
Rany boskie, mów! Nasz syn chciał się zabić?!
Jasiek zachował się bardzo dojrzale, tak uważam
Słuchałam relacji mojego męża coraz bardziej oniemiała
Czytaj także:
- „Mam dziecko z mężem siostry, ale nikt o tym nie wie. Prawda wyszła a jaw, gdy córka zachorowała na białaczkę"
- „Miałam gorący romans z księdzem. Uwiódł mnie, rozkochał, a gdy zaszłam w ciąże, zmusił do aborcji"
- „Kiedy żona powiedziała mi, że znowu jest w ciąży, uciekłem. Jako samotna matka poradzi sobie lepiej, państwo jej pomoże”

Moment, w którym orientujesz się, że twoja ukochana księżniczka dorosła i stała się kobietą, jest trudny dla każdej matki. Ale kiedy „księżniczka” zamiast sukienki nosi bojówki i T-shirty, a dnie spędza na waleniu w przyciski na klawiaturze oraz krzyczeniu do mikrofonu komputera, zaczynasz się zastanawiać, czy aby na pewno wypuszczasz spod skrzydeł odpowiednio ułożoną kobietę. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu Zauważyłam, że Iza spędza coraz więcej czasu przy komputerze. Zwykle włączała go na parę minut, żeby sprawdzić skrzynkę mailową czy wyszukać przepis na ciastka. Teraz swojej aktywności w internecie poświęcała po kilka godzin dziennie. Chodziło o jedną z tych gier online, popularnych wśród młodzieży. Gracze łączą się w drużyny i walczą z innymi drużynami w jakiejś magicznej krainie. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, ale z drugiej strony wiem, że przecież każde pokolenie ma swoje trendy i zabawy. Do dziś pamiętam, jak za moich młodych czasów biegało się za płytami winylowymi, nawet kompletnie nieznanych zespołów. Uznałam więc, że to taka nowa moda, okres przejściowy, i nie zaprzątałam sobie tym głowy. Iza zmieniała się jednak coraz bardziej. Już prawie nie widywałam jej w spódniczkach, podczas wizyty u fryzjera kazała sobie wygolić niemal pół głowy, co wygląda dziwacznie, bo resztę włosów ma do połowy pleców. Co gorsza, ilekroć ktoś ją odwiedzał w domu, byli to wyłącznie chłopcy. Bladzi od siedzenia przed ekranem, głośni i opowiadający o tych samych dziwactwach co ona. Tacy, którzy z miejsca przypominali mi o tym, dlaczego od zawsze chciałam mieć córkę. Dlaczego kupowałam jej różowe śpioszki, a do zabawy lalki i pluszowe jednorożce. Dlaczego chciałam, żeby Iza pozostała moją małą księżniczką. Córeczko, zajmij się czymś pożytecznym, co? Wielokrotnie próbowałam ją...

Pamiętam, jak tamtego dnia siedziałam w pociągu do stolicy i z dumą opowiadałam przypadkowo spotkanej pasażerce o swojej córce. Julia była naszym oczkiem w głowie, może dlatego, że komplikacje przy porodzie i trudna operacja odebrały mi szansę na ponowne zajście w ciążę… Dbałam o Julię, chuchałam na nią i dmuchałam. Kupowałam jej najlepsze stroje, najdroższe zabawki. Gdy miała pięć lat, zapisałam ją na zajęcia taneczne i język angielski. W końcu im szybciej maluchy rozpoczną naukę, tym lepiej, prawda? Cieszyłam się, że moja Julcia tak wspaniale się rozwija Była jedną z najlepszych uczennic w całej szkole, reprezentowała ją na wielu konkursach i olimpiadach. Popołudniami nadal uczęszczała na naukę tańca i języka, dodatkowo zapisałam ją na basen. Kiedy rozpoczęła naukę w gimnazjum, doszłam do wniosku, że zapiszę ją też do popołudniowej szkoły muzycznej. Uczyła się tam nie tylko śpiewu, ale i gry na gitarze. Byłam z niej taka dumna! Gdy poszła do liceum, załatwiłam jej korepetycje z biologii i chemii. Byłam pewna, że zechce zdawać na medycynę. Ja też chciałam być lekarzem, od zawsze o tym marzyłam, jednak moich rodziców nie było stać na opłacenie mi studiów. Pochodziłam z ubogiej rodziny, więc w sumie na niewiele było ich stać… Dlatego obiecałam sobie, że mojej córeczce nigdy niczego nie zabraknie. Niestety, mój mąż miał nieco inne zdanie na temat wychowania naszej jedynaczki. Często czepiał się mnie, że za dużo od Julki wymagam, że przelewam na nią swoje ambicje, że chcę, by spełniała moje niespełnione marzenia… Ale to wcale tak nie było! Ja tylko nie chciałam, by czegokolwiek jej zabrakło, przede wszystkim pragnęłam jej pomóc! A przecież kto wie lepiej, czego trzeba dziecku, jeśli nie matka, prawda? – A spytałaś ją kiedykolwiek o zdanie? Nie!...

Pamiętam tamten dzień sprzed lat, gdy odbierałam córeczkę z przedszkola po pierwszym dniu. Hania bardzo podekscytowana opowiadała mi o koleżance, która dołączyła do ich grupy. Nowa dziewczynka miała na imię Marysia i córeczka była nią zachwycona. – Dała mi spinkę z wisienkami – pochwaliła się, dotykając ozdoby na ciemnych włoskach. – Obiecałam, że jutro jej przyniosę gumkę z motylkiem. Mogę, prawda? Cieszyłam się z nowej przyjaźni córki, bo do tamtej pory była raczej typem samotniczki… Kilka dni później spotkałam w szatni mamę Marysi. Przedstawiła się jako Marlena i zaproponowała, żebyśmy poszły z dziewczynkami na chwilę na plac zabaw na osiedlu. Godzinę później miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Z placu zabaw poszłyśmy do Marleny do domu, wypiłyśmy po koktajlu z jarmużem, który sama zmiksowała, nasze córki dostały po sporym kawałku ciasta marchewkowego, a potem zajęły się jakąś grą logiczną. W domu opowiedziałam wszystko Sylwkowi. – Fajna ta Marysia – relacjonowałam. – Ma cały pokój gier, układanek, książeczek. Bardzo rozwinięta jak na swój wiek; Hania przy niej to jakby była dwa lata młodsza. Ale to dobrze, przy takiej koleżance się szybciej rozwinie . Przez cały rok Hania i Marysia były nierozłączne, zwłaszcza że obie w czwartki chodziły na judo dla maluchów w domu kultury. Naturalnie zaczęłyśmy z Marleną wymieniać się przy odbieraniu dziewczynek i odprowadzaniu na zajęcia. Kiedy poszły do zerówki, było zupełnie oczywiste, że będą dalej trzymać się razem. Kontynuowały naukę judo, ponadto Marlena znalazła zajęcia angielskiego prowadzone nowatorską metodą i zapisałyśmy tam dziewczynki. Marysia łapała wszystko w lot jak jakiś geniusz Okazało się, że miałam dużo racji:...