
Dziennikarka chciała z nim porozmawiać
Późnym popołudniem stawili się u nas funkcjonariusze policji, którzy zostali powiadomieni przez pogotowie o wypadku. Przesłuchiwali Jarka przez godzinę, wciąż wypytując o szczegóły zdarzenia. Wyglądało na to, że ojciec chłopca, który miał opiekować się dzieckiem podczas nieobecności mamy, może mieć kłopoty za narażenie zdrowia i życia malca.
Byliśmy dumni z naszego dziecka
Za swój czyn miał otrzymać nagrodę
Najważniejsze, że ma w czym iść. Marcina także zaproszono, więc w dniu uroczystości cała szkoła wiedziała już, co się dzieje. Chodziłam tak zestresowana, że nie byłam w stanie niczego przełknąć. Do ratusza przybyły całe tłumy nie tylko młodzieży, ale i dorosłych. Był też najmłodszy zainteresowany – malutki chłopiec, którego Jarek uratował oraz jego rodzice. Zobaczyłam go po raz pierwszy i nawet nie przypuszczałam, że jego widok tak mnie poruszy. Podziękowania jego rodziców były tak wzruszające, że patrzyłam na to wszystko, pękając z dumy, i nie mogąc powstrzymać napływających mi do oczu łez. Prezydent także wygłosił piękną przemowę.
Od dzieciństwa był szczery i uczciwy
Maria, 43 lata
Czytaj także:
- „Miałam oddać szpik swojemu siostrzeńcowi, kiedy… zaszłam w ciążę. Musiałam dokonać przerażającego wyboru”
- „Mój mąż myślał tylko o pracy i pieniądzach. Doszło do tego, że nasz syn chciał mu… zapłacić, żeby spędzał z nim czas”
- „Córka jest wrażliwa, więc gdy jej chomik umierał, podmienialiśmy go na nowego. To błąd, ale nie chcemy złamać jej serca”

Oddać szpik mojemu ukochanemu pięcioletniemu siostrzeńcowi? Nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę to zrobić i zrobię! Ale potem wszystko się zmieniło. Kiedy dowiedziałam się, że mój pięcioletni siostrzeniec ma białaczkę, nie mogłam w to uwierzyć. No bo jak to? To śliczne kochane dziecko jest chore? I nie daj Boże, śmiertelnie? Uwielbiałam Jacusia, odkąd się tylko urodził Moja siostra po cesarskim cięciu dość długo dochodziła do siebie i to ja często zajmowałam się niemowlakiem. Zabierałam go na spacery i nie bałam się go kąpać, w przeciwieństwie do jego taty. Szwagier zawsze się przed tym wzbraniał, twierdząc, że jest zbyt niezgrabny i ma za duże ręce. Fakt, jest postury raczej niedźwiedziowatej. Byłam więc z Jacusiem zżyta jak z własnym dzieckiem. Myślę, że to, co do niego czuję, to miłość prawie macierzyńska. I nigdy bym nie sądziła, że kiedyś los postawi mnie przed trudnym wyborem – czy mam przedłożyć uczucie do Jacusia ponad miłość do… własnego dziecka? Białaczka siostrzeńca była wielkim dramatem dla nas wszystkich. To urocze dziecko ginęło na naszych oczach Oczywiście, lekarze natychmiast zalecili chemię. Zapewnili rodziców Jacusia, że od czasu wynalezienia nowych leków chemioterapia jest naprawdę skuteczna i pozwala doprowadzić do takiego etapu, kiedy będzie można u pacjenta zrobić przeszczep szpiku. Badaniu pod kątem zgodności naszego szpiku ze szpikiem Jacusia poddaliśmy się wszyscy, całą rodziną. W pewnym sensie poczułam się dumna, kiedy u mnie wyszła najwyższa, prawie stuprocentowa. Miałam lepszą zgodność z siostrzeńcem niż jego biologiczni rodzice! – Czy będzie pani gotowa na przeszczep, kiedy nadejdzie pora? – zapytał mnie lekarz. – Oczywiście! – odparłam natychmiast. Byłam tego pewna i gdyby ktokolwiek mi wtedy powiedział, że zajdą okoliczności,...

