
Westchnęłam głośno, a przed oczami stanęła mi moja miłość z liceum
„No, no. Ale ją wzięło!” – pomyślałam.
Ta myśl wyraźnie ją ucieszyła
Czytaj także:
- „Syn i jego ciężarna dziewczyna zginęli w wypadku. Przeżyło tylko dziecko. Byłam jego jedyną nadzieją na normalne życie”
- „Zignorowałam skurcze, a potem... zaczęłam rodzić w najbardziej luksusowej restauracji w mieście”
- „Przedwczesny poród, śmierć córeczki… A to wszystko dlatego, że uwierzyłam w zdradę męża, którą wmawiała mi koleżanka”

Pamiętam, jakby to było wczoraj… Zwiewna, letnia sukienka Marysi i jej niewinne, delikatne ciało. Była taka piękna, a ja, niedoświadczony dzieciak, rzuciłem się na nią wygłodniały. Mogłem się w końcu pochwalić kolegom, że pozwoliła mi na więcej. Nie myślałem wówczas o konsekwencjach. – Jestem w ciąży – poinformowała mnie jakiś czas później Marysia. Poczułem, że moje życie właśnie się skończyło. Ale jak to? Miałem zaledwie dwadzieścia lat, chciałem zmieniać świat i coś w życiu osiągnąć, a tymczasem okazało się, że mam zostać w niewielkiej wiosce, założyć rodzinę i żyć tak samo jak moi rodzice? Matka i ojciec kazali mi się zachować jak należy, czyli wziąć ślub z Marysią i założyć rodzinę. Przyparty do muru, ożeniłem się. Jednak jeszcze przed narodzinami syna uciekłem, gdzie pieprz rośnie. Czasem tylko dzwoniłem do matki. – Ojciec właśnie wyszedł do sklepu – mówiła. – Gdyby był w domu, nie mogłabym z tobą rozmawiać. Chodzi po wsi i powtarza, że on już nie ma syna. Dzieciaku, wróć, proszę, do Marysi. Ona cię potrzebuje, oczy sobie wypłakuje i boi się, że sobie nie poradzi. Nigdzie nie zagrzałem miejsca na dłużej. Pracowałem to tu, to tam i zawsze spadałem na cztery łapy. Zero zmartwień i problemów – właśnie tak chciałem żyć. I żyłem! Moje życie było jedną wielką przygodą. Kobiety pojawiały się i odchodziły. A ja szczyciłem się tym, że jestem wolny, wolny od systemu, wolny od zobowiązań. Patrzyłem kpiącym wzrokiem na ludzi zniewolonych we własnym domu i w pracy. Zachodziłem w głowę, jak oni mogą tak żyć. Gardziłem nimi. Kontaktowałem się z nią tylko raz w roku I tak minęło kolejnych kilka, kilkanaście, a potem kilkadziesiąt lat. Moje ciało zaczęło się starzeć, a zdrowie powoli szwankować. Ot, normalka....

Kiedyś podobno było tak, że po porodzie świeżo upieczona matka chwaliła się światu swoim rozkosznym dziecięciem. Dziś to już nie jest w dobrym guście. Dziś wypadałoby okazać wszem i wobec swój płaski brzuszek i kształtne nogi, najlepiej w tydzień po porodzie. Przesadzam oczywiście, co nie zmienia faktu, że jak urodziłam swoje bliźniaki, to zaraz poczułam presję, by jak najszybciej wrócić do dawnej formy. Nie ze względów zdrowotnych, niestety, a estetycznych. Już w czasie ciąży oglądałam w czasopismach zdjęcia młodych matek celebrytek, które chwaliły się kształtnymi ciałami i dzieliły swoimi skutecznymi sposobami na odzyskanie świetnej figury zaraz po porodzie. Moje dziewięć miesięcy ciąży było dość trudne. Jedno dziecko to wyzwanie dla organizmu, ale dwoje? Kiszki podchodziły mi do gardła, pęcherz udawał naleśnik, a wątroba szukała dla siebie miejsca gdzieś pomiędzy żebrem, żołądkiem a trzustką. Do tego doszły – dzięki Bogu niewielkie – komplikacje ciążowe i przybranie formy mamuśki pulpecika właściwie miałam zagwarantowane. Tak żartobliwie mówił do mnie mój małżonek, gdy tylko zobaczył, że zaczynam martwić się o swój wygląd… Chciał oczywiście dobrze, mówił to z miłością, ale wyszło niezręcznie. Synkowie przyszli na świat tydzień przed czasem Zbędne kilogramy zostały i nie mogłam ich tak łatwo zrzucić. Do tego doszły jeszcze problemy zdrowotne. Moje ciało wymagało pracy, musiałam tu i ówdzie wzmocnić mięśnie, nie mogłam sobie odpuścić. Lekarz zalecił mi jogę. Przyznaję się bez bicia, nigdy nie byłam fanką ćwiczeń, ale cóż, słowo lekarza jest święte. Nie pozostało mi więc nic innego, tylko udać się do centrum handlowego i wybrać w sklepie modne spodnie do ćwiczeń. Gdy stanęłam w nich w domu przed lustrem, zobaczyłam, że nie wyglądam tak źle. To była świetna motywacja i...

Cała rodzina cierpiała z powodu humorów naszego ojca. Obraził się na wszystkich i nic nie było w stanie go udobruchać. W końcu udało się to mojej córeczce! Mój ojciec zawsze był okropnie drażliwy. A już na starość zrobił się wprost nieznośny. Pewnie dlatego drobna sprzeczka z moim bratem przerodziła się w trwający już dobre dwa lata konflikt. Co najgorsze, chociaż Filip podejmował próby załagodzenia sporu, ojciec trwał w swoim oślim uporze, objawiając światu kamienną twarz. I nagle wszelkie rodzinne spotkania przestały być przyjemnymi zjazdami, przeradzając się w arenę, na której matador-syn unikał, jak potrafił, rozjuszonego byka-ojca. – Jestem już tym zmęczony – stwierdził któregoś razu Filip. – Jeśli on nie przestanie, na następne święta nie przyjedziemy z Jolą do rodziców, tylko spędzimy je w domu. Nie mam siły znosić humorów ojca, przecież tak naprawdę nic mu nie zrobiłem. Niestety, miał rację Nie mogłem mu nawet powiedzieć wzorem mamy: – Przeproś tatusia, bo tatuś to lubi – skoro tak naprawdę już dawno przeprosił i nic to nie dało. – Pogadam z tatą – mruknąłem. – Daj sobie spokój – Filip wzruszył ramionami. – Uparł się i tyle. Nic na to nie poradzimy. Kolejne święta odbyły się bez niego i jego żony z synem. Zostali u siebie w domu, zadzwonili tylko do mamy z życzeniami. Atmosfera przy stole była przez to bardzo ciężka. W końcu ojciec nie wytrzymał, tylko cisnął widelcem na talerz i wstał od stołu. I tyle go widzieliśmy. Zamknął się w swoim pokoju i nie pojawił się do końca wieczoru. – No i wesoły nastrój diabli wzięli! – stwierdziłem. – Czy naprawdę mama nie może na niego wpłynąć? Przecież to wszystko jest nienormalne! – Wiesz, jaki jest tata… Lubi rządzić i zawsze mieć rację –...