
Postanowiłam odreagować. W granicach rozsądku, rzecz jasna. Zaczęłam częściej zaglądać do kosmetyczki i fryzjera. Wreszcie mogłam wyjeżdżać tam, gdzie chciałam, i nie musiałam zgadzać się na kompromisy. Koleżanki twierdziły, że zaszła we mnie pozytywna zmiana. Stałam się weselsza, pewna siebie i przebojowa. A pewnego dnia poczułam nawet, że mam ochotę na podryw… „Mój mąż przez tyle lat sobie nie żałował, to teraz zaszaleję ja!” – myślałam.
Nie jestem typem imprezowiczki…
Gdyby nie Elżunia, dziś pewnie byłabym kaleką
Aniela, 44 lata
Czytaj także:
- „Mój syn był ofiarą szkolnych bandziorów. Zabierali mu jedzenie, bili i grozili, że jeśli komuś powie, to zabiją jego matkę”
- „Żona pracowała, a ja byłem kurą domową. Zdradzała mnie na prawo i lewo, a teraz jeszcze chce odebrać mi dziecko”
- „Mąż podmienił badania, żebym uwierzyła, że ma nieślubną córkę. To była jego kochanka, przyłapałam ich w naszej sypialni”

Dziewięć lat temu mój starszy syn powiedział, że nie chce mnie już nigdy więcej widzieć. Rozumiem go. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas, aby móc naprawić swój błąd. Gdy Maria powiedziała mi, że Adam chce ze mną rozmawiać na Skypie, w pierwszej chwili pomyślałem, że kpi sobie ze mnie. Ale ona stała w progu naszego pokoju i patrzyła na mnie poważnymi, smutnymi oczami. – Naprawdę? – spytałem nieswoim głosem, bo trudno mi było w to uwierzyć. – Naprawdę – żona skinęła głową. Podniosłem się z wersalki, minąłem ją i wolno ruszyłem do dużego pokoju. W ciągu tych kilkudziesięciu sekund w drodze do komputera, przed oczyma stanął mi tamten wieczór, kiedy to widziałem Adama po raz ostatni. Niewiele pamiętałem z tamtych chwil, tyle tylko, co z opowieści żony Byłem przecież wtedy pijany, najzwyklej w świecie uchlany prawie do nieprzytomności, zresztą, jak prawie każdego wieczoru w tamtych latach. Prowadziłem wtedy własny biznes, duży warsztat samochodowy. Zatrudniałem kilka osób, interes dobrze się kręcił, trzymałem wszystko twardą ręką, na brak klientów i kasy nie narzekałem. A że moja robota wymagała nerwów i stałej uwagi, no to cóż w tym dziwnego było, że pod wieczór wpadałem do baru na szklaneczkę albo i dwie. Stać mnie było, za swoje piłem, odstresować się musiałem . Nie podobało się to moje popijanie żonie, wiadomo, jak to kobieta, zawsze znalazła powód do burczenia. A że ja nie pozostawałem jej najczęściej dłużny, więc awantury były u nas na porządku dziennym. Co mi tam baba miała jeździć po głowie, ja utrzymywałem dom, na wszystko sam robiłem, synowie kształcili się, obaj na studiach już wyższych byli, więc nie miała się czego czepiać. Ale ona wymyślała mi od pijaków, spokoju nie dawała, gdy wracałem wieczorami, no to za swoje dostawała. A...