Moi rodzice? Nie chcę ich znać! Wykreśliłam ich ze swojego życia i serca. Dobrze im tak, za to wszystko, co mi zrobili. Chociaż wydaje mi się, że zbytnio z tego powodu nie cierpią, bo ja, ich córka, jedynaczka – w ogóle ich nie obchodzę! Pieniądze. W naszym domu tylko o tym się rozmawiało Moi rodzice prowadzili dwa odrębne biznesy i wszystkie ich dialogi kręciły się wokół tego: Kto ile ich zarobił? Ile trzeba zapłacić podatku? Dlaczego ojca interes rozwija się lepiej? Dlaczego matka chce dokapitalizować firmę… I tak dalej. Nigdy nie spytano mnie, jak idzie mi w szkole. Ojciec nigdy nie wziął mnie na kolana, nie przytulił, nie powiedział, że mnie kocha i jestem dla niego najpiękniejsza na świecie. Z tamtego czasu pamiętam tylko jedną szczęśliwą niedzielę. Rodzice zabrali mnie do wesołego miasteczka. Chyba kłócili się jak zwykle, ale wśród ludzi, w gwarze otaczających mnie rozmów i skocznej muzyki, nie słyszałam ich. Siedząc na karuzeli i wirując, patrzyłam w niebo i szeptałam: – Boże, gdybyś mógł dać mi tyle radości, ile w tej chwili, choćby tylko jeden raz w miesiącu, to przysięgałam, że będę najlepszą uczennicą nie tylko w klasie, ale i w całej szkole. Ale taka niedziela już nigdy więcej się nie powtórzyła. Za to w domu wybuchały coraz częstsze awantury Słyszałam je rano, słyszałam, gdy wracałam ze szkoły i kiedy kładłam się spać. Próbowałam nie słuchać wyzwisk, jakimi obrzucali się moi rodzice – kiedy podnosili głosy, nakładałam na uszy słuchawki i rozkręcałam muzykę na maksa. Przez jakiś czas to pomagało. Kiedy skończyłam piętnaście lat, oboje zaczęli szukać u mnie poparcia dla swoich racji . Tak więc kiedy odrabiałam lekcje, matka nieoczekiwanie wpadała do mojego pokoju. Najpierw szlochała. Przytulała mnie, odsuwała od siebie, znowu przytulała i...

Są na świecie rzeczy, które nie mają swojej ceny, na przykład... czas spędzony z własną rodziną. W ferworze obowiązków zapominamy, jak bardzo jest ważny, ale dzieci zaraz nam o tym przypomną. – Naprawdę nie możesz odwołać tego spotkania? – zrezygnowana patrzyłam, jak Marek szykuje się do wyjścia. – Przecież obiecałeś Kajtkowi. – Ala, nie utrudniaj – mąż popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. – Wiesz, że muszę być dyspozycyjny. – Ale wciąż zapominasz, że masz rodzinę, żonę i syna – nie ustępowałam. – I co to za dyspozycyjność, służbowe spotkania w soboty, w niedziele, to jakieś niewolnictwo jest raczej – wybuchłam. – Co ty, jakiś cyrograf podpisałeś, czy co? – Umowę z firmą podpisałem rok temu i od roku zarabiam tyle, że wreszcie nam na nic nie brakuje – Marek wycedził przez zęby. – Czyżbyś o tym zapomniała? Już się nie odezwałam, nie było sensu. Tak było niemal codziennie, takie rozmowy stały się naszym chlebem powszednim. Ja mówiłam swoje, mąż swoje Odkąd Marek objął stanowisko głównego konsultanta w firmie, dom jakby dla niego przestał istnieć. Był dyspozycyjny przez dwadzieścia cztery godziny w pracy i z czasem stało się to coraz bardziej uciążliwe. Ja jeszcze skłonna byłabym to zaakceptować, rozumiałam ten dzisiejszy wyścig szczurów i doceniałam, że dzięki pracy męża żyliśmy na poziomie wyższym niż przeciętny. Trudno to jednak było wytłumaczyć naszemu dziesięcioletniemu synkowi. Kajtek wciąż dopominał się o swojego ojca, o jego uwagę, czas. – Zrozum, synku, ja muszę pracować i nic na to nie poradzę – usiłował mu tłumaczyć Marek. – Ale inni ojcowie też pracują – mały krzywił się wtedy płaczliwie. – I chodzą ze swoimi synkami na orlika, grają w nogę, widziałem,...