań było mi po prostu szkoda, Kazik był bowiem mistrzem w brudzeniu wszystkiego, niezależnie od tego, czy była to moja koszulka, czy jego. Gdy po...