
Robiła, co tylko chciała, i nie liczyła się z nikim
Ona tylko się bawiła...
Okazało się nawet, że przysługuje nam z tego tytułu jakiś zasiłek. Mniejszy, niż gdybyśmy wzięli obce dziecko, ale zawsze coś. A pomoc finansowa była nam bardzo potrzebna, bo teraz oprócz niepełnoletniej córki mieliśmy jeszcze na utrzymaniu niemowlę!
Strach zostawić Olę pod opieką jej rodzonej matki
Jak grochem o ścianę…
Danuta, 61 lat
Czytaj także:
- „Moja 16-letnia wnuczka będzie mamą. Zięć wpadł w furię, stwierdził, że to moja wina. Nie był nawet przy narodzinach wnuka"
- „Mąż miał zająć się naszą córeczką tylko przez 4 dni. Nie dał rady. Cwaniak wezwał na pomoc opiekunkę i sprzątaczkę"
- „Skorzystałam z dawcy nasienia, bo mój mąż był bezpłodny. Po porodzie Jurek odszedł, bo nie akceptował cudzego dziecka"

Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mojej córce, jak będzie wyglądała nasza rodzina, nie uwierzyłaby w to. Ten palant od fizyki wlepił mi jedynkę! Głupek jeden! – moja córka Julka, gimnazjalistka, była po prostu wściekła! Wściekłam się i ja… Ale nie za tę jedynkę. Gdy sama chodziłam do szkoły, fizyka też była moją piętą achillesową… Ciśnienie podniósł mi ten „palant” i „głupek”! – Julia! Jak ty się wyrażasz o nauczycielu i jednocześnie wicedyrektorze waszej szkoły?! – wykrzyknęłam. – Nie tak cię wychowałam! Masz szanować dorosłych! Ostatni raz tak powiedziałaś o kimś starszym! A na poprawienie tej jedynki daję ci dwa tygodnie! Rzadko podnosiłam głos na córkę, ale tym razem przesadziła Wychowywałam ją sama, ojciec Julki nie interesował się nią. Bardzo dbałam, aby wyrosła na porządnego człowieka. A ta, ledwo poszła do gimnazjum, diabeł w nią wstąpił! Zamiast grzecznej, kochanej córeczki, stała przede mną jakaś obca dziewucha! – Zawiodłaś mnie i tyle. Nie tą jedynką, bo to się każdemu może zdarzyć. Tylko tym, jak mówisz o innych ludziach! Nie sądziłam, że koledzy będą mieli na ciebie większy wpływ niż to, czego uczyłam cię latami! – popatrzyłam jej prosto w oczy. – Oj, mamo, nie o to chodzi – córka złagodziła ton. – Wiem, czego mnie uczyłaś i pamiętam o tym. Ale ten wicedyrektor fizyk jest naprawdę beznadziejny! Wiesz, on zachowuje się tak, jakby był… Jakby był z zawodu dyrektorem! – wypaliła. To, co mówiła, było trochę bez sensu, ale zrozumiałam, o co jej chodzi… Moja córka, a także jej koledzy i koleżanki z klasy mieli ostatnio „fazę” – jak to nazywali – na oglądanie starych, polskich komedii. I zasłyszane w nich zwroty wplatali potem z...

Był październikowy wieczór 2011 roku. Wracałam z pracy. Wysiadłam na opustoszałym o tej porze przystanku i znaną od lat trasą poszłam do domu. Przechodziłam obok nieczynnego sklepu, gdy drogę zagrodził mi jakiś obcy facet i z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz. Upadłam na pojemnik z piachem i poczułam tak mocne kopnięcie w brzuch, że straciłam oddech. Torebkę, biżuterię i zakupy w myślach spisałam na straty, lecz nie o to chodziło napastnikowi. Typ brutalnie podniósł mnie za włosy i zaciągnął do altanki śmietnikowej. Zaczęłam wołać o pomoc, lecz natychmiast zostałam uciszona. Facet okładał mnie z całej siły, dopóki nie straciłam przytomności. I tylko za tę chwilową nieświadomość jestem dziś wdzięczna Bogu… Nie wiem, ile to trwało – czy kwadrans, czy godzinę. Obudziły mnie ból i zimno. Leżałam cała zabłocona i w podartej odzieży na brudnym piachu. Obok moja torebka i rozsypane zakupy. Usiłowałam się podnieść, jednak byłam na to zbyt obolała. Po kilku próbach udało mi się wstać i dowlec się na postój taksówek. Następną rzeczą, jaką pamiętam, było zwielokrotnione echo kroków w szpitalnym korytarzu. Sanitariusze szybko mnie gdzieś wieźli na specjalnym wózku. Słyszałam, jak szeptali między sobą z przerażeniem. Badania wykazały wstrząśnienie mózgu, złamane żebro i liczne obrażenia intymnych części ciała. Nie pozwolili mi na zabieg, są wierzący Młody lekarz podczas obchodu nie rozmawiał ze mną, oficjalnym tonem zadawał jedynie niezbędne pytania. Chyba czuł się skrępowany, bo nie patrzył mi nawet w oczy. Z kolei policjant prowadzący śledztwo wypytał szczegółowo o przebieg zajścia. Pragnęłam mu o tym opowiedzieć i… nie byłam w stanie. Dukałam tylko pojedyncze słowa i nieudolne zdania. – Szok pourazowy. Potrzebna pani pomoc...

Dziewczynka miała trzynaście lat i sporą nadwagę. Brzuch bolał ją tak bardzo, że lekarz nie mógł jej zbadać. Zlecił więc usg. W naszym szpitalu widziałam już różne rzeczy. Ale to, co wydarzyło w tamtą sobotnią noc dwa miesiące temu, będę pamiętać chyba do końca życia. Bo jak tu zapomnieć o sytuacji, w której przyjmuje się na oddział jedno dziecko, a wypisuje… dwoje. Ona miała nadzieję, że coś jej zaszkodziło Zapowiadała się spokojna noc. Siedziałam z lekarzem i inną pielęgniarką w dyżurce i kończyłam kawę. Dochodziła północ, a my do tej pory mieliśmy tylko pięć interwencji. Jak na oddział ratunkowy szpitala dziecięcego, niewiele. Właśnie miałam umyć kubek, gdy dostaliśmy wiadomość, że wiozą trzynastolatkę z bardzo silnym bólem brzucha. – Pewnie wyrostek – stwierdził lekarz. – Sprawdź, czy sala operacyjna jest w razie czego gotowa – polecił mi. Dziewczyna przybyła do nas pięć minut później. Za niosącymi ją na noszach ratownikami wbiegli przerażeni rodzice. – Ratujcie nasze dziecko! – błagali. Z informacji, które udało mi się od nich wyciągnąć, wynikało, że córka zaczęła mieć bóle kilka godzin wcześniej. – Agatka lubi zjeść, ma sporą nadwagę… Myśleliśmy z mężem, że to niestrawność – relacjonowała gorączkowo mama. – Dałam jej krople żołądkowe i coś na wątrobę. Byłam pewna, że leki pomogą. Ale było coraz gorzej. Więc mąż wezwał karetkę. O Boże, mam nadzieję, że nie za późno… – denerwowała się. Zapewniłam ją, że córka jest bezpieczna w naszych rękach i na pewno wszystko dobrze się skończy. Poprosiłam, by usiedli w poczekalni. – Jak tylko będzie coś wiadomo, poinformujemy państwa...