Tak się cieszę, że los postawił na mojej drodze panią Helenkę. Gdyby nie ona, już chyba nigdy nie zostawiłabym swojego dziecka pod czyjąś opieką. Nie po tym, co nas spotkało! Weszłam do budynku szkoły i usłyszałam znajomy gwar. Trwała właśnie przerwa. Uczniowie biegali po korytarzu. Dziewczynki siedziały na ławce i oglądały jakąś młodzieżową gazetę. – Dzień dobry! Kiedy wraca pani do pracy? – usłyszałam za plecami znajomy, dziewczęcy głos. Obejrzałam się. To była Iwonka z piątej klasy, jedna z moich ulubionych uczennic. – Dzień dobry, Iwonko, wrócę w przyszłym miesiącu albo dopiero po feriach zimowych, jeszcze nie wiem dokładnie – wyjaśniłam. – Super, nie możemy się doczekać – ucieszył się Michał, największy łobuziak. – A dzidziuś zdrowy? – spytał. – Tak, na szczęście nie choruje i ładnie się rozwija – powiedziałam. W tamtej chwili byłam już pewna, że chcę wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim Lubiłam moich uczniów. Oni także dawali mi sporo dowodów sympatii. Brakowało mi kontaktu z nimi. Mój dyrektor też zachęcał mnie do powrotu. Pozostał tylko problem opieki nad synkiem . W naszym miasteczku nie ma żłobka. Nie mamy też z mężem żadnej babci do pomocy. Moja mama nie żyje, a rodzice męża mieszkają na drugim końcu Polski. – Wynajmiemy nianię, a ty wrócisz do szkoły, skoro tak bardzo tęsknisz za pracą – stwierdził Marek, mój mąż. Łatwo powiedzieć, ale żadne z nas nie znało odpowiedniej osoby, która mogłaby i chciałaby zajmować się naszym największym skarbem. – Popytam znajomych, może nam kogoś polecą – obiecał mąż. – Marek, ale ja się boję oddać dziecko pod opiekę obcej osobie – martwiłam się. – A jeśli trafimy na jakąś wariatkę? – Kochanie, nie przesadzaj, jesteś chyba troszkę...

Czy jestem dobrym człowiekiem? Uważałam, że nie. Ale jeden dzień, jedno zdarzenie – ta mała dziewczynka i jej biedny ojciec... – to sprawiło, że już nic nie będzie takie samo. Wściekła jak diabli, szybko zbiegałam po schodach. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, jeszcze chwila, a udusiłabym się w tej umieralni. Zatrzymałam się na moment przed bramą, uniosłam głowę, patrząc w okna tej szarej kamienicy. I przysięgłam sobie, że byłam tu dzisiaj po raz ostatni. Żadna siła mnie nie zmusi, żebym przyszła tu jutro To nie było dla mnie – praca w tym dziecięcym hospicjum. Dla mnie rozrywkowej kobiety, dla której największym jak dotąd problemem było, gdzie iść się zabawić i z kim. A tu proszę, jak na ironię losu, ten ciul sędzia zamienił mi grzywnę na nakaz pracy. I to takiej, która miała służyć społecznemu dobru. No, bo przed sądem wyszła jeszcze sprawa tych alimentów i ten stary piernik – sędzia – nie miał dla mnie litości. Zalegałam z alimentami dla mojej córki , no i fakt, nie kwapiłam się za bardzo do żadnej normalnej roboty. Bo Justynce niczego nie brakowało, pod czułym okiem jej tatusia i dziadków. Nie potrzebowała ani mnie, ani tym bardziej mojej kasy. A dla nich, majętnych sklepikarzy, co tam znaczyło te parę setek, jakie sąd zasądził ode mnie. Dla mnie to była kupa szmalu i wcale nie byłam taka prędka, żeby go oddawać tym nadętym bufonom, to znaczy mojemu byłemu i jego starym. Łapałam jakieś fuchy i się żyło, zresztą kolesie zawsze ratowali w potrzebie . Ale ostatnio coś nie miałam fartu, po rozróbie w dyskotece dostałam zawiasy i grzywnę, no i sama nie wiedziałam jak, ale sąd dopatrzył się tych moich zaległych alimentów. Już bym wolała to odkiblować, ale nie, tak łatwo nie było. Dostałam nakaz pracy, no i trafiłam do tego hospicjum dla dzieci Myślałam, że będę mieć robotę jak...